Jesień to podobno ulubiona pora roku poetów. Być może coś w tym jest, ponieważ liczba wierszy poświęconych właśnie tej porze roku naprawdę robi wrażenie. Z czego wynikać ów fakt? Emil Cioran pisał, że to lato od zawsze było dlań najbardziej ponurym czasem, okresem najbardziej zaciekłych i najsmutniejszych porachunków z samym sobą. Niewykluczone, iż dotykamy tutaj sedna problemu. Dla osób obdarzonych nieco odmienną wrażliwością lato i wiosna mogą bowiem jawić się jako depresyjne: świat kwitnie co prawda i staje się najbardziej bujny w swojej piękności, jednak trudno spoglądać na ową bujność i owe piękno inaczej, niż jak coś w rodzaju fałszywej dekoracji.
Jesień tymczasem wydaje się znacznie lepiej harmonizować z tym stanem duszy, który jest, być może, właściwy naturom bardziej refleksyjnym. To w końcu pora nadal piękna, lecz jednak schyłkowa. Świat jak gdyby powoli dogorywał, ostatni raz rozświetlając się przed nadejściem zimy. Pięknie uchwyciła to amerykańska poetka Elinor Wylie w wierszu pod tytułem "Dzikie brzoskwinie", który zacytujemy jedynie w części:
Kocham niebo przejrzyste, szarzejące biało,
Pole skąpo obsiane, co nie da korzyści,
Wiosnę krótszą niż tchnienie kwitnącej jabłoni,
Lato zbyt piękne, aby pozostało,
Jesień szybką, płonącą jak ognisko z liści,
I zimę – jak sen śmierci, niepodobną do nich.
Zima nie pierwszy i zapewne nie ostatni raz została tutaj przyrównana do śmierci. Ta symbolika wydaje się dosyć oczywista, można wręcz powiedzieć, iż narzuca się sama przez siebie: w końcu niewątpliwie jest w zimie pewna martwota, nie jest to czas, w którym ludzie biorą śluby lub urządzają wesela. Jesień stanowi natomiast, co zimę poprzedza. "Szybka, płonąca jak ognisko z liści" posiada w sobie pewną melancholijną poezję. Nieco inną tonację przedstawia wiersz pt. "Dzień Jesienny" Rainera Marii-Rilkego. Przytoczmy tylko piękny fragment w przekładzie Tomasza Jastruna:
Kto teraz nie ma domu, nigdy mieć nie będzie.
Kto teraz sam jest, długo pozostanie sam
i będzie czuwał, czytał, długie listy będzie
pisał i niespokojnie tu i tam
błądził w alejach, gdy wiatr liście pędzi.
Jak widać, również tutaj powraca pewien rodzaj odczuwania jesieni jako schyłku, momentu, w którym rzeczywistości powoli zaczyna chylić się ku spełnieniu. Pamiętajmy również o obiegowym powiedzeniu "jesień życia", które przecież także ma swoją wymowę, i to nawet bardzo silną, o ile tylko nieco głębiej się nad tym zastanowimy.
Nie można tutaj pominąć rzecz jasna również polskich poetów. W pierwszej kolejności zapewne nasuwa się nam na świadomość Leopold Staff i jego "Deszcz jesienny". Jest to niestety jeden z tych wierszy Staffa, które upodobała sobie polonistyka i które są w różnych opracowaniach podawane jako reprezentatywnego dla staffowskiej poezji (podobny los poloniści zgotowali zresztą również Leśmianowi, łącząc go w umysłach młodych ludzi z drugorzędnym przecież w jego dorobku wierszem "W malinowym chruśniaku").
Na szczególną uwagę zasługuje poezja Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej. Nic dziwnego, że autorka jest porównywana do Moliera i Witkacego. Wiersze tej poetki są jak dzieła malarskie w formie pisanej. Wśród jej utworów wiersze o jesieni są niezwykle przejmujące. Przykładem może być wiersz "Jesień” gdzie prześlicznie opisuje zardzewiałe róże jesieni, czy wiersz o tym samym tytule, ale tym razem o gąszczu złotobladym.
Czytają Staffa "Deszcz jesienny" dość szybko znużymy się typową, młodopolską manierą. Nawet piękna i mocna fraza: Przez ogród mój szatan szedł smutny śmiertelnie jakoś niknie w młodopolskiej tonacji. Niestety, nie stanowi tutaj lepszego przykładu wiersz "Jesienią" Marii Konopnickiej. To fakt, iż jest to poezja dla dzieci, ale przecież dla dzieci pisywali również Leśmian czy La Fontaine nie popadając przy tym w lakoniczność i nadmierną prostotę. Być może najpiękniejszy poetycki obraz jesieni w całej naszej literaturze zawdzięczamy Bruno Schulzowi i jego opowiadaniu pt. "Druga jesień":
Przyszły ciepłe wiatry mołdawskie, nadciągnęła ta ogromna żółta monotonia, to słodkie, jałowe wianie z południa. Jesień nie chciała się skończyć. Jak bańki mydlane wstawały dni coraz piękniejsze i eteryczniejsze i każdy wydawał się tak do ostatnich granic wyszlachetniony, że każda chwila trwania była cudem przedłużonym nad miarę i niemal bolesnym".
Co prawda, gatunkowo jest to proza, nie zaś mowa wiązana. Schulz jednak dysponował darem słowa, poprzez który nierzadko uchwytywał te nastroje, tonacje i stany duszy, do których inni autorzy, w tym również poeci, jedynie mniej lub więcej udanie się zbliżali. Te trzy zacytowane zdania wskrzeszają nam przecież w wyobraźni ową wczesną jesień, którą znamy wszyscy i pamiętamy, być może jeszcze nawet z lat młodości. Może niekiedy właśnie na tym polega najwyższa poezja: zamknąć w słowie coś, co wydaje się niepochwytne, niewysławialne i dostępne jedynie dla uczucia.
Najpopularniejsze zbiory wierszy w naszym serwisie.