Osoba Marty Chlewińskiej znana jest bywalcom Saloników Literackich, gdyż prezentowała już w trakcie tych spotkań swoją twórczość. Podczas ostatniego Saloniku rozegrano I Turniej Jednego Wiersza, w którym pierwsza nagroda przypadła właśnie Marcie. Myślę, że warto wobec tego pochylić się nad zwycięskim utworem, a poprzez jego uważną lekturę, poznać bliżej warsztat poetki.
już tylko głaskam świat przez szybę. Jak niechciane dziecko
które ma utonąć.
i jeszcze kołyszę się
na wietrze i Odstraszam ptaki
tak. modlę się o kogoś kto odszedł
od śmierci
Na pewno Nie wejdę dwa razy. Ale co to za rzeka
lód tak pięknie skrzypi jak
deszcz
pod powieką
odciski palców i ust zostawiają na księżycu drzewa
Kogo podróż dotknie jest już zakażony wiatrem
i zdolny jakby do umierania jakby do wypicia
kawy. do zjadania
fusów. do słuchania uchem filiżanki. martwy
Nierówno rozłożone tramwaje grzęzną w rowkach świateł
pada śnieg
tyle kurzu osiadło tej nocy na lampie
a szaleńcy? oni wracają uparcie do źródeł
wyciągają zatruta wodę i budują studnie.
to wraca
gdy się długo trzyma w płucach
dym spalonych domów.
to się przydaje
gdy pod wieczór jest tak jak było Rano
brat przynosi ciastka. i sok jabłkowy
czuć moczem
a Ojca Zabrakło
Już pierwsza lektura wiersza wyraźnie zaznacza kierunek dalszego czytania, początkowe strofy są jedynie preludium, choć jest to głos poruszający. Zwracają na siebie uwagę elementy podkreślone wielką literą. „Jak niechciane dziecko” i „Odstraszam” rażą swoją potwornością, krzyczą z głębi duszy poczuciem osamotnienia, wzmacniane przez tragiczne w swej wymowie obrazy wypełniające zwrotkę. „Cierpiące” wersy wywołują pytanie o przyczynę rozpaczliwego chłodu. Zamiast odpowiedzi na pytanie nurtujące czytelnika, bohaterka odpowiada na wyimaginowane pytanie: „tak. modlę się”. Modlitwa toczy się o kogoś, którego status ontologiczny nie jest jasny, on „odszedł”. Dokąd? Czy stamtąd wróci? Czy powrót w ogóle jest możliwy? Pozornie pomocne jest stwierdzenie zamykające strofę: „od śmierci”. Lecz czy jest to odpowiedź na pytanie od kogo? czego? czy też od kiedy?, pozostaje nierozstrzygnięte.
Wyjątkowo nastrojowa jest strofa trzecia, jest tak lirycznie piękna, że strach ją analizować, by nie popsuć jej uroku. Autorce niesamowicie udało się wykorzystać popularne przysłowie do zbudowania spiętrzonej metafory. Pierwszy wiersz budują dwa wyeksponowane stwierdzenia: „Na pewno” oraz „Nie”. Stanowczość ta kontrastuje z urwanym zdaniem i szybkim myślowym przeskokiem w stronę innych rozważań. Bo w gruncie rzeczy o jakiej rzece jest mowa? I czy w ogóle owa rzeka istnieje realnie? Zamarznięta skrzypi pięknie, ale też złowieszczo, bo owo piękno jest niczym „deszcz pod powieką”. Zamarznięte krople słonych łez zdają się wypełniać przestrzeń abstrakcyjnej rzeki. Lodowy klimat rozszerza się na ostatni wers „odciski palców i ust zostawiają na księżycu drzewa”, co przypomina malunki na szybach pozostawione przez mróz. Choć nie wiemy znów, czy to odciski palców pozostawiają gdzieś ślady drzew, czy też może opuszczają, oddalają się od nich. Być może to antropomorfizowane drzewa zostawiają odciski palców i ust na satelicie. Pewnym jest tylko jedno – nastrój arktycznie lodowy, który rozciąga się od bohaterki, poprzez krajobraz, aż w daleki kosmos.
Z krainy mrozu wraz z myślami bohaterki udajemy się w podróż. „Kogo podróż dotknie jest już zakażony wiatrem” – brzmi to wyjątkowo negatywnie, zwłaszcza gdy porównać z podobnie skonstruowanym zdaniem z Bieszczadzkich aniołów Adama Ziemianina : „gdy skrzydłem cię dotkną/ już jesteś ich bratem”. Negatywny wydźwięk nie jest tylko zasługą paralelizmu wobec frazy Ziemianina, ale przede wszystkim zastosowania kategorii „zakażenia”. Także to, co podróż ze sobą przynosi, jest naładowane ujemnie, to zdolność umierania tak łatwa, jak picie kawy. Niepewność, którą powoduje użycie spójnika „jakby”, zostaje zawieszona przez obraz ekstremalnego sposobu konsumpcji kawy: „do zjadania/ fusów”. „Zakażony” zespala się z naczyniem „do słuchania uchem filiżanki”. Bycie naczyniem w tej strofie nie jest stanem pozytywnej egzystencji, odwrotnie niż w utworze Stachury Noc albo oczekiwanie na śniadanie:
Ty się pochyl róża – bóg
ty się do mnie pochyl
i na ucho jak kolczyk róża – bóg
Moje ucho ma dzban
z niego pić tylko tobie nikomu
a twój kolczyk jak ucho na dzban
gdzie istnienie przedmiotów jest dynamiczne, tutaj stopienie z filiżanką oznacza martwotę.
Kolejny przeskok myślowy wprowadza odbiorcę w środek miasta, którego znamionami są tramwaje, ale widziane z perspektywy torowiska – „rowków świateł”. Jest to też powrót do zimowego krajobrazu z zakurzoną lampą nocną. Niepokoi pokrycie lampy kurzem , nie śniegiem, jakbyśmy tego oczekiwali, niepokoi grzęźnięcie tramwajów i ich nierówny rozkład.
Lód, zakażenie wiatrem, zakurzenie przygotowują czytelnika na finał; intuicyjnie rozpoznajemy, że to nie jest jeszcze koniec podróży. Szóstą strofę rozpoczyna pytanie: „a szaleńcy?”. Oczywiście w zmarzlinie świata nie powinno zabraknąć ofiar, więc mamy szaleńców. Opis tych postaci, którzy uparcie wracają, by budować studnie z zatrutą wodą, chyba narodził się z fascynacji cyklem Jacka Malczewskiego Zatruta studnia. Malarz – symbolista wielokrotnie podejmował temat studni, wodą z której nie można ukoić pragnienia.
Po kropce bohaterka raczy nas stwierdzeniem: „to wraca”. Co takiego? Nie wiemy. Ale wraca w szczególnych okolicznościach – „gdy się długo trzyma w płucach/ dym spalonych domów.” „to wraca”, ”to się przydaje” kiedy zbyt długo tkwi się z tym, co już stracone, co minęło.
W ósmej zwrotce „brat przynosi ciastka. i sok jabłkowy”, jedyny ciepły moment w tym utworze, choć niezupełnie pewne jest, czy to, co w naszym odczuciu jest szczęśliwe, jest też takie w odczuciu bohaterki. To zwątpienie wynika z niezmienności, dzień nie przyniósł niczego nowego, wieczór pozostaje taki sam jak poranek. Zupełnie jednak niszczy ten pozorny spokój uwaga, że „czuć moczem”.
Z ogromną siłą atakuje finał: „a Ojca Zabrakło”. Zapis wielkimi literami, kiedy ich użycie zarezerwowane jest tylko dla wykrzykników, od razu zwraca uwagę. Ojciec jest więc kimś więcej niż tylko członkiem rodziny, może być ujęty archetypicznie lub nie-istnieć w wymiarze boskim. Siła ostatniej jednowierszowej strofy wskazuje inna linię czytania, a raczej czytanie po pajęczej sieci, której centrum stanowi stwierdzenie-jęk „Ojca Zabrakło”. Z tego powodu bohaterka czuje się „niechcianym dzieckiem”, niesforna „odstrasza ptaki”. Obrazy „lodowe” mogą być kolejnymi przeskokami myśli, zapisane w wyniku zastosowania techniki strumienia świadomości, ale ich przyczyna, ich rodowód wywodzi się z tej drzazgi: „Ojca Zabrakło”. Czy mówiąc o szaleńcach bohaterka myśli również o sobie, czy ona również wraca, by zbyt długo wdychać „dym spalonych domów”, czy również ją podróż zaraziła wiatrem i czy modli się za tego, którego „Zabrakło”? Tego nie sposób rozstrzygnąć.
Powyższy szkic nie próbuje powiedzieć wszystkiego o utworze Marty Chlewińskiej, gdyż każda lektura przynosi dodatkowe komentarze, domysły, inne odczytanie. Również płeć podmiotu lirycznego przyjęłam hipotetycznie jako żeńską, choć nie wskazują jej bezpośrednio żadne formy czasownikowe, nie jest on też wyrażony wprost. Nie jest to utożsamienie autorki z bohaterką, ale jedynie zaadaptowanie rodzaju.
Aktualizacja: 2022-08-11 20:23:50.
Staramy się by nasze opracowania były wolne od błędów, te jednak się zdarzają. Jeśli widzisz błąd w tekście, zgłoś go nam wraz z linkiem lub wyślij maila: [email protected]. Bardzo dziękujemy.