Wóz z mlekiem jechał bardzo powoli, a dziesiątki butelek pobrzękiwały o siebie przypominając, że woźnica ma pod swoją pieczą bardzo delikatny towar. Kiedy wóz ciągnięty przez starego osła minął ulicę Konwistadorów, Tomek trącił mnie delikatnie ramieniem. Tkwiliśmy od dłuższego czasu ukryci w pustej beczce, stojącej od dawna na rogu głównej ulicy, przed karczmą. O tak wczesnej porze było tu pusto, więc schronienie było pewne.
- Teraz - syknął Tomek i podniósł wieko. Staraliśmy się być jak najciszej gramoląc się na zewnątrz. Wyjrzeliśmy zza rogu. Wóz niespiesznie kołysał się bardzo niedaleko. Wiedzieliśmy, że woźnica jest przygłuchy, tylko dzięki temu nasz plan mógł się powieść.
Zaczęliśmy bardzo ostrożnie truchtać za wozem, wystarczyło w zasadzie szybko iść, ponieważ osiołek też był już w słusznym wieku i prychał co i rusz ze zmęczenia. Stąpaliśmy bardzo ostrożnie, lecz dynamicznie, a serca waliły nam jak młotem. Zbliżyliśmy się w końcu do lekko podrygującego wozu na wyciągnięcie ręki. Spojrzeliśmy na siebie porozumiewawczo i każdy z nas wyciągnął rękę, by bezszelestnie ująć przynajmniej jedną butelkę mleka i nie wzbudzić przy tym podejrzeń woźnicy.
Udało się w końcu nam obu, lecz gdy poczułem się już zbyt pewnie, straciłem czujność. Butelka okazała się śliska i nie zdążyłem jej złapać, kiedy wysunęła mi się z ręki i z trzaskiem rozbiła się o bruk.
- Złodzieje! Rabusie! Ratunku! - Od razu rozległ się krzyk woźnicy, który nawet bez odwracania się, zorientował się co się dzieje. My jednak byliśmy już daleko. Tomek został trochę w tyle, bo ciężej biegło mu się z butelką w ręku. Gdyby i on rozbił swoją, cała praca poszłaby na marne. Odetchnęliśmy dopiero, gdy wpadliśmy w boczną uliczkę.
- Następnym razem będę bardziej uważał - powiedziałem chyba bardziej do siebie niż do Tomka, dysząc ciężko. - A teraz szybko, mamy coś do zrobienia. Pobiegliśmy do pobliskiej piwnicy i wśliznęliśmy się do niej przez tajemne wejście. Tam w kącie czekał na nas wymizerowany kociak, którego przygarnęliśmy poprzedniego dnia, ale nie mieliśmy go czym nakarmić. Doszliśmy do wniosku, że jedyne, co możemy mu zaoferować to mleko, jednak to trzeba było jakoś zdobyć. Tomek nalał mu trochę mleka na brudny talerzyk, a kocur od razu wychłeptał wszystko i oblizał się smakowicie. Na jego pyszczku wykwitło nawet coś, co mogło przypominać uśmiech wdzięczności. Wiedzieliśmy już, że postąpiliśmy być może niezgodnie z prawem, ale w słusznej wierze. Uśmiech kotka, który zaraz potem zamknął oczka i ułożył się do snu, wynagrodził nam wszystkie trudy.
Aktualizacja: 2024-03-09 11:54:18.
Staramy się by nasze opracowania były wolne od błędów, te jednak się zdarzają. Jeśli widzisz błąd w tekście, zgłoś go nam wraz z linkiem lub wyślij maila: [email protected]. Bardzo dziękujemy.