„Bartek zwycięzca” to nowela autorstwa Henryka Sienkiewicza, wydana po raz pierwszy w 1882 roku. Dzieło opowiada o losach tytułowego bohatera, który z racji zamieszkiwania zaboru pruskiego zostaje wcielony do wojska, aby walczyć przeciwko Francuzom. Przesłanie utworu zwraca uwagę na kwestię wypaczonej tożsamości człowieka, na którego decyzje życiowe w znacznym stopniu ma wpływ germanizacja oraz władze wykorzystujące stan chłopski do rozgrywek politycznych.
Spis treści
Bartek Słowik, prosty chłop z Pognębina, żył spokojnie z żoną Magdą i synem Frankiem, aż do momentu, gdy został powołany do pruskiego wojska na wojnę z Francją. Pożegnał się z rodziną i wyruszył w podróż. Podczas transportu pociągiem zaczął odczuwać strach przed wojną, zwłaszcza po tym, jak zobaczył rannych żołnierzy. Po dotarciu na front, poczuł chwilową ulgę, gdy Niemcy odnosili sukcesy. Z czasem, podczas bitwy pod Gravelotte, Bartek zdobył Krzyż Żelazny za odwagę, stając się bohaterem w oczach swoich towarzyszy. Z biegiem czasu stawał się coraz bardziej oddalony od swoich korzeni. Po powrocie do Pognębina, był już całkowicie innym człowiekiem. Nie potrafił odzyskać dawnej więzi z Magdą, a ich relacja pogarszała się, gdy Bartek zaczął wywyższać się ponad innych. Magda wyrzucała mu zmianę, ale Bartek, pełen dumy z wojennych zwycięstw, nie rozumiał jej wyrzutów.
Rodzina zaczyna mieć problemy z rosnącym długiem u Niemca, kolonisty Justa. Dodatkowo, dolegliwości powojenne Bartka uniemożliwiają mu pracę. Pewnego dnia Franek wraca ze szkoły z płaczem, po tym jak nauczyciel, pan Boege, uderzył go. Ojciec postanawia interweniować, idąc do Boegego, gdzie dochodzi do brutalnej konfrontacji, w której Bartek bije nauczyciela i jego syna. Sytuacja eskaluje, a po interwencji innych Niemców Bartek zostaje zaatakowany. Przed sądem zostaje oskarżony jako sprawca. Mimo że liczył na zrozumienie przez sąd z powodu swoich wojennych doświadczeń, zostaje skazany na trzy miesiące więzienia i na zapłatę odszkodowania rodzinie Boegego. Podczas pobytu w więzieniu Bartek rozmyśla o przeszłości, a Magda stara się zdobyć pieniądze na pokrycie kary, pożyczając od Justa.
Magda dowiaduje się, że pan Jarzyński ożenił się z bogatą kobietą, która obiecuje pomóc Bartkowi. Jarzyński proponuje załatwienie pracy i spłatę długów, a także pomoc w innych sprawach. Przed zwolnieniem Bartek musi jednak stawić się przed landratem, który zmusza go do głosowania na odpowiedniego kandydata w wyborach. Maria Jarzyńska angażuje się w polityczną agitację, promując męża na posła. Podczas jednej z wizyt w Pognębinie odwiedza rodzinę Bartka, prosząc o głos na jej męża. Magda sprzyja jej propozycji, a Bartek zastanawia się nad groźbami landrata. Po wyborach okazuje się, że wygrał kandydat Szulberg, a Bartek, który zagłosował na niego, co wzbudza oburzenie wśród sąsiadów. Po wyborach rodzina Bartka udaje się do miasta, gdyż tracą ziemię.
Bartek Słowik, zwany przez sąsiadów Bartkiem Wyłupiastym ze względu na zwyczaj wytrzeszczania oczu, był prostym chłopem z Pognębina. Mimo że jego nazwisko kojarzyło się ze słowikiem, niewiele miał z nim wspólnego, a jego prostota i naiwność przysporzyły mu także przezwisko „Głupi Bartek”, które było najczęściej używane. Przy spisach wojskowych, w wyniku nieporozumienia językowego, niemiecki oficer wpisał jego nazwisko jako „Mensch” (człowiek). Bartek żył spokojnie w biednej wsi w Księstwie Poznańskim. Był właścicielem chałupy, kilku krów, konia oraz posiadał żonę, Magdę. Ich życie toczyło się zgodnie z lokalnym powiedzeniem: „Koń srokacz — żona Magda, co ma Bóg dać — to i tak da”. Wszystko się zmieniło, gdy przyszło wezwanie do wojska na wojnę z Francją. Bartek musiał opuścić dom i zdać gospodarstwo pod opiekę żony. Przyjął swoje powołanie z rezygnacją. Pożegnał żonę i dziesięcioletniego syna Franka, próbując uspokoić ich płacz słowami „No, cicho no!”. Cała wieś żegnała powołanych mężczyzn. Wśród tłumu niektórzy byli pogrążeni w smutku, inni próbowali zagłuszyć emocje śpiewem lub alkoholem. Dzwon na kościele żegnał odchodzących, a proboszcz odmawiał modlitwę za nich, gdyż mogli już nigdy nie wrócić. Na stacji kolejowej zgromadzili się rekruci z Pognębina, Krzywdy Górnej, Krzywdy Dolnej, Wywłaszczyniec, Niedoli i Mizerowa, panował gwar i zamieszanie. Ściany stacji były oblepione plakatami wzywającymi do walki „w imię Boga i Ojczyzny”, co miało usprawiedliwiać cierpienie rodzin i stratę domostw. Gdy przyjechał pociąg, wyładowany żołnierzami, armatami i bagnetami, Bartek Słowik pożegnał żonę i z wytrzeszczonymi oczami machnął rękami: „No, Magda, bywaj zdrowa!”. Ona odpowiedziała rozpaczliwie: „Niech cię Matka Boska strzeże i chroni… Bądź zdrowy, chałupy pilnuj”. Bartek, podobnie jak inni, w końcu wsiadł do pociągu. Ten ruszył, a zrozpaczona Magda podążała za nim, krzycząc ostatnie słowa: „A pamiętaj, że masz żonę i dziecko!”.
Pognębin staje się coraz mniej wyraźny, a Bartek patrzy na znikający złoty krzyż wieży kościelnej. Żołnierze spoglądają na kaprala, który trzyma karabin między kolanami i pali fajkę. Jego myśli uciekają do domu, co dodatkowo podkreśla rozdźwięk między spokojnym życiem w Pognębinie a niepewnością wojny. Bartek, podobnie jak inni chłopi, nie rozumie, co go czeka, a wojenne procedury i słowa, takie jak „Kriegsgericht” wywołują w nim dodatkowy strach. Zaczyna rozmawiać z Wojciechem Gwizdałą. Bartek przyznaje, że się boi, na co Gwizdała wskazuje na czerwoną zorzę na horyzoncie, mówiąc, że to symbol krwi i że tam jest Francja, dokąd zmierzają. Gwizdała próbuje wyjaśnić, kim są Francuzi, ale jego wiedza jest mętna. Wspomina tylko, że to „bardzo obcy ludzie”, o których słyszał od starszych mieszkańców wsi. Sceneria za oknami pociągu odzwierciedla stan ducha bohaterów. Wieczorne niebo tonie w czerwieni, a krajobraz – wsie, miasteczka, kościoły i bocianie gniazda – miga przed ich oczami w ciągłym ruchu. Pociąg zdaje się zmierzać prosto w „morze krwi”. Wojtek tłumaczy, że wojna jest nieunikniona, bo jeśli Niemcy nie zaatakują Francuzów, to Francuzi przyjdą do nich.
Bartek wyobraża sobie, że Francuzi mogliby skrzywdzić jego żonę, co wzbudza w nim wolę walki. Zasypia, ale ma koszmary – śni mu się, że Francuz zagraża Magdzie, a on nie może jej obronić. Przez sen przez pomyłkę łapie podoficera za brodę, co wywołuje gwałtowną reakcję przełożonego.
Rankiem żołnierze budzą się w obcej, malowniczej krainie pełnej wzgórz, dębin, winnic i domów o czerwonych dachach. Zaczynają dzień od modlitwy. Ludzie w euforii witają żołnierzy, przynoszą im jedzenie, piwo i cygara, śpiewają patriotyczne pieśni, a „Wacht am Rhein” rozbrzmiewa donośnie. Bartek czuje dumę i ulgę, że Francuzi zostali pokonani, bo nie zagrożą już jego rodzinnej wsi, Magdzie ani gruntowi. Bartek cieszy się zwycięstwem Niemców, ale sceptyczny Wojtek ostrzega, że Francuzi tylko pozornie przegrywają, by potem się zemścić. Podróż trwa, w rozmowach i śpiewach słychać radosne nawoływania Polaków. Żołnierze, którzy początkowo opuszczali swoje wioski smutni, teraz są pełni zapału. Pociąg z rannymi dociera na stację w Deutz. Widok ciężko rannych żołnierzy, leżących w otwartych wagonach, wstrząsa Bartkiem i odbiera mu ducha bojowego.
Bartek po raz pierwszy widzi ranne twarze żołnierzy, blade, zmęczone, niektóre sczerniałe od prochu lub bólu, powalane krwią. W odpowiedzi na ogólne radości, jakie wywoływały wieści o zwycięstwie, ci odpowiadali tylko jękami. Niektórzy z rannych klną, inni wzywają wody, a ich oczy są błędne, pełne przerażenia. Wśród nich Bartek zauważa umierających — niektórzy mają twarze spokojne, z błękitnymi sińcami wokół oczu, inni wykrzywieni w konwulsjach, z przerażonymi oczami i wyszczerzonymi zębami. Bartek z trudem stara się utrzymać na nogach, gdyż ten widok wstrząsa nim do głębi. W głowie zaczyna mu się mieszać wszystko, co wiedział o wojnie. Znów szuka wzrokiem Wojtka, odnajduje go i mówi z przerażeniem: „Wołtek, bój się Boga!”, a ten odpowiada: „Będzie tak i z tobą”. Bartek. zaczyna dostrzegać, że wojna nie jest grą — „to jak chłop chłopa pobije, to go żandarmy biorą do sądu i karzą”, mówi Bartek, porównując to do normalnych konfliktów. Wojtek wyjaśnia mu brutalną prawdę: „Teraz ten lepszy, kto więcej ludzi napsuje”.
W Kolonii Bartek spotyka francuskich jeńców. Są brudni, wycieńczeni, w podartych ubraniach, proszą o jałmużnę, a ich wygląd jest zupełnie inny, niż Bartek sobie wyobrażał. Jego wyobrażenie o Francuzach szybko zostaje zburzone, gdy widzi ich nędzę. „Dyć to chmyzy! Jak bym jednego bez łeb lunął, to by się ze czterech wywróciło”, mówi Bartek, zaskoczony ich wyglądem. Wojtek dodaje, że musieli się zmarnieć. W następnych wagonach dostrzega żuawów, którzy mają poważne twarze, ciemną skórę i groźne spojrzenia. To ich Bartek zaczyna traktować poważnie. Wśród kolejnych wagonów zauważa rannego turkosa — żołnierza z ciemną skórą, wykrzywioną twarzą i białkami oczu. Z przerażeniem woła: „O rety! Wołtek, ratuj!” Wojtek zauważa jego straszne zęby i komentuje: „Spojrzyj ino, jakie on ma zębiska”. Bartek zastanawia się, czy pomogłoby, gdyby przeżegnał tego żołnierza. Wojtek stanowczo odpowiada: „Pogany na świętą wiarę nie mają wyrozumienia”.
Wieczorem, gdy pociąg rusza, Bartek wciąż ma przed oczami obraz turkosa. Zrozumiał, jak wojna wpływa na ludzi, zarówno na wrogów, jak i na nich samych.
Podczas bitwy pod Gravelotte pułk Bartka stoi na wzgórzu, a z dala dochodzą dźwięki armat, słychać tętent koni, widać błyskawicznie przejeżdżające pułki konne, chorągiewki i kiraserskie miecze. Wkrótce zaczyna się piekło: granaty spadają na wzgórze, powodując wstrząsy, a huk, strzały i odgłosy karabinów wypełniają przestrzeń. Bartek stoi nieruchomo w pierwszym szeregu, czekając na rozkazy. Kule świszczą wokół niego, powietrze jest pełne dymu, który zasłania widok, a co chwilę granaty wybuchają w pobliżu. Bartek i jego towarzysze muszą czekać. Po drugiej stronie, zaczyna się ostrzał artyleryjski Francuzów, którzy wymieniają ogień z niemieckimi bateriami. Z zasłoną dymu piechota niemiecka zaczyna zstępować w dół, przygotowując się do ataku. Bartek dostrzega czerwone czapki francuskich piechurów, ukrywających się między winoroślami. Słychać okrzyki zarówno z niemieckiej, jak i francuskiej strony. Kule świszczą wokół niego, ale rozkazy są jasne – nie wolno ruszać się ani strzelać. Bartek po chwili pyta Wojtka: „Boisz się?” Wojtek odpowiada: „Co się nie mam bać!”
Wkrótce strona niemiecka traci kontrolę nad sytuacją. Bartek i jego towarzysze wspólnie wzywają pomoc Maryi. W odpowiedzi nadjeżdża adiutant z komendą do ataku, a pułk polski rzuca się w szaleńczy bieg w kierunku wzniesienia. Żołnierze idą dalej, przez martwe ciała, grzmią trąby. Pod koniec ataku jeden z żołnierzy widzi, jak upada sztandar. Bitwa zbliża się do końca.
W gęstwinie lasu Bartek rusza do ataku. Gdy słyszy muzykę, z zapomnieniem o wszystkim, biegnie w kierunku przeciwnika. W gęstwinie lasu dostrzega trzech Francuzów, turkosów, i rzuca się na nich z szaleńczą siłą. Kiedy dwaj z nich pchają bagnety w jego stronę, Bartek z niesamowitą mocą unika ich i zabija obu. W tej chwili nadbiega kolejna grupa turkosów, lecz Bartek nie daje za wygraną. Z wściekłością rzuca się na wszystkich naraz. W walce nie zatrzymuje się, a turkosy wycofują się w panice. W jednym z momentów Bartek słyszy okrzyk „Magda!” wydany przez przeciwników. Po chwili nadchodzą jego towarzysze, Maćki, Wojtek i inni, którzy wspierają go w boju. Bartek, z osmoloną twarzą, całą postawą przypominając zwierzę, nieustannie walczy. W końcu zdobywa chorągiew, a po krótkim czasie cały pułk dostrzega jego niesamowitą odwagę. Bartek staje przed dowództwem. Generał Steinmetz, zauważając jego heroiczne czyny, nagradza go Krzyżem Żelaznym. Bartek czuje dumę z tego, co osiągnął. Wkrótce później oficerowie zaczynają wypytywać go o jego pochodzenie. Bartek odpowiada, że pochodzi z Pognębina, a swoją walkę z Francuzami tłumaczy tym, że "są gorsze niż Niemcy". Generał uśmiecha się na jego odpowiedź i zwraca uwagę, że Bartek wykazał się ogromnym męstwem.
W Pognębina przybył list od Bartka do Magdy, w którym opisał swoje wojenne przeżycia. Pochwalił się zwycięstwami, m.in. pokonaniem Francuzów, zdobyciem sztandarów oraz otrzymaniem Krzyża Żelaznego od generała. W kolejnych listach krytykuje swoich towarzyszy, w tym Wojtka, i wyraża pogardę wobec Francuzów. Magda, w swojej odpowiedzi, potępia jego brutalność. Bartek kontynuuje swoją drogę wojskową. Zyskuje szacunek u nowych towarzyszy, stając się ważnym żołnierzem w pułku, mimo iż Niemcy traktują go z pogardą, nazywając go "polskim osłem".
Pewnego dnia Bartek bierze udział w zasadzce na wolnych strzelców. W wyniku tej bitwy z kolegami bierze dwóch jeńców, którzy zostają umieszczeni w izbie leśnika, gdzie mają zostać rozstrzelani. Młodszy z nich szczególnie żałuje tego, że nie zdążył pożegnać się z matką, zanim uciekł z domu, by walczyć. Stary jeniec stara się go pocieszyć, mówiąc, że życie toczy się dalej, niezależnie od tego, co się wydarzy. Ta rozmowa głęboko porusza Bartka. Zaczyna odczuwać wewnętrzny konflikt: z jednej strony jego pruska dyscyplina i oddanie wojsku, z drugiej – tęsknota za domem i za Magdą, z którą nie widział się od dłuższego czasu. W nocy, podczas silnej burzy, Bartek zaczyna mieć halucynacje, wyobrażając sobie, że w lesie ktoś woła: "u nas, u nas". Po chwili słyszy kroki patrolu i dochodzi do wniosku, że jego wewnętrzne rozterki mogą go doprowadzić do dezerterstwa.
Następnego dnia Bartek jest upija się, próbując się uspokoić.
Magda, siedząc pod chałupą, obiera kartofle, myśląc o biedzie w tej okolicy. Jest to czas przednówka, a jej twarz zdradza trudności życia. Magda śpiewa smutną pieśń, tęskniąc za Bartkiem, który od dłuższego czasu nie dawał znaku życia. Nagle dostrzega postać w oddali. Serce jej bije szybciej, gdyż nie miała pewności, czy on kiedykolwiek wróci. Łysek, pies, który widzi nadchodzącego mężczyznę, szczeka i skacze do niego, co utwierdza Magdę w przekonaniu, że to rzeczywiście Bartek. Magda martwi się o jego zdrowie, gdyż wygląda na bardzo wyczerpanego i zmizerniałego. Wzbudza to w Magdzie mieszane uczucia – jest wdzięczna, że wrócił, ale nie może nie zauważyć, że stał się kimś innym. Mówi w obcym akcentem. Choć z trudem podchodzi do życia codziennego, Bartek wciąż daje się ponieść wybujałemu poczuciu zwycięstwa. Wieczorem udaje się do karczmy, gdzie staje się lokalnym bohaterem. Opowiada o swoich wojennych zwycięstwach, zwłaszcza pod Gravelotte i Sedanem. Pije, śpiewa, a jego zachowanie coraz bardziej przypomina postawę wywyższonego zwycięzcy.
Bartek wdaje się w rozmowę z mieszkańcami Pognębina. Nie zgadza się z opinią starego Kierza, który twierdzi, że Niemcy nadal będą nas poniewierać. Odpowiada, że on sam wygrał bitwę i teraz Polacy będą szanowani. Chwali się swoim wojennym doświadczeniem, mówiąc, że to on pokonał Francuzów, a teraz, gdy wrócił, wszystko będzie lepsze. Bartek nawet pokazuje pieniądze, które zarobił we Francji. Jednak zmienia się jego nastrój – zaczyna lamentować nad swoimi przeżyciami wojennymi, płacząc i modląc się o zbawienie duszy.
Wkrótce pojawia się Magda, która wyrzuca mu, że zapomniał o Bogu i o polskim języku. Kobieta wyraża swoje rozczarowanie, jak wojna zmieniła jej ukochanego. On reaguje agresywnie, grożąc jej pobiciem. Ich rozmowa staje się coraz bardziej dramatyczna – Magda wyciąga szyję, domagając się, aby Bartek ją zabił. Scena kończy się, gdy Magda i Bartek wychodzą z karczmy. Magda, płacząc, prowadzi Bartka ku ich domu. Bartek idzie za nią, ze spuszczoną głową.
Długi u Niemca, kolonisty Justa, pogarszały sytuację finansową. Bartek nie mógł pracować przez swoje dolegliwości powojenne. Pewnego dnia Franek wracał ze szkoły, płacząc, ponieważ został uderzony przez nauczyciela, pana Boegego. Bartek, usłyszawszy o tym, postanowił udać się do Boegego, by wyjaśnić sprawę. Po starciu z nauczycielem doszło do brutalnej konfrontacji, w której Bartek pobił Boegego i jego syna, Oskara. Sytuacja przerodziła się w zamieszki, a wkrótce z pomocą przyszli inni Niemcy, którzy zaatakowali Bartka. Po krótkiej walce, Bartek, choć ranny, odepchnął ich żerdzią.
Bartek został oskarżony o pobicie niemieckiego nauczyciela. Sprawa zyskała rozgłos, a niemieckie gazety opisują Bartka jako brutalnego sprawcę ataku na niewinną ludność niemiecką. Boege stał się bohaterem. Bartek był pewny, że sąd weźmie pod uwagę jego czyny na wojnie i to, że został zaatakowany przez Boegego. Po przyjeździe żandarmów, Bartek spokojnie poddał się aresztowaniu, choć Magda była zrozpaczona. W drodze do sądu Bartek utrzymywał, że był bohaterem, a jego krzyże wojenne miały świadczyć o jego zasługach. W sądzie został skazany na trzy miesiące więzienia, a także zmuszony do zapłacenia odszkodowania rodzinie Boegego i innym poszkodowanym. Niemieckie gazety komentowały jego postawę po wyroku, uznając go za bezczelnego i nieokazującego skruchy. Bartek spędzał czas w więzieniu, wspominając swoje wojenne dokonania, a w tym czasie pojawiła się także publiczna krytyka postępowania Boegego. Polski poseł zwrócił uwagę na brutalne traktowanie polskich dzieci przez Boegego, jednak temat ten nie wzbudził większych reakcji w niemieckich kręgach politycznych.
Bartek przebywa w więzieniu, gdzie leży w szpitalu z powodu rany otrzymanej podczas wojny. W chwilach, gdy nie ma gorączki, rozmyśla o swojej przeszłości, zastanawiając się, czy niepotrzebnie "prał" Francuzów. Magda, zrozpaczona sytuacją, stara się zebrać pieniądze na zapłatę kary za męża, ale nie ma skąd ich wziąć. Ksiądz i inni ludzie nie potrafią jej pomóc. Decyduje się pożyczyć pieniądze od Justa, Niemca. Magda zaciąga dług w wysokości trzystu marek, nie mając wyboru. Bartek zdaje sobie sprawę, że Niemcy mają teraz przewagę, a on nie wie, co dalej robić. Magda pociesza go, mówiąc, że choć życie jest trudne, to ziemia, w przeciwieństwie do Niemców, nie skrzywdzi ich. Bartek docenia wsparcie żony.
Pewnego dnia Magda przychodzi do męża, informując go, że pan Jarzyński ożenił się z bogatą kobietą, obiecał pomóc. Opowiada szczegóły swojego spotkania z żoną pana Jarzyńskiego, która okazała się wyrozumiałą osobą. Pan Jarzyński obiecuje pomóc Bartkowi, mówiąc, że jeśli będzie miał problem z pracą, dostanie od doktora odpowiednie zaświadczenie, a potem będzie mógł wrócić do gospodarstwa. Obiecuje również, że zapłaci za Justa, długi Bartka oraz pomoże rozwiązać inne problemy.
Bartek przed zwolnieniem z więzienia musi stawić się przed landratem, który rozkazuje mu głosować na odpowiednią osobę w wyborach. Mimo tego, Bartek czuje nadzieję, że po powrocie do Pognębina życie zacznie się poprawiać.
Maria Jarzyńska angażuje się w polityczną agitację. Nieustannie podróżuje po okolicznych wsiach, odwiedzając ludzi i pomagając im. Bardzo chce, aby jej mąż, pan Józef, został posłem. Mówi o tym wszędzie, a sąsiad, szlachcic, chwali ją za to, nazywając ją "czystym Bismarckiem". W trakcie jednej z wizyt, pani Maria przychodzi do domu Bartka. Wyraża nadzieję, że Bartek i Magda zagłosują na jej męża, a nie na pana Szulberga. Magda reaguje z oburzeniem, deklarując, że nigdy nie zagłosują na Szulberga, a Bartek rozmyśla o groźbach landrata, który nakazał mu głosować na konkretnego kandydata.
Cała społeczność w Pognębinie czeka z niecierpliwością na wyniki głosowania. Pani Maria nieustannie zapewnia gości, że jej mąż zostanie wybrany. Ma nadzieję, że będą mieli polityczny wpływ i spełnią ważną misję. Obawiają się jedynie nieuczciwych praktyk przy obliczaniu głosów. Do dworu przybywa włodarz, który potwierdza zwycięstwo. Jednak radość szybko pryska, gdy okazuje się, że wybrany został kandydat Szulberg, a nie Jarzyński. Zaskoczenie ogarnia wszystkich. Dowiadują się, że Bartek Słowik, jeden z mieszkańców Pognębina, głosował na Szulberga, co wywołuje oburzenie. Pani Maria nie może pohamować łez, a mąż stara się pocieszyć ją, choć oboje czują się oszukani.
Następnego dnia państwo Jarzyńscy wyjeżdżają do Drezna, a Barte czuje się winny i obcy nawet dla swojej żony. Wkrótce po wyborach Bartek i jego rodzina idą do miasta. Deszcz pada coraz mocniej, a Magda szlocha z żalu za utraconą chałupą i wsią, która przestała istnieć po wyborach.
Aktualizacja: 2025-01-04 16:24:01.
Staramy się by nasze opracowania były wolne od błędów, te jednak się zdarzają. Jeśli widzisz błąd w tekście, zgłoś go nam wraz z linkiem lub wyślij maila: [email protected]. Bardzo dziękujemy.