Na zgon śp. Jana Gajewskiego

 I
Dłu­go, pa­trzy­li lu­dzie pro­stej wia­ry
Na dzi­wo­wi­ska oświa­ty za­chod­niej,
I my­śleć śmie­li: że to do po­chod­ni
Skra­dzio­ny ogień Bogu — bez ofia­ry!...

 II
My­śléć i szem­rać: że Lu­ci­fer sta­ry
Pod­chwy­ci świę­te wza­jem­no­ści lu­dów;
Nie, he­ro­izmu i mi­ło­ści — cu­dów
Używ­szy — ale, wy­zy­sku i pary...

 III
Lecz TEMU, któ­ry jest wszyst­ko, jest wszę­dzie,
Nim, wszyst­kim wszę­dzie oprzeć się po­wa­żą;
Boga pierw zra­nią i krzyż zno­wu bę­dzie
Dru­gi a ten sam, bo z ludz­ką twa­rzą.

 IV
Tak, Epo­pe­ję gdy ma­chi­na zgnio­tła
Zgo­rza­łych mo­zgów i serc ob­jął kra­ter;
Po­trze­baż było by nie jak bo­ha­ter,
Za­cny, Go­jew­ski Jan, zgi­nął od ko­tła!...

 V
Lecz nie!... śmierć jego nie była dla zy­sku —
Ciał róż­nych, cia­ło, z jed­ném le­gło li­cem;
Na zie­mi ob­céj, wy­rob­nik z szlach­ci­cem,
Z Ofia­ry-sy­nem, Sy­no­wie-uci­sku...

 VI
Bra­ter­stwa-sztan­dar, i tu jesz­cze buja
Żywot, ze sko­nań tu jesz­cze ko­rzy­sta;
Jak gdy wy­gna­niec JAN EWAN­GE­LI­STA
Śpie­wał, z wrzą­ce­go ko­tła: AL­LE­LU­JA!...

Czy­taj da­lej: Moja piosnka [II] – Cyprian Kamil Norwid