Wergili i Dante napotykają grupę ludzi, którzy zmarli nagłą śmiercią; Jacopo del Cassero, Buonconte di Montefetro i Pia opowiadają poetom swoje losy.
Już, zostawiwszy za sobą gromadę
Mar, w tropy Mistrza parłem się skwapliwie,
Gdy, prężąc palec, jedno widmo blade:
„Patrzcie — krzyknęło —i niech was zadziwię:
Owy kroczący niżej chłonie ciałem
Słońce i stąpa jak człowiek, co żywie!"
Na dźwięk tej mowy lica obracałem.
Spojrzę, tłum duchów ciekawie mię bada,
Zdziwiony owym światła niedopałem.
„Czymże uwagę zaprzątasz? — powiada
Mistrz. — I dlaczego kroczysz opieszalej?
Cóż cię obchodzi, co się tutaj gada!
Żwawo pójdź za mną; ci niech szepcą dalej;
Mocny jak wieża bądź, co się nie zegnie,
Chociaż się wicher na jej szczyty wali.
Człowiek, co chęcią powyż chęci zbiegnie,
Odwłóczy metę, wróg własnej uciesze,
Bowiem osłabia moc w zamiarów ściegnie".
Cóż mogłem na to rzec? Jeno: „Już śpieszę!",
Na twarz zwołując wstydu barwy szczere,
Który nam czasem przebaczenie krzesze.
Na skos przez ową zaziemską kwaterę
Zbliżał się duchów poczet w naszą stronę
I wiersz po wierszu nucił: Miserere!
Kiedy się spostrzegł, że nieprzeniknione
Słońcem ciemniały me ziemskie osnowy,
Usta rozchylił w „O" długie, tłumione.
A dwaj, jak gońce, gdy przed huf bojowy
Wybiegną, k'nam się przybliżyli cwałem,
Wołając: „Prosim was, powiedzcie, kto wy?"
Na to odpowiedź Mistrza usłyszałem:
„Wracajcie! Swoim donieść to możecie,
Że ciało jego jest prawdziwym ciałem.
Jeśli cień jego wstrzymał ich na mecie,
Ta wieść im winna być wystarczająca;
Uszanujcie go, on wam odda w świecie".
Nigdy tak szybko gwiazda spadająca
Pierwszych ciemności nocnych nie przepada,
Ni chmur sierpniowych na ubytku słońca,
Jak ci wracali, gdzie widem gromada
Stała, i nowym zaś ku nam zawodem
Współbiegli na kształt bezuzdnego stada.
„Licznym tu będziesz nawiedzion narodem —
Rzekł Wódz — z prośbami do nas dążą, wnoszę;
Nie stawaj, a próśb słuchaj mimochodem".
„O duszo, która idziesz na rozkosze
W powłoce, co się jeszcze życiem cieszy —
Wołali, biegnąc — zatrzymaj się, proszę!
Może rozpoznasz kogo z naszej rzeszy,
Byś o nim głosił, wróciwszy z powrotem.
Czemu nie staniesz? Czemu ci się śpieszy?
Rozłączyła nas nagła śmierć z żywotem;
Do przedostatnich chwil my w grzechu trwali;
W ostatnich łaski ugodzeni grotem,
Win żałujący, skruszeni i biali
Z ciał swych my wyszli, sprzymierzeńcy Pana,
Co nas widoku swego żądzą pali".
„Patrzę, nie widzę, by mi była znana
Twarz aby jedna, lecz co wiedzieć płuży,
Pytaj, odpowiem, gromadko wybrana,
W imię pokoju, co mię w mej podróży
Z świata do świata szczytnym celem nęci
I wodzi torem takiej zacnej stróży".
Tak rzekłem, a on: „Nie trzeba pieczęci
Przysiąg; wierzymy, iż chętna twa wola,
Byleby niemoc nie zwichnęła chęci.
Ja pierwszy proszę: jeśli kiedy pola
Obaczysz moje i ziemskie dziedziny
Między Romanią a krajem Karola,
Nie poskąp ty mi litośnej daniny:
Niech się modłami za mną wstawią w Fano,
Bym mógł odkupić rychlej swoje winy.
Stamtąd ród wiodę; cios, pod którym raną
Wyszła krew, gdzie ja, duch, sprawował życie,
W Antenorydów kraju mi zadano,
Kędym biegł znaleźć bezpieczne ukrycie.
Este mię zgubił, co zawzięciej godził,
Niżeli słuszna, na moje zabicie.
A gdybym nie był ku Mirze pobrodził,
Gdy mię dopadły zbiry pod Oriaco,
Jeszcze bym dzisiaj pośród żywych chodził.
Zbiegłem ku bagnu, lecz, w szuwar i młako
Ugrzązłszy, padłem i mej krwi kałuże
Widziałem sprawą wytoczone taką".
Zaś inny mówił: „Niechże cię ku górze
Niosą tęsknoty ku błogosławionym,
Ja zaś litością twą mój cel wysłużę.
Buonconta widzisz, Montfeltru baronem
Byłem; nie dbają o mnie moi doma,
Więc tutaj chodzę z czołem powstydzonem".
„Jakiż przypadek — pytam — lub kryjoma
Moc tak wywlekła twój trup z Campaldinu,
Że nam mogiła twoja niewiadoma?"
Na to cień odrzekł: „U stóp Casentinu
Przepływa rzeczka nazwiskiem Archiano:
Ta nad Pustelnią tryska z Apeninu.
Tam, kędy gubi swe pierwotne miano,
Przybiegłem cięty przeokropnie w szyję;
Pieszom biegł, ślady krwawą znacząc raną.
Tam wzrok mi zagasł; z imieniem Maryje
Na ustach padłem i w niekrytym grobie
Poległo ciało moje, dziś niczyje.
Wróciwszy, prawdę o mej głoś osobie:
Anioł mię boży brał, lecz duch piekielny
Wołał: »Oddaj go, niebieski parobie!
Unosisz jego szczątek nieśmiertelny
Za jedną łezkę; ta mi go wydziera!
Ja drugiej cząstce pogrzeb sprawię celny«.
Wiadomo-ć, jak to w powietrzu się zbiera
Para wilgotna i zmienia się w wodę,
Skoro kropelki swe chłodem pozwiera.
Czart, co złą wolę z rozumem na szkodę
Łączy człowieka, mocą swej natury
Wzbudził mgłę, wiatrem zaburzył przyrodę.
Potem dolinę, gdy mrok zapadł bury,
Od Pratomagno aż do gór łańcucha
Tumanem pokrył, pozaciągał chmury:
Deszczem brzemienna spadła zawierucha;
Woda przelana za łożysk krawędzie
Zatopem rośnie i w kotliny bucha.
Gdy jej posiłku z wielkich strug przybędzie,
W królewskiej rzeki ponosi mię tonie;
Nic jej w szalonym nie powstrzyma pędzie.
Skrzepłe me ciało w podameńskiej stronie
Archian nadybał i w Arno je wtoczył;
Krzyż mi rozwiązał, który z rąk na łonie
Złożyłem w chwili, gdy mię ból zamroczył;
Po dnie i brzegach kości tłukł w szkielecie,
Na koniec mułem osnuł i spowłóczył".
„Ach, gdy wróciwszy, znajdziesz się na świecie,
Gdy żagl wędrówki twojej się pozwija —
Mówiło do mnie teraz widmo trzecie —
O mnie pamiętaj, proszę: jestem Pija.
Siena mię rodzi, Maremna zgubiła;
Jakim sposobem — wie ten dobrze, czyja
Obrączka wdowę ślubem zniewoliła".