Bodajże go kat samego ćwiertował,
Tak jako wczora niebogę katował,
Owę niewiastę, po śmierci chudzinę,
Właśnie jak rzeźnik w jatkach cielęcinę.
Aż i dziś czuję jakąś w sercu trwogę,
Ani na białą płeć pojrzeć nie mogę,
Co sobie wspomnię na owe brzydkości,
Którem w nieczystej wczora cielesności
Na oko widział, kiedy ją rozbierał
Po żyłach i gdy w jej wnętrznościach gmerał,
I wskłoś wywracał wszytkie te skrytości,
Które się w owej otchłani miłości
Zatarły, i prał owę kosmacinę,
Przyrodzoną ich krając rozpadlinę.
O Boże, jakie ścia i tajemnice,
Jakie przegrody, ścieżki i granice
Natura w brzuchu niewieścim zawarła!
Druga by, na to patrzając, umarła.
Więc jako owe panieństwa zawiasy,
Jakie od pępka do nich wywijasy,
Jakie w żywocie macierzyńskim fochy,
Jakie do nerek ulice i lochy,
Jako się zniża i wznosi macica,
Gdy się pierwszy raz przedziewcza prawica;
Jako się owe błonki rozciągają,
Gdy się niewiasty jurne rozigrają,
Jako gdy dzieckiem nieboga zachodzi
I jako z ciężkim bólem je zaś rodzi;
I jaki onych labirynt wnętrzności,
Które należą do skutku miłości.
Mógł ci ostatka – bodaj go kat zabił! –
Zataić, bo z nas nikt nie będzie babił.
Jednak mi nie żal, żem to widział, czego
I Nero kiedyś z brzucha matczynego
Chciał się dowiedzieć i żywo przed swemi
Kazał ją rozproć oczyma własnemi,
Chcąc wiedzieć, jako leżał w jej żywocie –
Tak serce było okrutne w niecnocie.
Ja to mam: wszytkie ze zwidzenia tego
Poznał brzydkości świata obłudnego
I prawdziwemi przysięgam to słowy,
Że żadnej więcej nie chcę białejgłowy...
Jednę wyjąwszy, która moim zdaniem
I Bożym podno na to pozwalaniem
Nie z tej pewnie jest gliny ulepiona.
Raczej z krzyształu ślicznego stworzona,
Bo w przezroczystym ochędóstwie ciała
Wprzód by i samym aniołom nie dała
I bardziej w czystej jest Serainowi
Myśli podobna niżeli człekowi.