Jak samotny na ugorze,
Co jeno wiatrem oddycha,
W cichej kwiat polny pokorze
Słania się, więdnie, usycha.
Upłynęłyście dni moje!...
Cóż mi z was pamięć udziela?
Snują się oczom pszczół roje,
Ale nie znam przyjaciela.
Gdzie mielone wabią krzaki
I śmiejące się Zefirem,
Biją skrzydłami tam ptaki,
Co przylatują za żyrem.
Do czegóż umysł przychylę?
Gdzie się tkliwe serce uda?...
Wszędy swoje chwyta chwile
Lubiąca siebie obłuda.
Cóż mojej duszy pomoże?
Kto jej zechce stanu dociec?...
Czego szukam?... jesteś. Boże!
Ty mój przyjaciel. Ty ociec.
Niech świat omija z szelestem
I z swej mię księgi wymaże.
Szczęśliwym, jeśli tak jestem,
Jak Twoja wola być każe.
Niech otrzęsie Twoja chwata
Męt umu, w którym zostaję,
I ten gnuśny ciężar ciała,
Co wagi sercu dodaje.
Błyśnij Twą łaską, o Panie!
Zwilż oschłość ducha jej rosą;
A serce z więzów powstanie,
Myśli się z mętu podniosą.
Te, unosząc się nad mgłami,
W których nas błędów noc grzebie!
Bystrymi pomkną lotami
Do swego celu, do Ciebie!