Do Aleksandra Zborowskiego z Padwie do Rzymu

Pomaga Bóg, Zborowski Aleksandrze, tobie
Muza się moja kłania w mej własnej osobie,
A pochyliwszy głowy po kapłańsku dołem,
Niskoć w tej karcie bije tu ode mnie czołem,
Której rozkazałem cię naprzód w Rzymie witać,
A potym cię i o to uniżenie pytać,
Co mi w tym świętym mieście tam porabiać raczysz
I jakim przeciw sobie być papieża baczysz.
Boś tam tak raczył zapaść jako na pokosie
Chruściel, ale by nic, byleś spełna w trzosie
Wszytko odniósł, a jeśli te pieniądze z banku
Podniesiesz, tedy za nie miłuj bez przestanku
I nie żałuj utracić na tej nimfy dworze,
Której wszytek świat służy – i ziemia, i morze.
A żebyś też nadobne co stąd upominki
Oberwał, miłosierne niechaj się uczynki
Kusząć: niech smutne znają twoję łaskę wdowy
I upadłe ratunki biorą białegłowy,
Między któremi krew ci najbardziej hiszpańską
Oddawam w litościwą miłość krześcijańską.
A potym i lorentki nie pomijaj ani
Nikt neapolitanki niechaj ci nie gani.
O ferrarskiej też siła słyszałem słodyczy
I w genueńskiej, mówią, osobny smak piczy.
I w żydowskim snadź łonie jakiś gust najdują
Ci, którzy rozliczności tych pociech próbują.
Jać zgoła wszytkie rzymskie i panny, i panie
Zalecam, bądź tam łaskaw ze wszytkich sił na nie,
A jeśliby co zeszło z tej świętej oiary,
Niech i ruan weźmie swą jałmużnę stary;
I przebiegłej zwodnice z swej szczodrobliwości
Nie puszczaj. A potym, syt tamtych świątości,
Nakieruj dyszlem do mych w Padwi pozostałych
Przyjaciół i sług twoich, w zacną przegłodniałych
Twoję onestacyją, której gdy przyjedziesz,
Sam, wszytkim udzieliwszy, uczestnikiem będziesz.
Czekają cię wielmożni dwaj kasztelanowie,
Czeka biskup i młodszej ligi kompanowie,
Czekam i ja, sługa twój, czekają cię bramy
Padewskie i wszyscy cię chętnie wyziramy.
Wygląda cię padewska dziewczyna pieszczona,
Wygląda piękna pani srodze utęskniona,
Czeka cię i scholarski mięsopust zuchwały,
I weneckich rozkoszy czeka szańc niemały,
I wszytkich cię delicyj nurty wyglądają,
Które lubieżnych pociech dna w sobie nie mają.
A Wenus ochmistrzyni, którą morskie piany
Spłodziły, takić paszport złotem napisany
Posyła, żebyś pewien raczył być i tego,
Że cię czeka z wystałą beczką lipcu swego
I tąć – przez pióro mówi – chęć swą oiaruje,
Że cię jej rówiennica w gębę ucałuje.
A jeśliś co tam w Rzymie smacznego miłował,
Dopieroż w jej dziedzinach będziesz tryumfował.
Bywajże, wielki, do nas, Aleksandrze, bywaj,
A tam i mnie, swojego sługi, nie zabywaj,
A przed ojcem świętym nie chciej mię zapominać,
Z którym i mnie przyjdzie się niedługo ścinać.
Mów mu: „Nasz będzie dobry!” – co i sam obaczy,
Kiedy na mię święcenie swoje włożyć raczy.
Ale gdy mię w duchownym już posadzi rzędzie,
Nic po mnie ani światu, ani wam nie będzie.
Jednak lubo poświęcę swój wiek ołtarzowi,
Będę służył i Bogu, i przyjacielowi –
I tobie, zacnych dziadów potomku cnotliwy,
Póki na tym doczesnym świecie będę żywy.

Czytaj dalej: Światowa rozkosz - Hieronim Morsztyn