Jedenasta panna PRZEJAZDKA

Przejazdka się w podróżny płaszcz, widzę, ubrała.
Tak mniemam, że się w drogę gdzieś nagotowala.
Szeroki świat; jest po nim przejeżdżać się kędy,
lub ziemią, lub i morzem człek dojedzie wszędy.
Jej koniuszy, Pogoda, dość ma rozmaitych
pojazdów, karet, brożków, dość i pracowitych
szkap na staniu, woźników cugi przegrodzone,
gniade, płowe, cisawe, szpakowate, wronę.
Grzebie i na poboczy turek ugłaskany,
rże, żłób gryzie i kopa sekiel farbowany,
muł i osieł lektykę dźwigać zwyczaj ony,
jest i wielbłąd tłomoki ciężko najuzony.
Stoją przy wstępnych brzegach wodopławne nawy,
którym trozęby Neptun dopuszcza iść w pławy
przez nieobeszłe brody głębokiego morza
lub kiedy się z nim wita, lub gdy żegna zorza,
a łagodny Zefirus i Boreas nagle
pędzi na port szczęśliwy podniesione żagle.
Nereides boginie i morskie syreny
pokazawszy się z nurtów po nagą pierś, treny
żałobliwie wdzięcznymi głosy opiewają
tym, którzy płaskim wiosłem morze rozcinają.
Biegła galera leci jak strzała w powodzi,
wtąż okręt niedościgłym krokiem w morzu brodzi.
Moja nimfa lądem się pono puści w drogę,
bo woda ma swe strachy, a ona na trwogę
nic nie jest, bo i panna, i Rozkoszy służy,
u której ani niewczas, ani troska płuży.
Kolebkę nagotować sobie rozkazała.
Dokąd, nie wiem, ale już wnet będzie wsiadała.
Bez mała nie Uciechę nawiedzać pojedzie;
jeśli tam, tedy stamtąd nierychło przyjedzie.
Jeden lokaj - Wszędybył, drugi - Dalej, konie -
Równina i Pagórek, a sama na łonie
ciekawego pieseczka piastuje - Zabawę;
kto ochoczy, niech wsiada, wziąwszy co na strawę.
Piękna, komu nie ciężą wiekopomne lata,
przewiedzieć odległego obce kraje świata.
Jest co i w Wenecyjej widzieć, i w Paryżu,
ale się tobie, głupi, nie chce z klatki, czyżu.
Sąć, którym i Niderland, i włoska kraina,
hiszpańska i francuska ziemia nie nowina.
Aleć zaś na to miejsce zaż takowych mało,
którym się ledwie z raz być i w Bochni dostało?
Drugi i króla nie zna. Wyszedszy za wrota,
zabłądziłby do domu. O, jaka sromota!
Czemu i ku Malcie żaglem nie obrócić
i z sławą się do dziedzin ojczystych nawrócić?
Dom, kto go ma, nie zając; ani on uciecze,
ani się na sąsiedzkie granice odwlecze.
Wszakże wolno i bliżej; kto się boi morza,
nie daleko i lądem do Węgier z Podgorza.
Dość odmiany powietrza zajechać do Lwowa,
a podno Agier będzie wrychle i z Krakowa,
z którego i na Kleparz, komu ciężą nogi,
mogą być dwa noclegi złej i mylnej drogi.
Aleć się pono i me pióro zapomniało,
boć się tu prócz Uciechy nic pisać nie miało.
Biała do Częstochowej Ruś na odpust jedzie;
komu miło, niech jako cnotliwy z nią wsiędzie.
Zielony Maj stangretem przez rozkwitłe gaje
pędzi konie krzykliwe w pożądane kraje.
Biczem trzaska forytarz, Ochota wesoły,
potocznymi rznąc łąkę wonnobujną koły.
A bracia na strzelnicę naszy się zmawiają;
tam abo do pierścienia z kopiją biegają,
abo konia do koła żartkiego przywodzą
i stąd się im podróżne też uciechy rodzą.
Myśliwi w pole ze psy, prokuratorowie
na trybunał, a na sejm panowie posłowie -
wszystko to jazda; ale ta tu plac straciła,
która by więc z kłopotem jakim przychodziła.
Rozkoszna zgoła ma być, skąd tu chłopek ani
miejsca mają, co w błocie polgnąwszy, furmani,
ciężkie wozy dźwigają, ani pielgrzymowie
owi, co żebrząc chodzą do Rzymu surowie.
Ja wsiadam do Uciechy, na kotczy okrytej
adziamskiemi kobiercy. Tam finał obfity
w niej pióro me utopi, a Rozkoszy czołem
uderzywszy, z jej panien rozstanie się kołem.

Czytaj dalej: Światowa rozkosz - Hieronim Morsztyn