Któregoś wieczoru Gabrysia i Pyziak wybrali się do kina, podtrzymując swoje nietypowe rytuały wspólnego spędzania czasu. Było to już po słynnych imieninach ojca Borejki, które zdawały się być symbolicznym początkiem pewnej harmonii w ich relacji. Tym razem maszerowali ramię w ramię, trzymając się za ręce – gest, który dla Pyziaka znaczył wiele. Nauczył się już, że w obecności Gabrysi mniej znaczy więcej. Milczał więc, wiedząc, że jej zadziorny charakter lepiej reaguje na ciszę niż nadmiar słów. Samo towarzystwo dziewczyny wydawało mu się wystarczającą nagrodą za powściągliwość.
Seans filmowy, który miał być głównym punktem wieczoru, okazał się jednak kolejnym rozczarowaniem, przynajmniej dla Gabrysi. Gdy film nie zdołał wzbudzić jej zainteresowania, podjęła decyzję o wyjściu przed jego zakończeniem. Pyziak, choć w duchu marudził na takie zakończenie kinowego wieczoru, zgodził się bez protestów. Nie chciał psuć atmosfery ani narażać się na gniew Gabrieli. Ku jego zaskoczeniu dziewczyna zaproponowała spacer. Wieczór był spokojny, a niemal opustoszałe ulice Poznania dodawały temu spacerowi uroku i intymności. Pyziak, choć wciąż ostrożny, uznał to za szansę na przedłużenie spotkania.
Maszerując po cichych ulicach, Pyziak zastanawiał się, jak zakończyć ten wieczór. Myśli o romantycznym geście, takim jak objęcie Gabrysi czy pocałunek, walczyły z bardziej zachowawczym podejściem – grzecznym odprowadzeniem jej do domu. Jednak zanim zdążył się zdecydować, los sam postanowił wkroczyć do akcji. Zza rogu wyłoniła się wysoka szatynka. Pyziak natychmiast ją rozpoznał i poczuł, jak serce przyspiesza mu z niepokoju. Katarzyna – jego dawna znajoma – zmierzała prosto w ich stronę. Pyziak liczył, że uda się jej uniknąć, ale te nadzieje szybko legły w gruzach, gdy dziewczyna wyraźnie skierowała się ku nim, uśmiechając się w sposób, który bardziej przypominał triumf niż uprzejmość.
– Och, Janusz, witaj! Nie spodziewałam się, że jeszcze śmiesz się tu pokazywać – zaczęła Katarzyna, w jej głosie wyczuwalny był ton złośliwej satysfakcji.
– Hm, cześć, Kasiu – odparł sztywno Pyziak, starając się zachować spokój, choć jego wzrok mimowolnie zerkał w stronę Gabrieli, która z zaciekawieniem przyglądała się całej scenie.
– Masz kolejną ofiarę? To kolejny kwiat jabłoni, czy może muzyka skrzypcowa? Czy jednak wymyśliłeś coś nowego? Myślę, że wonny fiołek by się doskonale sprawdził w twoim repertuarze – kontynuowała z przesadną ironią Katarzyna.
Gabriela nie wytrzymała i parsknęła śmiechem.
– Kwiat jabłoni – odparła swobodnie, jednocześnie nie puszczając ręki Pyziaka, za co ten był jej wdzięczny. – Ale dopasował to do mnie i teraz woli kwiaty kalafiora.
– Och, jakże oryginalnie – prychnęła Katarzyna, obrzucając Gabriela wzrokiem pełnym wyższości. – Ja byłam muzyką skrzypcową. Chyba nie dałaś się nabrać na te jego słodkie gadki?
– Nie, myśmy to sobie już z Januszem wyjaśnili – rzekła spokojnie Gabriela. Uśmiechała się lekko, mierząc Katarzynę wzrokiem, jakby oceniała jej słowa i zachowanie.
– I dalej się z nim widujesz? – zapytała z niedowierzaniem tamta.
– O tak, stara. Zamurował mi dziurę w ścianie i przeprosił za wszystkie swoje grzechy.
– Może my już pójdziemy – przerwał szybko Pyziak, widząc, jak Katarzyna szykuje się do kolejnej riposty. Wyminęli ją i ruszyli dalej, w stronę domu Gabrysi na Roosevelta.
Przez dłuższą chwilę Gabriela milczała, co Pyziak przyjął z ulgą. Wiedział jednak, że cisza ta nie potrwa wiecznie. W końcu dziewczyna odezwała się, zadając pytanie, które zabrzmiało niemal jak wyrok:
– Dużo takich twoich kwiatuszków jeszcze spotkam?
– Nie, oczywiście, że nie – odparł pospiesznie Pyziak. – Nie flirtowałem z każdą dziewczyną z Poznania. Zresztą, z Kasią widywałem się bardzo dawno temu.
– Mhm – mruknęła Gabriela, przyspieszając kroku. Pyziak posłusznie dreptał za nią, ledwo nadążając za jej żwawym tempem.
Gdy dotarli pod kamienicę rodziny Borejków, Pyziak miał nadzieję na chociaż drobny gest sympatii – może całusa na pożegnanie? Jednak Gabrysia, jak to ona, wybrała zaskakujące zakończenie wieczoru. Z impetem klepnęła go między łopatki i powiedziała wesoło:
– To do zobaczenia, stary!
Zanim zdążył cokolwiek odpowiedzieć, wbiegła w bramę, a drzwi za nią zamknęły się z hukiem. Pyziak tylko westchnął, spojrzał w stronę jej okna i ruszył do swojej stancji. Wieczór może nie był idealny, ale uświadomił mu jedno – Gabriela wciąż była największą zagadką jego życia.
Aktualizacja: 2024-11-15 18:02:48.
Staramy się by nasze opracowania były wolne od błędów, te jednak się zdarzają. Jeśli widzisz błąd w tekście, zgłoś go nam wraz z linkiem lub wyślij maila: [email protected]. Bardzo dziękujemy.