Cośkolwiek tam przedsięwziął, mój zacny kompanie,
Bóg ci pomóż we wszytkim, Rozdrażowski Janie.
Lub ci Mars, lub ci Wenus dzisia rozkazuje,
Niech serce twe z obudwu łupów tryumfuje,
Bo jednaż zawsze liga tych dwojga bywała,
Zawżdy z Marsem Wenera pospołu chadzała.
W tenże związek rycerska drużyna wstąpiła:
Miękka Wenus krwawego Marsa obłapiła –
I toż przymierze dzisia w swojej klubie stoi,
<Że> nie dziw widzieć nagą Wenerę we zbroi.
Jednakowym płomieniem gniew i miłość piecze:
Tak ten pała, co kole, jak i ów, co siecze.
Lecz iż to nie moja rzecz ani mojej głowy
Rozum, którym kapłański stan przedsięwziął nowy,
Dość mnie pobłogosławić i dać przeżegnanie,
A ty w szczęsną godzinę walcz i miłuj, Janie.
Jam się jak żyw nierad bił, lecz lubo o duszę
Gra idzie, przecie szczerze przyznać ci to muszę,
Że mi i wspomnieć na to, jak to kiedy było,
I przyświecać mi łotrom jeszcze dotąd miło,
Jednak po przęckę tylko. A ty nie wydawaj,
I owszem, przyrodzoną skromność mi przyznawaj,
By się zaś ociec święty tego nie dowiedział,
Żem ono raz z dziewczyną twoją smagłą siedział.