Mój ojciec wstępuje do strażaków – interpretacja

Autorka opracowania: dr Aleksandra Smusz. Redakcja: Aleksandra Sędłakowska.
Autor Bruno Schulz

Opowiadanie „Mój ojciec wstępuje do strażaków” pochodzi z tomu Brunona Schulza pt. „Sanatorium pod Klepsydrą” z 1937 roku. Utwór w znacznej mierze wypełniają opisy. Jego warstwa fabularna jest szkicowa. Można wskazać w nim dwie części. Pierwszą z nich jest relacja z powrotu Józefa, będącego bohaterem-narratorem, oraz jego matki z letniska do domu. Drugą zaś stanowi opis kłótni Jakuba, ojca chłopca, ze służącą Adelą. Jej przedmiot stanowią naprzykrzający się kobiecie strażacy, wielcy miłośnicy robionego przez nią soku malinowego

Spis treści

Mój ojciec wstępuje do strażaków – interpretacja podstawowa

Świat przedstawiony

Akcja opowiadania rozgrywa się na początku XX wieku we wschodniogalicyjskim miasteczku w Austro-Węgrzech. Józef wraz z matką wraca do domu z letniska. W opowiadaniu nie jest wymieniona jego nazwa, jednak obecny w nim szczegół topograficzny, źródełko Słowinka, wskazuje na to, że chodzi o Krynicę-Zdrój. Później akcja przenosi się do mieszkania rodziny Józefa, znajdującego się na I piętrze w kamienicy przy rynku.

Józef

Jakub jest ojcem Józefa oraz mężem i głową rodziny (imię jego żony nie zostaje wymienione). To idealista, a także człowiek o kreatywnym podejściu do życia, wprowadzający swoje przedsięwzięcia w czyn. Jednak podejmowanie odważnych inicjatyw nie jest dla niego łatwe. Dzieje się tak z powodu tego, że większość jego działań udaremnia młoda służąca Adela, która kieruje się w swoich poczynaniach pragmatyzmem i praktycyzmem, podobnej postawy oczekując od innych. Najczęściej niweczy ona wysiłki pracodawcy, wzbudzając w nim pożądanie za pomocą gestów, na które silnie on reaguje. Stąd Jakub decyduje się temu zapobiec, zakładając metalową zbroję. Wprost wyraża także przy tym swoją krytyczną opinię o Adeli, która według niego nie rozumie jego wzniosłych wartości. Noszenie zbroi upodabnia go do św. Jerzego z obrazów znanych katolikom i prawosławnym: „Na środku pokoju stał świetny mosiężny rycerz, prawdziwy święty Jerzy wyogromniony kirasem, złotymi puklerzami naramienników, całym dźwięczącym rynsztunkiem polerowanych blach złotych”. Wizja ta jest jednocześnie przejawem charakterystycznej dla twórczości Schulza mityzacji. Polega ona w tym przypadku na uwzniośleniu Jakuba, lecz zabieg ten równocześnie tworzy efekt komiczny. Wynika to z tego, że metalowe okrycie nie chroni bohatera przed ciosami wroga, tylko przed dotykiem pociągającej go służącej.

Jednocześnie Jakub postanawia zostać kapitanem strażaków. Swych podopiecznych nie uważa za zwykłych reprezentantów służb. Jest bowiem przekonany, że to przedstawiciele szlachetnego rodu salamander, istot zamieszkujących ogień. Według ojca Józefa znajdują się oni w stadium upadku z powodu niemoralności otaczających ich ludzi. Sami według niego są wyższymi bytami. Stąd wyznacza on sobie cel w postaci doprowadzenia ich do stanu dawnej świetności.

Jakub znajduje się w konflikcie ze służącą. Jego przedmiotem jest to, że regularnie wynosi on z domu robiony z jej udziałem sok malinowy i daje go strażakom. Płyn ten stanowi ich ulubiony napój, działający jak święty trunek i alkohol. Pewnego razu ojciec Józefa doprowadza do tego, że strażacy w porozumieniu z nim zabierają sok malinowy na oczach Adeli. W organizacji tego przedsięwzięcia wyróżnia się dużym sprytem. Strażacy działają tak szybko, że służąca nie jest w stanie na to zareagować. Wkrótce po tym Jakub brawurowo wyskakuje przez okno mieszkania znajdującego się na I piętrze kamienicy. Ku zaskoczeniu bliskich ląduje bezpiecznie na trampolinie, postawionej przez strażaków naprędce pod budynkiem. Zamiast powstrzymać go przed ryzykownym zachowaniem, domownicy patrzą na mężczyznę zachwyceni jego nietypową pozą: „Ojciec odwrócił się raz jeszcze, zabłysnął całym przepychem rynsztunku, salutując nas w milczeniu, potem z otworzonymi ramionami, jasny jak meteor, skoczył w noc płonącą tysiącem świateł. Był to tak piękny widok, że wszyscy w zachwycie klasnęliśmy w dłonie. Nawet Adela, zapominając swej urazy, przyklasnęła temu skokowi, wykonanemu z taką elegancją”. Pod wrażeniem dokonania Jakuba jest zatem także służąca, która bijąc mu brawo, na moment zapomina o urazie, jaką do niego żywi. Tuż po tym ojciec Józefa ucieka wraz z salamandrami w nieznanym kierunku.

Opowiadanie jest jednym z nielicznych utworów Brunona Schulza, w jakim bohater triumfuje jako mężczyzna w podjętych przedsięwzięciach. Jednak co do jego sukcesu można sformułować pewne zastrzeżenia. Aby podejmowane przez niego inicjatywy nie zostały udaremnione, zakłada on bowiem zbroję. Nie służy mu jednak ona jako metalowe okrycie przed ciosami wroga, a chroni go wyłącznie przed dotykiem Adeli. Ten aspekt zaś czyni Jakuba postacią groteskową

Adela

Adela jest służącą w domu Jakuba. To młoda i atrakcyjna kobieta, która wzbudza uczucie pożądania w swoim przełożonym. Zatrudnienie przez ojca Józefa obliguje ją do wykonywania jego poleceń. Mimo to dziewczyna nie tylko nie waha mu się sprzeciwiać, ale także wprost nim gardzi. Nie zgadza się na to, by Jakub przekazywał robiony przez nią sok malinowy strażakom. Czuje do nich bowiem niechęć z powodu tego, że przeszkadzają jej w pracy. Adelę cechuje pragmatyzm i praktycyzm. Stąd trzeźwo ocenia ona postawę strażaków i w przeciwieństwie do pryncypała nie dopatruje się w ich tożsamości głębszych sensów.

Matka

Matka Józefa i żona Jakuba to postać o szkicowej charakterystyce. Nie wiemy nawet, jak ma na imię. Omawiane opowiadanie jest jednym z nielicznych dzieł Schulza, w jakich zostaje ona dopuszczona do głosu i wypowiada się nieco szerzej. Po powrocie z synem z letniska zwięźle artykułuje swój podziw dla męża w roli rycerza i strażaka, mówiąc do niego: „Jesteś cały odmieniony, [...] jesteś wspaniały”. Jej bardziej rozbudowane frazy dotyczą natomiast strażaków. Wyraża się o nich powierzchownie, co wskazuje na jej płytkie spojrzenie na rzeczywistość. W wypowiedzi o salamandrach nie odnosi się bowiem do ich powołania, jakim jest gaszenie pożarów. W zamian koncentruje się na atrakcyjnym wyglądzie strażaków i przejawianych przez nich wyszukanych manierach.

Strażacy

Strażacy pełnią rolę bohatera zbiorowego w utworze. W opinii Jakuba nie są oni szeregowymi członkami służb, a reprezentantami szlachetnego rodu salamander, istot, które mieszkają w żywiole ognia. Taka kreacja ich postaci stanowi przejaw charakterystycznej dla twórczości Schulza mityzacji. Polega ona tutaj na nadaniu głębszego sensu tożsamości strażaków. Ojciec Józefa wierzy we wzniosłe powołanie mężczyzn, dlatego postanawia zostać ich kapitanem. W tym nietypowym zadaniu motywuje się chęcią do doprowadzenia ich do stanu dawnej świetności. Według Jakuba znaleźli się oni wbrew swojej woli w fazie upadku. Uważa on bowiem, że tożsamość strażaków jako wyższych bytów skazili niemoralni ludzie.

Ważnym motywem związanym ze salamandrami jest uwielbiany przez nich sok malinowy. Robi go służąca Adela wraz z żoną Jakuba. Ojciec Józefa regularnie – wbrew dziewczynie – wynosi sok z domu i daje go strażakom. Ów płyn pełni dla nich rolę świętego trunku i jednocześnie alkoholu. Jakub planuje także ucztę z salamandrami. Ma ona odbyć się w siedzibie prawosławnej organizacji. Strażacy zgodnie z zamierzeniem ojca Józefa będą wtedy spożywać bułki maczane w pucharze z sokiem malinowym

Zarówno służąca Adela, jak i subiekt Teodor wyrażają na temat mężczyzn całkowicie inne zdanie niż Jakub. Kobieta pomagająca małżeństwu w domu narzeka na natarczywość strażaków, którzy przeszkadzają jej w pracy. W najmniejszym nawet stopniu nie dostrzega w nich szlachetności, o jakiej przekonuje Jakub. Z kolei Teodor opisuje ich różne zachowania w przestrzeni miasta – dziecięce zabawy, ukrywanie się na strychach w domach ludzi czy upijanie się sokiem malinowym. Nade wszystko zaś wskazuje na to, że są oni całkowicie niezdolni do gaszenia pożarów. Z tego powodu muszą ich zastępować w tym milicjanci i kominiarze. Natomiast żona Jakuba wypowiada się o strażakach powierzchownie. Nie zabiera głosu na temat ich zasadniczego powołania, jakim powinno być gaszenie pożarów. Zamiast tego chwali mężczyzn za atrakcyjny wygląd i wysublimowane maniery.

Bez wątpienia strażacy charakteryzują się sprytem i znakomitą organizacją, zorientowaną na realizację ich celów. Nie wykorzystują jej jednak, ratując ludzi przed niszczycielską siłą żywiołu ognia. Służy im ona natomiast w partykularnych interesach, jak chociażby zdobywanie soku malinowego. Posiadania takich zdolności dowodzą, gdy w porozumieniu z Jakubem błyskawicznie zabierają go na oczach Adeli. O ich sprycie i znakomitej organizacji świadczy także to, że pomagają ojcu Józefa w raptownej ucieczce z domu przez okno. Dzięki nim Jakub może bezpiecznie wyskoczyć z parapetu mieszkania znajdującego się na I piętrze na podstawioną przez strażaków trampolinę.

Oniryzm

Oniryzm w utworze „Mój ojciec wstępuje do strażaków” przejawia się na dwa sposoby. Po pierwsze, to zasada organizująca świat przedstawiony. Marzenie senne przypomina powrót Józefa i matki do domu z letniska. Podobnie jawią się wydarzenia, które syn Jakuba obserwuje później w mieszkaniu. Jest on wówczas świadkiem kłótni ojca z Adelą i późniejszych wypadków z udziałem strażaków. Zastrzega jednak, że nie ma pewności, czy zajścia te rzeczywiście miały miejsce. Abstrahując od tego, nie wie też, kiedy się odbyły: po powrocie z letniska czy w zupełnie innym czasie. Znajdował się bowiem wtedy w stanie między jawą a snem, w związku z czym jego pamięć jest fragmentaryczna. Józef bierze też pod uwagę, że mógł ubarwić swoją fantazją zaobserwowane wypadki. Po drugie, sen w opowiadaniu występuje również jako stan świadomości bohaterów. Śpi więc tutaj matka (w podróży), a zmęczony Józef zasypia w domu na schodach. Choć z opowiadania wynika, że może być to także stan pośredni pomiędzy jawą a snem.

Komizm

W opowiadaniu występuje komizm sytuacyjny. Zabieg ten polega na eskalacji niepomyślnych i jednocześnie niezwykłych wypadków. Obejmują one zachowania bohaterów nastawione na wywołanie śmiechu. Jednym z pierwszych przejawów komizmu sytuacyjnego w omawianym opowiadaniu jest przyjęcie przez Jakuba roli rycerza (i jednocześnie strażaka). Zakłada on zbroję, przy czym metalowe okrycie nie chroni go przed agresją wrogów, a przed… dotykiem służącej Adeli. Ta swoimi gestami wzbudza w nim bowiem pożądanie, którego nie jest w stanie opanować. Jakub tak to opisuje: „[…] zakuty w zbroję, drwię sobie dziś z twego łaskotania, którym doprowadzałaś bezbronnego do rozpaczy”. Kobieta pociąga go bowiem do tego stopnia, że nawet jej drobny ruch jest w stanie zniszczyć każdą jego inicjatywę.

Przykłady komizmu sytuacyjnego przynoszą także zachowania strażaków. Według Jakuba nie są oni zwykłymi członkami służb, tylko reprezentantami szlachetnego rodu salamander, istot zamieszkujących ogień. Lecz mimo to ich zachowania okazują dalekie od powagi takiej proweniencji. Dowodzi tego chociażby to, że są natarczywi wobec służącej Adeli i utrudniają jej pracę. Nie potrafią też gasić pożarów. Zamiast ratować ludzi i ich dobytek w starciu z żywiołem ognia, koncentrują wysiłki na zdobywaniu soku malinowego, będącego dla nich ulubionym napojem. Osobliwym sposobem płynem tym potrafią się zresztą upić. Komiczny jest także opis uczty, na którą Jakub zamierza udać się wraz ze strażakami. Mają oni wspólnie spożywać na niej nie wyszukane dania, a… bułki maczane w pucharze z sokiem malinowym.

Pełna komizmu jest też postawa Adeli wobec strażaków oraz stosunek dziewczyny do Jakuba. W gruncie rzeczy niegroźne starcia z mężczyznami urastają w jej relacji do rangi sytuacji dramatycznej. W dodatku jest ona negatywnie nastawiona do przekazywania salamandrom soku malinowego. Przygotowuje go wraz z żoną Jakuba. Artykułując swój kategoryczny sprzeciw wobec oddawania go strażakom, motywuje się tym, że nie są oni godni tego pracochłonnego napoju. Ani przez moment nie uwzględnia jednak przy tym tego, że ojciec Józefa jest jej pracodawcą, a ona jego podwładną. Zamiast okazać Jakubowi szacunek, dziewczyna wprost nim pogardza. Jednocześnie opisuje strażaków z humorem. Porównuje ich do zwierząt, takich jak króliki, indyki czy psy. Z kolei ich kaski przypominają jej puszki na żywność. Taka perspektywa sprawia, że rozpaczy posługaczki nie należy traktować na serio, a raczej z przymrużeniem oka. Kontekst sytuacyjny stanowiący punkt odniesienia dla jej wypowiedzi tworzy bowiem efekt komiczny.

Jednak najbardziej wyraziste przejawy komizmu sytuacyjnego przynosi scena końcowa. Najpierw strażacy w porozumieniu z Jakubem zabierają z jego domu sok malinowy. Komiczne w ich poczynaniach jest błyskawicznie działanie na oczach przeciwnej temu Adeli. Spryt mężczyzn powoduje, że nie potrafi ona na to zareagować. Co więcej, postępują oni przy tym z właściwą sobie kurtuazją. Niezwłocznie po tym Jakub wyskakuje przez okno. Co więcej, wykonuje ten spontaniczny ruch z gracją i bez szwanku. Nie przeszkadza w tym to, że mieszkanie jego rodziny znajduje się na I piętrze w kamienicy przy rynku. Na dole czekają na niego bowiem strażacy z rozłożoną naprędce trampoliną, umożliwiającą mu bezpieczny sus. Efekt komiczny potęguje przy tym także to, że bliscy obserwują działania Jakuba z fascynacją. Gdy okazuje się, że skok ojca Józefa się udaje, odruchowo klaszczą. W ten sposób uznanie dla Jakuba okazuje także Adela, która na moment zapomina wówczas o tym, że przejawia wobec niego negatywny stosunek. 

Problematyka

Motywem o szczególnym znaczeniu w opowiadaniu jest landara, czyli duża podróżna kareta, która pojawia się na początku utworu. Właśnie takim konnym pojazdem Józef wraca wraz z matką z letniska do domu. O motywie tym Schulz pisze w znanym liście do Stanisława Ignacego Witkiewicza. Ściślej rzecz biorąc, chodzi o karetę przemierzającą przestrzeń w atmosferze nocy. Artysta określa ją mianem jednego z najważniejszych obrazów w jego twórczości. Stąd związane z nim znaczenia przyszło mu interpretować całe życie. Choć formułuje tę uwagę w odniesieniu do dzieł plastycznych, dotyczy ona także jego dorobku literackiego. W przypadku spuścizny autora „Sanatorium pod Klepsydrą” oba te obszary aktywności wzajemnie się uzupełniają.

Według Michała Pawła Markowskiego podróż dorożką w pełnej tajemnic przestrzeni symbolizuje wydobywanie treści z podświadomości (M.P. Markowski, „Polska literatura nowoczesna. Leśmian, Schulz, Witkacy”, Kraków 2007, s. 183). Odnieśmy zatem to spostrzeżenie do omawianego opowiadania. Józef i matka wjeżdżają w nocy landarą do lasu. Po pokonaniu drogi nagle zjawiają się tuż pod bramą rodzinnej kamienicy. Zasadniczą akcję tworzy wtedy kłótnia Jakuba ze służącą Adelą, której powodem są strażacy. Kobieta sprzeciwia się ich zachowaniom oraz postawie przełożonego. 

Pod dowództwem głowy rodziny strażacy zabierają z domu sok malinowy. Robią to tak raptownie, że Adela nie jest w stanie na to zareagować. Później zaś ojciec Józefa brawurowo wyskakuje przez okno. Robi to z mieszkania znajdującego się na I piętrze kamienicy przy rynku – i to na oczach tłumu. Ruchy wykonuje zamaszyście i z gracją. Opuszczając lokum w ten sposób, nie czyni sobie jednak krzywdy – wbrew temu, czego można by się spodziewać. Pod budynkiem czekają bowiem na niego strażacy, którzy rozkładają trampolinę. Ich doskonała koordynacja umożliwia ojcu Józefa spektakularny i jednocześnie całkowicie bezpieczny skok. Jakub triumfuje przy tym jako mężczyzna, któremu wsparcia udzielają przedstawiciele tej samej płci, co w twórczości Schulza okazuje się sytuacją wręcz niespotykaną. 

W niemal wszystkich jego opowiadaniach ponosi on bowiem klęskę w starciu z kobiecością Adeli. Ta, wzbudzając w nim pożądanie, niweczy wszystkie jego przedsięwzięcia. Często wystarczy do tego jej niepozorny gest. Tym razem jednak ojca Józefa zabezpiecza przed tym zbroja. Sprawia ona, że jego ciało jest chronione metalowym okryciem przed jej dotykiem. I właśnie znaczenie tego wydarzenia – triumf Jakuba jako mężczyzny nad reprezentantką kobiet, Adelą – wydaje się tutaj stanowić treść wydobytą z podświadomości Józefa. Stale obserwując poniżenie ojca, chciałby on widzieć go jako patriarchę rodu odnoszącego zwycięstwo. Stąd dostrzega go w takiej roli, lecz tym razem przy sporym wsparciu innych mężczyzn. Adela zresztą nimi pogardza, podobnie jak Jakubem. 

Uwarunkowania te dobrze tłumaczą także zastosowaną przez bohatera-narratora konwencję oniryzmu. Przedstawia on samego siebie w stanie między jawą a snem. Zastrzega, że ukazane wydarzenia mogły nie mieć miejsca lub wyglądać inaczej – i grę wchodzi to, że stały się takie, a nie inne z powodu jego fantazji. Sam chciałby on widzieć swojego ojca jako triumfatora. Nawet jeśli rzeczywiste położenie Jakuba w mikrokosmosie opowiadań jest inne, Józef przedstawia go w upragnionej roli w taki sposób, jak gdyby znajdował się w niej naprawdę. Stoczenie z Adelą walki z szansą na zwycięstwo wymaga od Jakuba założenia zbroi. Metalowe okrycie go sakralizuje i upodabnia do św. Jerzego. W tym też zaznacza się charakterystyczna dla twórczości Schulza mityzacja, obejmująca również strażaków. Zbroja nie chroni jednak Jakuba przed żadnym realnym wrogiem, a przed posługaczką. Toteż w roli uświęconego rycerza jawi się on jednocześnie jako groteskowa postać, wzbudzająca śmieszność.

Mój ojciec wstępuje do strażaków – interpretacja rozszerzona

Informacje wstępne

Opowiadanie Brunona Schulza pt. „Mój ojciec wstępuje do strażaków” pochodzi z wydanego w 1937 roku tomu „Sanatorium pod Klepsydrą”. Pierwodruk utworu ukazał się w 1935 roku na łamach czasopisma „Wiadomości Literackie” pod tytułem „Mój ojciec zostaje strażakiem”. Dzieło składa się z opisu i jednej rozbudowanej sceny. Opowiadanie rozpoczyna relacja dotycząca powrotu bohatera-narratora o imieniu Józef oraz jego matki z letniska do domu. Gdy postaci pojawiają się w mieszkaniu, Jakub zaskakuje ich w roli ubranego w zbroję strażaka. Jest skonfliktowany ze służącą Adelą z powodu wynoszenia z domu… soku malinowego. Dalszą część utworu tworzy jedna rozbudowana scena, skoncentrowana wokół tej sytuacji z kilkoma dłuższymi wypowiedziami bohaterów. Głos poza narratorem-Józefem zabierają Jakub, Adela, matka i subiekt Teodor.

Świat przedstawiony

Rzecz dzieje się jesienią na początku XX wieku na terenie Austro-Węgier we wschodniej Galicji. Józef wraca wraz z matką z letniska do domu. Jego nazwa nie jest wymieniona, ale szczegóły topograficzne wskazują na to, że chodzi najprawdopodobniej o Krynicę-Zdrój. Świadczy o tym wspomniana nazwa własna znajdującego się tam źródła, którym jest Słotwinka. Bohaterowie wracają z letniska landarą, czyli podróżną karetą. W trakcie drogi Józef obserwuje jednostajnie ukształtowaną naturę. Z większym zaciekawieniem przygląda się lasowi, który wraz z matką przemierza nocą. Landara nie posiada świateł, co tworzy wokół nich atmosferę niepokoju. Gdy Józef z rodzicielką docierają do domu, akcja przenosi się do ich rodzinnego mieszkania. Znajduje się ono w kamienicy przy rynku na I piętrze.

Charakterystyka Jakuba

Jakub jest ojcem Józefa i mężem swojej niewymienionej z imienia żony. Do pomocy w domu zatrudnia służącą Adelę, młodą i atrakcyjną kobietę, która wzbudza w nim pożądanie. Posiada on marzycielskie usposobienie i doszukuje się w otaczającym go świecie głębszych sensów. Pod tym względem jest przeciwieństwem żony, która dość powierzchownie spogląda na rzeczywistość. Staje się także antytezą racjonalnej w postępowaniu Adeli. 

Jakuba fascynują znajdujący się w mieście strażacy. W ślad za tym postanawia stać się jednym z nich. W tym celu zakłada zbroję, w której przypomina św. Jerzego z obrazów znanych wśród katolików i prawosławnych. Józef opisuje go następująco: „Na środku pokoju stał świetny mosiężny rycerz, prawdziwy święty Jerzy wyogromniony kirasem, złotymi puklerzami naramienników, całym dźwięczącym rynsztunkiem polerowanych blach złotych. Z podziwem i radością poznałem nastroszone wąsy i zjeżoną brodę mego ojca, sterczącą spod ciężkiego pretoriańskiego hełmu. Pancerz falował na wzburzonej jego piersi, mosiężne pierścienie oddychały szparami jak ciało ogromnego owada. Wyolbrzymiony zbroją w blasku blach złotych podobny był do archistratega zastępów niebieskich”. 

Według Jakuba strażacy nie są zwykłymi przedstawicielami służb, a reprezentantami szlachetnego rodu salamander, czyli istot zamieszkujących żywioł ognia. Uważa on, że kontakty z ludźmi doprowadziły ich do degrengolady: „Dusza moja pełna jest zmiłowania nad ich nędzą, nad ich niezawinioną degradacją. Jeżeli przyjąłem z ich rąk szablę kapitańską, to jedynie w nadziei, że uda mi się podnieść z upadku to plemię, wyprowadzić je z poniżenia i rozpiąć nad nim sztandar nowej idei”. Jakub wierzy, że strażacy w porównaniu z ludźmi są wyższymi bytami, choć przez to rzekomo stają się podatni na manipulację. Dlatego przyjmuje rolę ich kapitana. Pragnie on doprowadzić mężczyzn, którym przewodzi, do odkrycia prawdziwej tożsamości. 

Ojciec Józefa sądzi, że z powodu wyższej natury powinni być oni traktowani ze szczególną czcią. Tymczasem otrzymują niegodne ich pożywienie od tercjanowej, czyli woźnej – to samo, które dostają ludzie przebywający w areszcie. Jakub przekonuje: „Ich podniebienie, delikatne i genialne podniebienie duchów ognistych, pożąda szlachetnych i ciemnych balsamów, aromatycznych i kolorowych fluidów”. Zapewne właśnie m.in. z tego powodu ojciec Józefa wynosi dla nich z domu sok malinowy, który uważają za największy rarytas. Adela przygotowuje ten napój wraz z jego żoną. Przedstawiciele rodu salamander go uwielbiają. Osobliwym sposobem służy im on także jako trunek. Dziewczyna jest przeciwna temu, by robiony z jej udziałem sok trafiał do niestosownie zachowujących się strażaków. Ci bowiem nachodzą ją w domu i utrudniają jej służbę.

W odpowiedzi na to Jakub krytykuje Adelę za brak zrozumienia dla wzniosłych idei i udaremnianie podejmowanych przez niego poczynań. Przy okazji wyjaśnia też, dlaczego nosi zbroję. Otóż wynika to z tego, że jest on bardzo podatny na urok osobisty służącej i silnie reaguje na jej dotyk, w postaci np. łaskotek. Stąd metalowe okrycie skutecznie zabezpiecza jego ciało przed takimi gestami. Upodobnienie kreacji Jakuba do św. Jerzego stanowi przejaw charakterystycznej dla twórczości Schulza mityzacji. W tym przypadku polega ona na wywyższeniu bohatera, choć zabieg ten jednocześnie daje efekt komiczny. Działalność ojca Józefa jako rycerza nie koncentruje się przecież na wzniosłym posłannictwie. Choć ma on ambitne plany, w gruncie rzeczy jego aktywność sprowadza się do wynoszenia z domu soku malinowego w tajemnicy przed służącą. Mężczyzna planuje uhonorować strażaków uroczystą ucztą w wystawnej sali należącej do organizacji prawosławnej. Mają oni na niej spożywać… bułki maczane w pucharze z sokiem malinowym

Pewnego razu bohater błyskawicznie przekazuje ulubiony napój strażakom w obecności Adeli. Służąca nie zdąża na to zareagować. Jakub wykazuje się przy tym wielkim sprytem. Potem zaś brawurowo i na oczach swoich bliskich wyskakuje przez okno na podstawioną przez strażaków pod budynek trampolinę: „Jednym skokiem znalazł się na parapecie okna i otworzył ramiona. [...] Pod naszym domem ośmiu strażaków rozciągało w koło wielkie płótno żaglowe. Ojciec odwrócił się raz jeszcze, zabłysnął całym przepychem rynsztunku, salutując nas w milczeniu, potem z otworzonymi ramionami, jasny jak meteor, skoczył w noc płonącą tysiącem świateł. Był to tak piękny widok, że wszyscy w zachwycie klasnęliśmy w dłonie. Nawet Adela, zapominając swej urazy, przyklasnęła temu skokowi, wykonanemu z taką elegancją”. Bliscy Jakuba są więc zachwyceni niezwykłością jego czynu. Co ciekawe, grono to tworzy także służąca, która na moment zapomina o żywionych wobec pryncypała urazach. Po odważnym susie ojciec Józefa ucieka wraz ze swoim oddziałem w nieznanym kierunku. Scena ta tworzy jedną z nielicznych sytuacji w opowiadaniach Schulza, w której Jakub triumfuje. W większości z nich jako mężczyzna ponosi on bowiem klęskę w starciu z siłą kobiet, w szczególności reprezentowanych przez Adelę. Należy jednak pamiętać w tym miejscu, że co do jego zwycięstwa można sformułować pewne zastrzeżenia. Otóż musiało ono zostać poprzedzone założeniem zbroi, chroniącej Jakuba przed gestami służącej. A to nie czyni go pełnoprawnym triumfatorem, lecz postacią groteskową.

Charakterystyka Adeli

Adela jest służącą w domu Jakuba, jego żony i Józefa. To młoda i atrakcyjna kobieta. Stąd wzbudza ona pożądanie w Jakubie (a także w strażakach). Niezależnie od swojej skromnej posady nie tylko nie boi się sprzeciwiać pracodawcy, ale także jawnie nim gardzi, szukając przy tym sojuszniczki w jego żonie. Dlatego nazywa go m.in. „kapitanem urwipołciów”, czyli „kapitanem urwisów”. W swoich emocjonalnych wypowiedziach przedstawia siebie jako ofiarę Jakuba i strażaków. Nie zgadza się, aby przekazywał on salamandrom robiony przez nią wraz z jego żoną sok malinowy. Jej postawa wynika z tego, że uważa ich za niegodnych takich specjałów. Nachodzą ją bowiem i utrudniają jej pracę. Adela przejawia pozytywną postawę wobec Jakuba tylko w jednym momencie. Dzieje się tak wtedy, gdy wykonuje on przez okno skok na trampolinę, podstawioną pod budynkiem przez strażaków. Brawura, jaką wykazuje się bohater w swoim susie, stanowi dla służącej tak niezwykłe doświadczenie, że na chwilę zapomina ona wtedy o tym, że nim gardzi.

Charakterystyka matki 

Imię matki Józefa i żony Jakuba pozostaje nieznane, a jej charakterystyka jest dość szkicowa. Wyjeżdża ona wraz z synem do letniska. Po powrocie zastaje swojego męża w niecodziennej roli rycerza i zarazem strażaka. Niezależnie od tego, że w omawianym opowiadaniu matka nie posiada pogłębionego portretu psychologicznego, w porównaniu z innymi utworami Schulza zostaje dopuszczona do głosu na dość długo. W swoim monologu wyraża uznanie dla męża słowami: „Jesteś cały odmieniony, [...] jesteś wspaniały”. Okazuje się zachwycona niecodzienną rolą rycerza, w której odkrywa Jakuba. Jednocześnie nie zgadza się na jego ucztowanie ze strażakami. Z kolei artykułując swoją opinię na ich temat, ogranicza się do powierzchownych symptomów, takich jak atrakcyjny wygląd czy wyszukane maniery. Brak choćby wzmianki o działaniach strażaków, związanych z wykonywanym przez nich zawodem, świadczy o jej płytkim spojrzeniu na rzeczywistość.

Charakterystyka strażaków

Strażacy są w opowiadaniu bohaterem zbiorowym. Podobnie jak Jakub zostają poddani mityzacji. Jak wierzy głowa rodziny Józefa, nie są oni zwykłymi przedstawicielami służb, a członkami szlachetnego rodu salamander, istot zamieszkujących ogień. Ich nieodłącznym atrybutem jest sok malinowy, uwielbiany przez nich napój robiony przez Adelę i żonę Jakuba. Co ciekawe, potrafią się nim upić. 

W utworze Schulza mamy do czynienia z różnymi opiniami na temat strażaków. Jakub wypowiada się o nich z uznaniem. Przekonuje innych, że niestosowne zachowania mężczyzn są rezultatem obcowania ze zdegradowanymi ludźmi. Jego żona zabiera głos na ten temat, traktując go dość powierzchownie. Chwali strażaków za atrakcyjny wygląd i wyszukane maniery, nie odnosząc się do ich zasadniczego powołania. Z kolei służąca Adela i subiekt Teodor nie pozostawiają na nich suchej nitki. 

Kobieta pomagająca Jakubowi i jego żonie w domu utyskuje na to, że strażacy nachodzą ją i utrudniają jej pracę, o czym mówi w słowach: „Mam ich wszędzie pełno. Rano, gdy chcę zejść po pieczywo, nie mogę otworzyć drzwi. Naturalnie dwóch z nich zasnęło na progu w sieniach i zatarasowało wyjście. Na schodach, na każdym stopniu leży jeden w mosiężnym kasku i śpi. Napraszają się do kuchni, wpychają przez szparę drzwi swe królicze twarze w mosiężnych puszkach, strzygą dwoma palcami jak uczniaki w szkole i skomlą błagalnie: cukru, cukru… Wyrywają mi z rąk wiaderko i lecą przynieść wodę, tańczą dookoła mnie, mizdrzą się, merdają nieledwie ogonami. Łypią przy tym raz po raz czerwonymi powiekami i oblizują się wstrętnie. Wystarczy, żebym na którego spojrzała bystro, a zaraz puchnie mu twarz czerwonym bezwstydnym mięsem jak indykowi. I takim dawać nasz sok malinowy!…”. Jak widać, strażacy wzbudzają w niej odrazę, także jako mężczyźni, choć opisuje ich zachowania w tonie humorystycznym. W słowach Adeli o salamandrach zwracają uwagę wyobrażenia animalistyczne. Dziewczyna wskazuje na zbieżność poczynań strażaków z tym, co robią zwierzęta: króliki, psy czy indyki. Z kolei to, że domagają się cukru, świadczy o ich infantylności

Teodor natomiast podkreśla, że strażacy w ogóle nie zajmują się walką z żywiołem ognia, za to beztrosko spędzają czas tak, jakby byli dziećmi. Oto „na widok pożarów szaleją z radości, klaszczą w ręce i tańczą jak dzicy”. Postępują zatem całkowicie nieadekwatnie względem powagi sytuacji. Teodor, podobnie jak Adela, porównuje strażaków do królików. Wedle jego relacji zamiast służyć ludziom, upijają się… sokiem malinowym. W rezultacie tego trzeba ich prowadzić do miejsca odosobnienia, którym stają się dla nich lokalne koszary. Okazują się także leniwi i ospali. Przestrzeniami, gdzie dają wyraz swoim przywarom, są strychy domów, na których ukrywają się przed ludźmi. Ci zresztą czują do nich niechęć do tego stopnia, że w czasie, gdy są prowadzeni do koszar, usiłują ich ukamienować. Z powodu nieodpowiedzialności strażaków w walce z ogniem udział muszą brać kominiarze i milicjanci. Według Teodora dobrze sprawdzają się oni jedynie podczas zabaw i ludowych świąt. Subiekt uważa, że pełnią wyłącznie rolę reprezentacyjną.

Trudno jednak odmówić salamandrom wyszukanych manier, na co zwraca uwagę żona Jakuba. Odznaczają się także sprytem, gdyż na komendę ojca Józefa błyskawicznie wynoszą z domu sok. Działają w taki sposób, że Adela nie jest w stanie na to rezolutnie zareagować. Oddają przy tym domownikom wojskowy ukłon, co potwierdzać ma ich wysoką kulturę osobistą. O sprycie strażaków świadczy także to, że umożliwiają Jakubowi szybką, bezpieczną i brawurową ucieczkę z mieszkania, znajdującego się na pierwszym piętrze w kamienicy. Rozkładają mianowicie pod budynkiem trampolinę, na którą bohater wyskakuje przez okno. 

Oniryzm

Oniryzm w opowiadaniu „Mój ojciec wstępuje do strażaków” pojawia się w dwojakiej formie. Po pierwsze, spaja cały świat przedstawiony, bowiem nie wiadomo, w jakim stopniu przedstawione wydarzenia miały miejsce naprawdę, a w jakim stanowiły wytwór wyobraźni bohatera w czasie nocnego odpoczynku. Stąd Józef mówi: „Była tu jakaś wielka rozprawa między moim ojcem, matką a Adelą, protagonistką tej sceny, rozprawa o zasadniczym znaczeniu, jak dziś się domyślam. Jeżeli na darmo próbuję odgadnąć jej wciąż wymykający się sens, to winę ponoszą tu zapewne luki mej pamięci, ślepe plamy snu, które usiłuję wypełnić domysłem, supozycją, hipotezą”.

Po drugie zaś, sen pojawia się tu jako stan określający świadomość bohaterów, tj. Józefa, a w mniejszym stopniu także jego matki (w czasie podróży). Gdy bohaterowie wracają do domu, syn Jakuba czuje się bardzo zmęczony – do tego stopnia, że zasypia na schodach. Józef przedstawia relację w taki sposób, jakby zaobserwowana przez niego sytuacja miała miejsce po powrocie z matką z letniska. Zastrzega jednak, że może się przy tym mylić. I to zarówno w odniesieniu do tego, kiedy wydarzyła się opisana przez niego akcja, jak i w związku z samym jej przebiegiem. Józef bierze też pod uwagę, że mógł uzupełnić luki w pamięci swoimi fantazjami. 

Komizm

W opowiadaniu „Ostatnia ucieczka ojca” mamy do czynienia z komizmem sytuacyjnym. W „Słowniku terminów literackich” czytamy, że polega on na „spiętrzeniu niefortunnych a niezwykłych przypadków i zachowań komicznego bohatera” („Słownik terminów literackich”, red. J. Sławiński, wyd. 2 poszerz. i popr., Wrocław 1988, s. 231). Jednym z pierwszych jego przejawów jest scena, gdy widzimy podającego się za strażaka Jakuba, który ma na sobie zbroję rycerza. Mężczyznę zajmującego się gaszeniem pożarów zwykle wyobrażamy sobie jako kogoś odważnego. Tymczasem bohater nosi metalowe okrycie z powodu tego, że chroni go ono przed… dotykiem Adeli, młodej i atrakcyjnej służącej. Sam Jakub mówi o tym następująco: „[…] zakuty w zbroję, drwię sobie dziś z twego łaskotania, którym doprowadzałaś bezbronnego do rozpaczy”. Uważa on dotyk kobiety za niebezpieczny, co wynika z tego, że wzbudza w nim trudne do powstrzymania pożądanie. Do tego stopnia, że nawet jeden jej gest może zniweczyć każde jego przedsięwzięcie. 

Jakub w swojej niecodziennej roli ogłasza to, że jest kapitanem strażaków. Ci według niego nie są jednak zwykłymi przedstawicielami służb. To reprezentanci szlachetnego rodu salamander, istot zamieszkujących ogień. Mimo że strażacy zachowują się w sposób daleki od swojego wzniosłego powołania, mężczyzna wierzy w potęgę posiadanych przez nich możliwości. Pokrętnie usprawiedliwia ich nieodpowiedzialne poczynania, przekonując innych, że jego podopieczni skażeni są zachowaniami ludzi, którzy mają na nich zły wpływ. Jednak o tym, jaka jest prawda na temat strażaków, najdobitniej świadczy to, że nie są oni w stanie ugasić żadnego pożaru. Wiara Jakuba w ich potencjał – na przekór wszelkim faktom – buduje komizm sytuacyjny

Kolejne przykłady komizmu sytuacyjnego w opowiadaniu przynoszą zachowania Adeli. Wyraża ona swoje stanowisko na temat tego, że Jakub zabiera z mieszkania sok malinowy i daje go strażakom. Ta zwykła i całkowicie niegroźna sytuacja urasta w jej wypowiedzi do rangi dramatu i wywołuje w niej rozpacz: „Adela [...] rzekła wzburzonym głosem, roniąc mimowolne łzy irytacji: – Zabiera cały nasz sok! Wynosi z domu wszystkie butle z sokiem malinowym, który usmażyłyśmy razem tego lata! Chce go dać tym nicponiom pompierom do wypicia. I w dodatku obsypuje mnie impertynencjami. – Adela zaszlochała krótko”. W dodatku pała przy tym pogardą wobec Jakuba, zupełnie nie uwzględniając tego, że jest on dla niej pracodawcą. W konflikt próbuje włączyć także jego żonę, oczekując, że stanie ona po jej stronie. Za nic ma ponadto zastrzeżenia Jakuba co do przyjmowanej przez nią postawy. W zamian tego usiłuje odwrócić sytuację i obciążyć go winą za zaistniały stan rzeczy, określając jego zastrzeżenia impertynencjami. W najmniejszym nawet stopniu nie okazuje mu szacunku, nazywając go „kapitanem urwipołciów”, czyli kapitanem psotników. Poczynania Adeli jaskrawo kontrastują z tym, czego można by spodziewać się po służącej. To zaś wzmacnia efekt komiczny. Co więcej, jest on potęgowany tym, w jaki sposób Jakub odpiera zarzuty posługaczki. Wypowiada się on bowiem w sposób spokojny, używając erudycyjnego i niezrozumiałego dla dziewczyny języka. W odniesieniu do jej pełnych emocji i agresywnych wypowiedzi tworzy to groteskowy kontrast

Adela opisuje strażaków z humorem, co także eskaluje obecny w opowiadaniu komizm. Wygląd mężczyzn wzbudza w niej skojarzenia ze zwierzętami. Toteż mówi o ich króliczych fizjonomiach, przypominających jej także mięso indyków. Nadmienia również o tym, że niewiele brakuje do tego, aby merdali ogonami niczym psy. Z kolei kaski strażaków jawią się w jej wyobraźni niczym blaszane pojemniki na żywność. W ślad za tym nazywa je ona „mosiężnymi puszkami”. Wypowiedź Adeli stylizowana jest na dramatyczny monolog drugoplanowej bohaterki. Słownictwo, jakiego używa dziewczyna, obfituje w znane dla niej wyrazy, których często używa jako służąca. Jednak jej humor sprawia, że rzekome cierpienie kobiety należy odbierać z przymrużeniem oka.

Kolejny ciekawy przejaw komizmu w opowiadaniu przynosi planowana przez Jakuba uczta. Zamierza on przyjąć szlachetnych jego zdaniem strażaków w sposób godny ich powołania – w wystawnej sali prawosławnej organizacji. Okazuje się jednak, że mają być na niej podane nie wykwintne posiłki, a… bułki maczane w pucharze z sokiem malinowym. Relacja Teodora z wydarzeń z udziałem strażaków tworzy natomiast efekt tragikomiczny. Wspomina on mianowicie o tym, że sok malinowy działa na nich jak alkohol, a także o tym, że „na widok pożarów szaleją z radości, klaszczą w ręce i tańczą jak dzicy”. W starciu z żywiołem ognia zachowują się zatem w sposób skrajnie nieadekwatny, choć jego gaszenie powinno być ich powołaniem. 

Komiczna jest też perfekcyjna akcja strażaków, którzy w porozumieniu z Jakubem na oczach Adeli zabierają z domu sok malinowy. Działają tak szybko, że służąca nie jest w stanie na to zareagować. Wykazują się przy tym także wysoką kulturą osobistą. Groteskowo kontrastuje ona z tym, że robią oni to, czego kobieta sobie nie życzy. 

W podobnej semantyce sytuuje się również scena finałowa opowiadania. Jakub brawurowo wyskakuje w niej przez okno na oczach swoich bliskich. W komicznym świecie na opak nikt nie próbuje go zatrzymać. Z mieszkania znajdującego się na pierwszym piętrze w kamienicy wykonuje on sus na rynek. Czyni to jednak bez szwanku, gdyż tuż przed tym strażacy rozkładają pod budynkiem trampolinę. Możliwość zwykłego opuszczenia mieszkania, w którym nikt go przecież nie zatrzymuje, zostaje tu zastąpiona widowiskowym szczupakiem przez okno. Czyn ten stanowi spektakularny dowód na zwycięstwo Jakuba nad Adelą, która w wielu innych sytuacjach niweczy jego zamiary. Co więcej, ów triumf potwierdza także sama służąca. Na moment zapomina bowiem wtedy o tym, że pała wobec Jakuba niechęcią. Zachwycona jego skokiem klaszcze wraz z innymi domownikami, co także tworzy efekt komiczny.

Problematyka

Opowiadanie skupia w sobie wiele cech typowych dla prozy Brunona Schulza. Jednym z ważnych motywów pojawiających się na początku utworu jest landara, czyli sporych rozmiarów kareta podróżna. Autor „Sanatorium pod Klepsydrą” wspomina o tym w znanym liście do Stanisława Ignacego Witkiewicza: „Początki mego rysowania gubią się w mgle mitologicznej. Jeszcze nie umiałem mówić, gdy pokrywałem już wszystkie papiery i brzegi gazet gryzmołami, które wzbudzały uwagę otoczenia. Były to z początku same powozy z końmi. Proceder jazdy powozem wydawał mi się pełen wagi i utajonej symboliki. Około szóstego, siódmego roku życia powracał w moich rysunkach wciąż na nowo obraz dorożki z nastawioną budą, płonącymi latarniami, wyjeżdżającej z nocnego lasu. Obraz ten należy do żelaznego kapitału mojej fantazji […]. Do dziś nie wyczerpałem jego metafizycznej zawartości”.

Mimo że słowa te zostały sformułowane w odniesieniu do twórczości plastycznej, dotyczą także prozy Schulza. Powóz prowadzony przez konie tworzy tu odpowiednik pełnego szczęścia bezpiecznego mikrokosmosu domu rodzinnego, nad którym władzę sprawują rodzice. Według Michała Pawła Markowskiego obraz karety w tajemniczej przestrzeni oznacza metaforę wydobywania sensu z podświadomości (M.P. Markowski, „Polska literatura nowoczesna. Leśmian, Schulz, Witkacy”, Kraków 2007, s. 183). Z takim właśnie obrazem mamy do czynienia w opowiadaniu „Mój ojciec wstępuje do strażaków”. Landara wyjeżdża tu bowiem z ciemnego lasu, później zaś nagle zatrzymuje się pod domem. Tuż po tym doświadczeniu – a przynajmniej Józefowi tak się wydaje – w jego życiu dochodzi do niecodziennego wydarzenia. Polega ono na starciu ojca ze służącą Adelą, w jakim wspierają go strażacy (którym kobieta jest przeciwna). W rezultacie przedstawionych wypadków Jakub triumfuje jako mężczyzna. Zakładając, że sytuacja ta jest sensem wydobytym z podświadomości Józefa, oznaczać może ona to, że jako syn chce on widzieć ojca w roli mężczyzny odnoszącego zwycięstwo nad kobietami. Pamiętajmy jednak, że wiarygodność tych wydarzeń jest wątpliwa. Józef zastrzega, że może być ono jego sennym marzeniem lub ubarwioną sytuacją, która tylko do pewnego stopnia pokrywa się z prawdą. W tym też zawiera się oniryczny wymiar opowiadania

Jakub jawi się jako kapitan strażaków i jednocześnie rycerz przypominający św. Jerzego z obrazów znanych wśród katolików i prawosławnych. Z kolei jego podopieczni nie są zwykłymi przedstawicielami służb, a reprezentantami szlachetnego rodu salamander, istot zamieszkujących ogień. Zarówno w sposobie przedstawienia Jakuba, jak i w kreacji strażaków zachodzi charakterystyczna dla twórczości Schulza mityzacja, szerzej opisana przez niego w eseju „Mityzacja rzeczywistości”. Polega ona na odkrywaniu w rozmaitych przejawach świata, a więc także w ludziach, niezwykłości i związków z szeroko pojmowaną mitologią.

Istotnym motywem staje się uwielbiany przez strażaków sok malinowy. Nie jest on zwykłym napojem, lecz upragnionym przez nich płynem. To właśnie wokół niego w znacznej mierze koncentrują się działania strażaków. Ten sam motyw pojawia się w utworze Schulza zatytułowanym „Sierpień”, otwierającym tom „Sklepy cynamonowe”. Czytamy tam, że „wielka bania z sokiem malinowym w szerokim oknie aptecznym symbolizowała chłód balsamów, którym każde cierpienie mogło się tam ukoić”. Uwielbiany przez strażaków napój jawi się zatem tutaj jako uniwersalne lekarstwo na wszystkie choroby. Ów płyn w omawianym opowiadaniu odgrywa podobną rolę. Również posiada on specjalne przeznaczenie, choć inne niż w „Sierpniu”. Najwyraźniej widać to w wypowiedzi Jakuba, dotyczącej jego planów świętowania ze strażakami w wystawnej sali prawosławnej organizacji. Wspomina on bowiem, że „będzie każdy z nas z pietyzmem i smakoszostwem właściwym synom ognia maczał bułkę w pucharze soku malinowego i powoli popijał szlachetny ten i gęsty likwor”. „Likwor” najczęściej oznacza napój alkoholowy. Nie jest to jednak zwykły płyn, gdyż ojciec Józefa określa go mianem „szlachetnego”. Ponadto ma zostać podany w pucharze, czyli w dużym kielichu, przeznaczonym do podawania wina. 

Przedstawiony w takiej postaci sok malinowy – spożywany z bułką, a więc z pieczywem – budzi skojarzenia z komunią udzielaną w Kościele prawosławnym. W nim podaje się ją wiernym pod postacią chleba maczanego w winie. Na taką interpretację sceny wskazuje też to, że ukazana sytuacja ma miejsce w organizacji prawosławnej. Rzecz jasna, nie mamy tutaj do czynienia z nabożeństwem, a z ucztą. Mityzacja polega więc na tym, że zwykłej czynności, jaką jest wystawne przyjęcie, Schulz nadaje wzniosły wymiar. Odbywa się ona bowiem w siedzibie organizacji religijnej. Ponadto wykonywane przez bohaterów czynności przypominają obrzędy prawosławne. Zostają poddane sakralizacji, ale jednocześnie także prozaizacji, dlatego że strażacy zamiast prosfory, specjalnego pieczywa przygotowanego na potrzeby liturgii w Kościele wschodnim, jedzą bułki. Odpowiednikiem wina jest tu natomiast sok malinowy, upodobniony w opisie do świętego trunku. Na to, że działa on jak alkohol, wskazuje też zachowanie strażaków. Wszystko to tworzy efekt śmieszności, składając się na jeden z obecnych w opowiadaniu przejawów komizmu sytuacyjnego. Występuje on także w wielu innych scenach. Na przykład w starciach Jakuba z Adelą, który pożąda dziewczyny do tego stopnia, że w celu ochrony przed jej gestami zakłada zbroję. Komizm sytuacyjny obserwujemy również w opisach poczynań strażaków w przestrzeni miasta, które okazują się nad wyraz dalekie od ich wzniosłego powołania. Ci, zamiast gasić pożary, upijają się… sokiem malinowym.

Strażacy występują tutaj jako bohater zbiorowy, a ich wszechobecność, np. w okolicy domu Jakuba czy w mieście, stanowi przejaw charakterystycznej dla twórczości Schulza estetyki przepełnienia. Poza ojcem Józefa nikt nie wyraża się na ich temat przychylnie. Demitologizują strażaków zarówno Adela, jak i subiekt Teodor. Co ciekawe, wypowiada się o nich również żona Jakuba. W „Sanatorium pod Klepsydrą”, podobnie jak w innych opowiadaniach Schulza, jest dopuszczana do głosu niezwykle rzadko. W sformułowanym monologu dowodzi ona swojego płytkiego spojrzenia na rzeczywistość. Zamiast obiektywnie ocenić postawę strażaków, koncentruje się na ich wyglądzie i manierach.

Analizowane opowiadanie jest jednym z nielicznych utworów autora „Sanatorium pod Klepsydrą”, w którym Jakub odnosi zwycięstwo jako mężczyzna. W większości innych dzieł Schulza jego przedsięwzięcia udaremnia służąca Adela. W omawianym utworze ojciec Józefa triumfuje w scenie finałowej, gdy brawurowo wyskakuje przez okno – wprost na rozłożoną przez strażaków trampolinę. Pamiętajmy jednak, że jego sukces jest w swojej istocie groteskowy. Jakub, w celu ochrony przed wzbudzającym w nim pożądanie dotykiem służącej, zakłada zbroję. Z jednej strony posunięcie to ma wymiar sakralizujący. Ojciec Józefa w swojej niecodziennej roli staje się bowiem podobny do św. Jerzego. Z drugiej jednak strony metalowe okrycie czyni go śmiesznym. Nie chroni go ono przecież przed ciosami wrogów, a przed dotykiem Adeli.


Przeczytaj także: Druga jesień – interpretacja

Aktualizacja: 2025-05-13 16:28:37.

Staramy się by nasze opracowania były wolne od błędów, te jednak się zdarzają. Jeśli widzisz błąd w tekście, zgłoś go nam wraz z linkiem lub wyślij maila: [email protected]. Bardzo dziękujemy.