Już od wschodu dzień bieleje,
I różowa płonie zorza —
I gór szczyty na około
Płyną dumnie wśród mgły morza. —
O! gdybym miał krok olbrzyma,
Wiatru pędem biegłbym gnany
Przez wysokie gór tych szczyty
Do dziewczynki ukochanej.
Z nad łóżeczka, gdzie śpi ona
Lekko odjąłbym zasłonę,
Cicho czółko jej całował,
Cicho usta rubinowe.
Cicho, ciszej szeptał jeszcze
W liliowe uszka małe:
Nie zapomnij o mnie luba —
Niech serduszko będzie stałe.