Pewnego dnia postanowiłam odwiedzić Wyspę Księcia Edwarda. Popłynęłam promem, a następnie wsiadłam w pociąg, aby zbliżyć się do Avonlea, które było moim celem. Po dotarciu na stację zdecydowałam się na pieszą wycieczkę. Otaczający mnie krajobraz był gęsto zalesiony, a po drodze miały się pojawić malownicze strumyki i stawy. Słońce świeciło wspaniale, a dzień zapowiadał się idealnie.
Podążając wyznaczoną trasą, liczyłam na to, że wkrótce dotrę do Avonlea, gdzie planowałam zjeść obiad i napić się czegoś orzeźwiającego. Niestety, otaczały mnie tylko drzewa, a miasteczka wciąż nie było widać. Co gorsza, nie było w pobliżu żadnego domu, w którym mogłabym zapytać o drogę, a stacja zniknęła z pola widzenia. Byłam już naprawdę zmęczona i brakowało mi wody.
Szłam dalej z nadzieją, że w końcu dotrę do celu, kiedy nagle usłyszałam turkot bryczki. Po chwili pojawiła się na drodze, a ja z desperacją zaczęłam machać rękami, aby ją zatrzymać. Na bryczce siedziała młoda, rudowłosa dziewczyna z uśmiechem na twarzy. Zauważywszy moje gesty, zatrzymała konia.
Rudowłosa Ania bezpiecznie dowiozła mnie do Avonlea i zaprosiła na obiad do lokalnej gospody. W trakcie posiłku opowiedziałam jej o mojej zgubie podczas wycieczki. Ania cierpliwie wysłuchała, a potem zabrała mnie na zwiedzanie najpiękniejszych miejsc w Avonlea. Po wszystkim nawet odwieźli mnie na stację kolejową. Wymieniłyśmy się adresami, aby utrzymać kontakt.
Nasze spotkanie nauczyło mnie ważnej lekcji - nie ma się czego wstydzić prosząc o pomoc!
Aktualizacja: 2024-08-02 14:19:11.
Staramy się by nasze opracowania były wolne od błędów, te jednak się zdarzają. Jeśli widzisz błąd w tekście, zgłoś go nam wraz z linkiem lub wyślij maila: [email protected]. Bardzo dziękujemy.