Boska komedia - Piekło - Pieśń XXXIII

Autor:
Tłumaczenie: Edward Porębowicz

Hrabia Ugolino opowiada historia głodowej śmierci swoich dzieci; następnie poeci przechodzą do trzeciego koła kręgu, gdzie pokutują zdrajcy przyjaciół. Tu znajdują się: Alberigo dei Manfredi, Branca d'Oria, a także dusze ludzi, którzy żyjąc na świecie zaprzedali swe dusze diabłu.



Usta oderwał od okropnej strawy
Ów potępieniec i z chciwej paszczęki
Włosami wroga skrzep ocierał krwawy.

Potem rzekł: „Srogie chcesz odnawiać męki,
Których myśl sama już rani boleśnie,
Zanim się jeszcze przelała we dźwięki.

Lecz że opowieść moja ziarnem wskrześnie,
Skąd temu zdrajcy ma wyrość niesława,
Słów mych i płaczu słuchaj równocześnie.

Nie wiem, kto jesteś ni z jakiego prawa
Wszedłeś tu, jeśli nie wiodła cię wina;
Aleś florentczyk, język cię wydawa.

Widzisz przed sobą hrabię Ugolina;
Ten jest Ruggieri; był arcybiskupem,
A oto mojej mściwości przyczyna:

Zbytnia powtarzać, jak stawszy się łupem
Podstępu, zwabion złudnymi wyrazy,
Uwięzion, w kaźi z głodu padłem trupem.

Lecz, co więzienne zataiły głazy,
Okropne skonu mojego momenty
Opowiem, ty sądź, czym doznał obrazy!

Przez wąski otwór w klatce tej wycięty,
Co po mnie zwie się: głodowa ciemnica,
Gdzie będzie jeszcze niejeden zamknięty,

Liczne-m już widział odmiany księżyca,
Gdy raz mi nocą sen był ukazany,
W którym przyszłości prysła tajemnica.

Śniło mi się więc, że ten pan nad pany
Polował wilka i młode wilczęta
W górach, co kryją Lukę przed Pizany.

Goland, Gismondi, Lafranchi, panięta
Pizańskie, biegli na orszaku czele,
Z nimi suk sfora chuda i zawzięta.

Lecz pomęczeni nie ubiegli wiele
Ojciec i dziatwa; wnet na nich obławy
Spadły, kły ostre topiąc w wilczym ciele.

Zbudzon przed świtem do bolesnej jawy,
Słyszę, a przez sen dzieci me, katuszy
Mej towarzysze, łkają, prosząc strawy.

Srogi, jeśli się nie przerazisz w duszy
Tego, co senna wróżyła mi zmora,
Gdy tu nie płaczesz, to cóż cię poruszy?

Już się ocknęli; nadchodziła pora,
Gdy zwykle jadło podawały straże,
Od snów nam wszystkim dusza była chora.

Szczęk z dołu straszną prawdę mi ukaże:
Drzwi zagwożdżono! Zamknięto nas w grobie...
Tedy spojrzałem, niemy, w synów twarze.

Jam nie zapłakał, skamieniałem w sobie;
Lecz chłopcy łkali, mój Anzelmek mały:
»Ojcze — rzekł — patrzysz tak dziwno po tobie?«

Jam nie zaszlochał, milczałem dzień cały
I noc, do chwili, kiedy gwiazdy gasną;
Aż gdy po nocy tej nastał dzień biały

I kiedy w klatce zrobiło się jasno,
W cztery oblicza spojrzę i, tak na nie
Wzrok kładąc, twarz w nich odgaduję własną.

Więc ręce sobie z bólu do krwi ranię,
A oni, myśląc, że to ból ze czczości,
Nagle się dźwigną: »Ojcze nasz i panie —

Wołają do mnie — oszczędzisz żałości
Z ciał naszych jedząc; tyś nas oblókł niemi,
Wolno-ć je zezuć z naszych nędznych kości!«

By ich nie płoszyć, zmilkłem i tak, niemi,
Trwaliśmy dwa dni z nadziei zatratą.
Czemuś nie pękło, twarde łono ziemi?...

Aż kiedy czwarty dzień błysnął za kratą,
Gaddo do kolan moich się przywlecze
I woła: »Czemu nie ratujesz, tato!...«

Wołał i skonał; jak mnie tu, człowiecze,
Widzisz, tak każde z mych dzieci konało
Do dnia szóstego; więc mi wzrok wyciecze

W strugach krwi; poprzez każde martwe ciało
Pełzam i dwa dni wołam na nieżywe...
Potem się życie głodem dokonało".

Skończył i białka wywrócił straszliwe,
I zęby w czerep znów zapuścił siny,
Twarde i jak psie — krwawej kości chciwe.

O Pizo, pięknej zakało krainy,
Gdzie brzmi lubego „si" nuta pieszczona:
Gdy się nie kwapią sąsiadów twych syny,

Niech cię Capraia porwie i Gorgona;
U Arnowego ujścia tamą wspięta,
Potopem zguby twych mieszczan dokona!

Bo jeśli piekło słusznie to pamięta
Ugolinowi, że wydał twe grody,
Czemu skazywać na mękę chłopięta?

O nowa Tebe, wszakże sam wiek młody
Usprawiedliwiał Brigatę, Hugona
I tych dwu, których już nazwałem wprzódy!...

Poszliśmy dalej, gdzie zlodowacona
Toń inną rzeszę otula w pieluchy,
W których zastygła, na wznak wywrócona.

Płacz nie pozwala, by płakały duchy:
Boleść w głąb wraca, napotkawszy tamę
I wzmaga srogie cierpień bezotuchy.

Bowiem łzy pierwsze wyszłe przez ócz bramę
Zmarzły i szklaną stworzyły przyłbicę,
Pod powiekami ócz oszkliwszy jamę.

Wtem, choć od mrozu stężało mi lice
I jak naskórek, kiedy otwardnieje,
Straciło czucie, dech wiatru pochwycę,

Który z nieznanej strony ku mnie wieje.
Więc pytam: „Gdzie zdrój mroźnego oddechu?
Czyliż tu tchnienie wszelkie nie tężeje?"

A Mistrz mi na to: „Czekaj, bez pośpiechu!
Wnet się twym oczom własnym uwydatni,
Skąd ten wiatr dmucha i z jakiego miechu".

Wtem jeden nędzarz spod lodowej matni
Zawołał do nas: „Duchy tak zbrodnicze,
Że wyznaczono wam okręg ostatni,

Zdejmijcie łuskę z ócz mych; niech użyczę
Otuchy sercu w okropnym mozole,
Zanim zakrzepnie znów od łez oblicze!"

„Powiedz, kto jesteś, pewnie cię wyzwolę —
Rzekłem do mary, co hełm straszny dźwiga. —
Niech tak polegnę w lodowatym dole!"

„Widzisz — odparła — brata Alberyga;
Żem jadowite owoce miał w sadzie,
Tym mi daktylem nagrodzona figa".

„Ha — wykrzyknąłem —jużeś to w gromadzie?!"
A on: „Zewłoka moja jeszcze żywa
Na ziemi — nie wiem, w jakim żyje ładzie.

Bo Ptolomeja tej łaski używa,
Że czasem ludzka dusza tutaj spada,
Nim jej dokona Atropos przędziwa.

Abyś zaś chętniej lód, co się układa
Z łez przestarzałych, obłuskał mi z twarzy,
Wiedz, że w monencie, gdy się spełnia zdrada

Jako ta moja, czart staje na straży
Ciała i póki śmiercią nie ochłódnie,
Do tego kresu sam w nim gospodarzy.

Dusza od razu przelata w tę studnię;
Niejedno ciało do świata należy,
Którego cień tu swe odprawia grudnie.

Uważne oczy zwróć, przychodzień świeży,
Na Brankę d'Oria, o którym ci powiem,
Że tu duch jego od wielu lat leży".

„Chcesz mię, jak widzę, okłamać — odpowiem —
Bo Branka d'Oria nie umierał zgoła;
Je, pije, sypia i cieszy się zdrowiem".

„W Dole Złych Szponów — odrzekł — gdzie wre smoła,
Jeszcze się Michał Zanche nie pojawił,
Kiedy już Branka czarnego anioła

Na swoje miejsce w zewłoku zostawił;
Podobnie krewniak jego, jeszcze żywy,
Który się zbrodnią wspólnie z nim splugawił.

Lecz ściągnij rękę! Zdejm te z ócz pokrywy!"...
A jam zostawił mu na oczach brzemię;
Surowość moja — tam był czyn cnotliwy.

Genueńczycy, przeniewiercze plemię,
Wrogowie cnoty, zbrodniami skalani,
Przecz wam pozwala los zaludniać ziemię?!

Otom z najgorszym zbrodniarzem Romanii
Naszedł jednego z was, którego dusza
Występna krzepnie w Kocytu otchłani,

Podczas gdy ciało żywe czarta słusza.

Czytaj dalej: 34. Boska komedia - Piekło - Pieśń XXXIV - Dante Alighieri