Nowela „Za chlebem” autorstwa Henryka Sienkiewicza, wydana po raz pierwszy na łamach „Gazety Polskiej” w 1880 roku. Dzieło przedstawia dramatyczne losy polskich emigrantów, którzy w poszukiwaniu lepszego życia udają się do Ameryki.
Spis treści
W części I poznajemy Wawrzona Toporka i jego córkę Marysię, którzy emigrują z Polski do Stanów Zjednoczonych. Wawrzon został zmuszony do wyjazdu z powodu konfliktu sąsiedzkiego. Na statku przeżywają sztorm, ale odzyskują nadzieję, gdy docierają do Nowego Jorku. Tam spotykają Kaszubę, który uczciwie pomaga im wymienić pieniądze. Początkowo ufają obietnicom pracy i pomocy, lecz zostają porzuceni i popadają w nędzę. Nie mają co jeść, śpią pod murami budynków i są bliscy śmierci z głodu i zimna. W ostatnim momencie zostają odnalezieni przez życzliwego mężczyznę, który udziela im schronienia i pozwala kontynuować podróż do Arkansas.
W części II akcja przenosi się do Nowego Jorku i pokazuje rzeczywistość imigranckich dzielnic. Wawrzon i Marysia doświadczają upokorzeń, głodu i odrzucenia. Żyją w wilgotnym, brudnym pokoju, nie mogąc znaleźć pracy. Ostatecznie wyruszają do Little Rock, gdzie mają rozpocząć nowe życie w polskiej osadzie – Borowinie. W czasie podróży Marysia wspomina swoją młodzieńczą miłość do Jaśka i coraz bardziej tęskni za ojczyzną.
Część III opowiada o życiu w osadzie Borowina, która miała być ziemią obiecaną. Zamiast urodzajnych pól osadnicy, zastają dziką puszczę, brak porządku i narastające konflikty. Wawrzon i Marysia początkowo radzą sobie lepiej niż inni, ale choroba ojca i trudne warunki coraz bardziej ich osłabiają. Czarny Orlik, samotny i silny myśliwy, staje się ich wybawcą – ratuje ich podczas powodzi i wyznaje Marysi miłość. Ginie jednak, próbując sprowadzić pomoc. Wawrzon umiera z wycieńczenia, a Marysia trafia do szpitala. Po wyzdrowieniu jedzie do Nowego Jorku, ale tam dowiaduje się, że jej jedyny kontakt – pan Złotopolski – nie żyje. Pozostaje samotna i zdesperowana, podejmuje więc decyzję o powrocie do Polski i do ukochanego Jaśka, co jednak się nie udaje. Marysia umiera w porcie.
Niemiecki statek „Blücher” płynie z Hamburga do Nowego Jorku i od kilku dni znajduje się na oceanie. Sceneria pełna jest naturalnych obrazów – rozkołysane fale, przemykające chmury, świst wiatru. Pogoda poprawia się, wiatr sprzyja, a pasażerowie wychodzą na pokład. Wśród nich są zarówno bogatsi podróżni z pierwszej klasy, jak i biedniejsi emigranci. Szczególnie wyróżniają się dwie postacie – polski chłop Wawrzon Toporek i jego córka Marysia. Oboje są wyraźnie zagubieni i przerażeni podróżą – nie znają języka, wszystko jest dla nich nowe. Mimo to cieszy ich widok słońca, które kojarzy im się z domem.
Rozmowa między ojcem a córką pokazuje ich tęsknotę za Lipińcami i niepokój o to, co czeka ich w Ameryce. Przypominają sobie znajomego Jaśka i życie na wsi. W końcu Wawrzon podsumowuje ich podróż słowami: „Wola boża”.
Wawrzon Toporek wspomina swoją trudną decyzję o emigracji do Ameryki. Wszystko zaczęło się od drobnego sporu o krowę, która weszła w koniczynę sąsiada. Sprawa trafiła do sądu, ciągnęła się miesiącami i zakończyła się dla Wawrzona tragicznie – przegrał, musiał zapłacić wysokie koszty, stracił konia, a na dodatek trafił do aresztu. Zbiory się zmarnowały, a jego sytuacja materialna gwałtownie się pogorszyła. Z rozpaczy zaczął pić. W karczmie poznał Niemca, który zachęcił go do wyjazdu do Ameryki, obiecując ziemię i bogactwo. Kuszony wizją lepszego życia, Wawrzon sprzedał dobytek i z córką wyruszył za ocean.
Jednak podróż była pełna rozczarowań – w Hamburgu zostali oszukani i ograbieni z pieniędzy, a na statku umieszczono ich w ciasnej, brudnej sali pod pokładem. Wawrzon nie ufał nikomu, a Niemcy z załogi i pasażerowie drwili z niego i Marysi. Tęsknota za ojczyzną stawała się coraz silniejsza. W miarę zbliżania się burzy, nastrój staje się coraz bardziej ponury. Wawrzon i Marysia schodzą pod pokład, gdzie w dusznej, ciemnej sali czwartej klasy spędzają noc wśród innych emigrantów. Dziewczyna wynędzniała przez chorobę, Wawrzon zżółkł z trwogi. Oboje boją się ruszyć z miejsca, nie wiedzą, co im wolno, siedzą w tłoku i nieładzie pełnym pakunków. Nadciąga burza – najpierw zapada cisza i niepokój, potem statek zaczyna się gwałtownie trząść, rozlega się hałas, krzyki, woda zalewa pokład. Wawrzon i Marysia modlą się, wierząc, że nadeszła ich ostatnia godzina. W pewnym momencie bałwan wodny wybija drzwi i woda wdziera się do wnętrza statku.
Na szczęście pojawia się oficer, który uspokaja pasażerów – burza choć groźna, nie oznacza zatonięcia. W ciągu następnych dni sztorm ustępuje, pogoda się poprawia. Marysia i Wawrzon zaczynają odzyskiwać nadzieję. Po długim czasie ukazuje się ląd – najpierw boje morskie i ptactwo, potem wyspa Sandy Hook i wreszcie widok wyczekiwanego lądu amerykańskiego. Szczególnym momentem okazuje się rozmowa z marynarzem-Kaszubą, który przyjaznym gestem podtrzymuje ich na duchu. Kaszuba poradził Wawrzonowi, by ten wymienił swoje pieniądze na dolarową walutę, zapewniając, że nie zostanie oszukany. Po wymianie otrzymali 47 dolarów w srebrze. Okręt zbliżył się do miasta, mijając inne statki, aż dotarł do portu. Zbliżając się do brzegu, pasażerowie zaczęli wysypywać się na pokład, a wśród nich Wawrzon i Marysia, którzy zostali popchnięci przez tłum w kierunku celnicy. Tam celnik sprawdził ich bagaże i pozwolił przejść.
Miasto było ogromne, hałaśliwe, pełne ludzi, pojazdów i intensywnych dźwięków. Wawrzon i Marysia po drodze spotkali Kaszubę, który życzył im powodzenia. Wkrótce czekali na komisarza, który miał się nimi zająć. Jednak czas mijał, a on się nie pojawił. W międzyczasie Wawrzon i Marysia zaczęli odczuwać zimno i głód, martwiąc się, że zostali oszukani przez Niemca, który miał pomóc w ich przyjeździe. W miarę jak czekali, ich sytuacja stawała się coraz bardziej beznadziejna. Wawrzon czuł się coraz bardziej zrozpaczony, a Marysia zasnęła, śniąc o Lipińcu. Dopiero w świetle poranka, widać było ich wyblakłe i zmarznięte twarze, leżące pod ścianą budynku celniczego, jakby martwe.
W Nowym Jorku, przechodząc przez Broadway w kierunku portu, można dotrzeć do biednej dzielnicy, gdzie widać zaniedbane budynki o opadających dachach i popękanych murach. Ulice stają się węższe, a domy zapadają się w ziemię. Miejsce to jest brudne i zaniedbane, pełne kałuż, odpadów, papierów i blach. W tej okolicy znajdują się tanie przybytki dla emigrantów, takie jak boarding-housy, szynkownie, agencje werbujące do pracy na statkach, garkuchnie z tanim i zgniłym jedzeniem. Ludzie żyją w skrajnej biedzie, a miejsce jest pełne nędzy, głodu i przestępstw. Przytłoczeni, Wawrzon Toporek i jego córka Marysia żyją w tragicznych warunkach. Ich pokój jest zniszczony, z pleśnią i wilgocią na ścianach. Wawrzon nie może znaleźć pracy, mimo że stara się w różnych miejscach, ale wszędzie spotyka się z odrzuceniem. W wyniku tego, po miesiącach życia w nędzy, zaczynają cierpieć z głodu. Ich sytuacja jest dramatyczna: codziennie borykają się z brakiem jedzenia i pieniędzy. potykają innych Polaków, którzy żyją w podobnych warunkach. Wawrzon wychodzi szukać resztek jedzenia i napotyka trudności, a także spotyka grupę chłopców, którzy rzucają błotem. Na jego szczęście, trafia na wóz z kartoflami, które wypadły podczas załadunku. Wraca z nimi do domu. Choć wciąż biedni, odczuwają ulgę i nadzieję, że Bóg ich nie opuścił. Marysia wspomina czas sprzed trudów, gdy była młodą dziewczyną zakochaną w Jasiu, który obiecał jej, że zawsze będą razem. Teraz Marysia zastanawia się, czy jej dawny ukochany wciąż o niej pamięta, czy może już zapomniał. Kiedy stają w obliczu wygnania z ich skromnego mieszkania, nie mają nic, by zapłacić za dalsze życie. Marysia snuje myśli o przeszłości, o utraconych nadziejach i o tym, jak mogło wyglądać jej życie, gdyby nie nędza. Ostatecznie decydują się na nocleg bezdomni na deskach portu. Pojawia się obraz Matki Boskiej nad okrętem, jako metaforyczna scena nadziei, która pomaga im przezwyciężyć cierpienie. Wawrzon odczuwa ciężar odpowiedzialności za córkę. Z pomocą wkrótce pojawia się siwy, elegancki pan, który udziela im pomocy. Mężczyzna nie tylko pomaga im materialnie, ale również wpaja im idee o życiu w Ameryce, które zderzają się z ich dotychczasową rzeczywistością. Z rozmowy wynika, że kraj ten daje szanse, ale jednocześnie wymaga poświęceń i pracy.
Po drodze zatrzymali się u Williama i Jenny, którzy przyjęli ich z wielką życzliwością. William i jego siostra, mimo że nie byli bliską rodziną, traktowali ich jak krewnych. William obchodził się z Marysią z szacunkiem, a ona czuła się nieco zawstydzona, ponieważ traktował ją jak damę. Wieczorem, Jenny przygotowała dla nich łóżka, co bardzo wzruszyło Marysię. Pomimo tego, że byli obcymi ludźmi, Wawrzon i Marysia poczuli się w tym domu jak wśród swoich. Po trzech dniach pobytu, ruszyli w dalszą podróż do Little Rock. Wawrzon miał przy sobie sto dolarów, a Marysia czuła, że Boża ręka prowadzi ich w bezpieczne miejsce. Podróż przez Amerykę była zupełnie inna niż to, co znali z Nowego Jorku – zamiast zatłoczonych miast, widzieli pola, lasy, pasące się zwierzęta i pustkę, która rozciągała się na horyzoncie. Widoki te napełniały Wawrzona entuzjazmem i tęsknotą za polską ziemią.
Kiedy pociąg przemierzał coraz bardziej odludne tereny, w końcu dotarli do lasów, w których drzewa były gęsto oplatane przez pnącza roślin, a dźwięki nieznanych ptaków wypełniały powietrze. Przejechali również przez szeroką rzekę, którą okazała się Missisipi. Po tej podróży dotarli w końcu do Little Rock, gdzie mieli zapytać o dalszą drog.
Borowina była osadą, której nazwę wymyślono z wyprzedzeniem, traktując ją jako projekt do realizacji. Przekonywano polskich imigrantów, zwłaszcza tych, którzy żyli w miastach, że założenie osady w Arkansas zapewni im zdrowie, bogactwo i szczęście, a także zbawienie po śmierci. Ogłoszenia twierdziły, że Arkansas, choć jeszcze nie zasiedlone, miało być miejscem bezpiecznym, wolnym od chorób, takich jak żółta febra. Podkreślano, że Missisipi, jako wielka rzeka, stanowi naturalną barierę, przez którą choroby nie miałyby przejść. Dodatkowo zapewniano, że Indianie, szczególnie szczep Choctawów, mieli być sympatyczni wobec Polaków, a sama ziemia była pozyskana od kolei żelaznej, co miało zapewniać przyszły rozwój osady. Wiele osób zainteresowało się tą ofertą. Przemawiały do nich obietnice lepszego życia. Początkowo, pomimo trudności związanych z dotarciem do miejsca docelowego, dotarło do Borowiny kilkaset osób, głównie mężczyzn, ale także wiele kobiet i dzieci. Jednak po dotarciu na miejsce, osadnicy szybko zdali sobie sprawę, że nie było to idealne miejsce do osiedlenia się. Zamiast pól i urodzajnych terenów, znaleźli gęsty las pełen trudnych do wycięcia drzew, takich jak dęby i platany, które utrudniały przygotowanie gruntu pod uprawy. Do tego, w sytuacji braku odpowiedniego zaplecza, osadnicy zostali pozbawieni przewodnictwa. Wkrótce pojawiły się konflikty dotyczące podziału ziemi, co jeszcze bardziej pogłębiało trudności. W dodatku, problemy nie kończyły się na trudnej pracy fizycznej, bo w lesie czaiły się dzikie zwierzęta, a nocą wyły dzikie psy.
Życie toczyło się dalej, choć w trudnych warunkach. Osadnicy starali się szybko budować domy, karczować las, a w miarę możliwości zdobywać pożywienie, w tym polując na dzikie zwierzęta, takie jak antylopy czy bawoły. Jednak brak odpowiedniego przewodnictwa i nadziei na rychły rozwój sprawił, że niektórzy zaczęli się rozczarowywać. Konflikty dotyczyły również różnic w pochodzeniu. Osadnicy nadal walczyli o przetrwanie, mając nadzieję, że z czasem Borowina stanie się obiecaną ziemią obfitości.
W osadzie panował chaos. Osadnicy z różnych miast łączyli siły przeciwko innym grupom. Choć zdarzały się momenty zgody, jak po wspólnej walce z Indianami, czy gdy grajek wygrywał znane pieśni, nie trwały one długo. Konflikty nasilały się, a z dnia na dzień napięcie wśród osadników rosło. Wśród osadników byli Wawrzon Toporek i jego córka Marysia, którzy początkowo radzili sobie lepiej niż inni. Choć niełatwa praca w lesie była wyczerpująca, Marysia odzyskiwała zdrowie po ciężkiej chorobie z Nowego Jorku, a Wawrzon starał się poprawić sytuację, dbając o swoją ziemię i inwentarz. Marysia zyskała uwagę młodych chłopaków z okolicy. Wawrzon dbał o to, by jej przyszłość była zabezpieczona, wybierając potencjalnego męża, ale nie chciał, by została wydana za byle kogo.
Jednak osada zaczęła chylić się ku upadkowi. Ziemia była trudna do uprawy, lasy nie ustępowały, a niepokojące opowieści o dzikiej przyrodzie oraz niezwykłych zjawiskach w lesie tylko potęgowały strach. Kłótnie o ziemię i brak porządku w obozie prowadziły do walk, a zapasy żywności były na wyczerpaniu. Po pewnym czasie Wawrzon zaczął chorować, a Marysia opiekowała się nim, zbierając zioła i przygotowując leki. Ojciec zdawał się pogodzony z losem, wskazując na Czarnego Orlika, który mógłby się stać jej mężem. Marysia odrzuciła tę propozycję, trwając przy obietnicy, którą złożyła wcześniej. Czarny Orlik, były myśliwy, stał się liderem w obozie.
Sytuacja jednak pogarszała się z dnia na dzień. W końcu Orlik zdecydował się podjąć drastyczny krok i podpalił las, żeby oczyścić ziemię. Pożar w lesie rozprzestrzenił się szybko, tworząc gigantyczną płonącą czerwoną łunę, która zdominowała całą okolicę. Marysia zaczęła dostrzegać, że Orlik to jedyny człowiek, który może pomóc osadzie przetrwać. Jednak w tej całej sytuacji nie potrafiła nie myśleć o Jasiu z Lipińca, którego kochała. Pożar ostatecznie zmienił obraz obozu, otwierając drogę do przetrwania.
Przyszła jednak nowa plaga, powódź. Rozgrywa się dramatyczna scena na tratwie. Marysia i jej ojciec Wawrzon są zagrożeni utonięciem, tratwa niesiona jest przez rwący nurt, wokół pływają powyrywane drzewa. W pewnym momencie z gałęzi drzewa zeskakuje Czarny Orlik, który przybywa im na ratunek. Przejmuje kontrolę nad tratwą, wiosłuje z ogromnym wysiłkiem i determinacją, kierując tratwę w bezpieczne miejsce. Jego odwaga, siła i poświęcenie robią duże wrażenie na Marysi. Wawrzon umiera z wyczerpania, gorączki i żalu, że zabrał córkę z rodzinnych Lipiniec. W swoich majakach przed śmiercią przeżywa wizję powrotu do ojczyzny i szczęśliwego zakończenia, aż w końcu spokojnie umiera.
Po jego śmierci Orlik i Marysia zostają sami na tratwie. Dostrzegają w oddali światło – to ratunkowa łódź z Clarksville. Niestety tratwa wpada w przeciwny nurt, a wiosło się łamie. Próba oddania strzału alarmowego kończy się niepowodzeniem, bo proch zamókł. Tracą nadzieję, ale tratwa zatrzymuje się na samotnym drzewie. Orlik wyznaje Marysi miłość. Choć miał siłę ją porwać jak inne dziewczyny, to ją jedyną uszanował i naprawdę pokochał. Obiecuje ją uratować lub zginąć. Orlik rzuca się do rzeki, by ratować Marysię, która została sama na tratwie z ciałem ojca. Walczy z silnym prądem, który go spowalnia i odrzuca, ale nie przestaje płynąć. Gdy łódź zaczyna się zbliżać, traci siły, a potężny wir wciąga go pod wodę. Jeszcze raz wynurza się i krzyczy o pomoc, ale to już ostatni raz — Orlik ginie, a łódź dopływa za późno.
Marysię udaje się uratować. Trafia do szpitala w Little Rock, a dwa miesiące później, dzięki pomocy dobrych ludzi, jedzie do Nowego Jorku, licząc na pomoc pana Złotopolskiego, którego znała z przeszłości. Na miejscu okazuje się, że on nie żyje, a jego rodzina wyjechała. Zostaje więc zupełnie sama — bez pieniędzy, bez opieki, zdana tylko na łaskę obcych. Postanawia wrócić do Polski, do Jaśka. Próbując dostać się na statek w porcie, błaga kapitanów o zabranie jej na pokład, ale nikt nie może jej pomóc.
Marysia zaczyna żyć tak jak kiedyś z ojcem — sypia na pomoście, je to, co wyrzuca woda. Codziennie przychodzi do portu, błagając o pomoc, ale bezskutecznie. W końcu wycieńczona, traci zmysły i zaczyna bredzić, wierząc, że spotka Jaśka. Przez dwa miesiące pojawia się codziennie w porcie, aż pewnego dnia znika. Wkrótce potem gazety donoszą o znalezieniu ciała nieznanej dziewczyny na krańcu portu. Marysia umiera samotnie, z dala od domu, opuszczona i zapomniana.
Aktualizacja: 2025-04-15 16:18:37.
Staramy się by nasze opracowania były wolne od błędów, te jednak się zdarzają. Jeśli widzisz błąd w tekście, zgłoś go nam wraz z linkiem lub wyślij maila: [email protected]. Bardzo dziękujemy.