Wakacje dobiegały końca: nieuchronnie zbliżał się powrót do szkoły. Ostatnie dni wolności postanowiłam spędzić nad jeziorem. Bardzo się cieszyłam, tym bardziej że moja przyjaciółka zgodziła się mi towarzyszyć. Mimo końca sierpnia pogoda wciąż dopisywała, dlatego dzień zapowiadał się świetnie. Nie miałam jednak pojęcia, że będzie aż tak niezwykły i zapadanie mi w pamięci na tak długo.
Droga nad jezioro była dość daleka, ale wybrała się ze mną moja przyjaciółka Daria, dlatego czas w ogóle nam się nie dłużył. Mijałyśmy okolice, w których dawno nie byłyśmy, podziwiając, jak piękny jest nasz region. Mijałyśmy lasy, pola, doliny i wzgórza, między którymi kryły się małe, drewniane domki, niektóre prawdopodobnie opuszczone, inne wciąż zamieszkane. Okolica stopniowo się wyludniała, młodzi ludzie wyjeżdżali do miasta, szkołę zamknięto, a na miejscu zostawały głównie starsze osoby, które nie miały innego wyjścia.
W końcu nasza wycieczka rowerowa dobiegła końca: znalazły się nad pięknym jeziorem, otoczonym lasem. Niezbyt wiele osób odwiedzało to miejsce, spotkałyśmy zaledwie kilku plażowiczów, którzy zdawali się już zbierać do domu. Nie martwiłyśmy się tym zbytnio, okolica była spokojna, nie podejrzewałyśmy, że cokolwiek mogłoby nam grozić. Rozłożyłyśmy nad brzegiem koc, a na nim napoje i przekąski. Po jeździe rowerem przydała nam się regeneracja.
– A może popływamy łódką? – Daria wpadła na pomysł, którego zdecydowanie się nie spodziewałam.
– A skąd tutaj weźmiesz łódkę? – odpowiedziałam sceptycznie.
Daria wskazała mi dłonią w stronę szuwarów, gdzie rzeczywiście kryła się niewielka łódeczka. Była mała, ale z pewnością pomieściłaby nas obie.
– Na pewno i tak jest przypięta – pozostawałam sceptyczna, chociaż perspektywa pływania po jeziorze łódką wydawała mi się kusząca.
– Zaraz się przekonamy – Daria nie zamierzała się tak łatwo poddać.
Po chwili moja przyjaciółka wróciła do mnie z triumfalnym uśmiechem: okazało się, że nic nie stało na przeszkodzie, aby łódka wypłynęła na jezioro, z nami na pokładzie.
Już po chwili rytmicznie wiosłowałyśmy, a brzeg powoli się oddalał. Słońce świeciło, a w czystej wodzie było widać ryby i podwodną roślinność. Na środku jeziora rosły nenufary, które najchętniej zerwałabym i zabrała ze sobą do domu. Sielską atmosferę zakłócił tylko jeden fakt: nagle poczułam, że mam mokrą stopę. Spojrzałam w dół i zobaczyłam na dnie łódki wodę. Od razu powiedziałam o tym Darii, która najpierw wyśmiała moje obawy, ale po chwili zauważyłam, że zbladła. Nie martwiłam się teraz o siebie, ale o nią: moja przyjaciółka nie umiała pływać. Zerknęłam na brzeg, ale po plażowiczach nie było już śladu. Towarzyszyły nam tylko latające nisko gęsi, ale te nie mogły nam przecież pomóc.
Zaczęłyśmy szybko wiosłować, ale stopniowo brakowało nam sił, a w łódce było coraz więcej wody. Kiedy w oczach już zbierały mi się łzy, nagle poczułam, że ruszamy zdecydowanie szybciej do przodu. Myślałam, że to omamy spowodowane strachem, ale kiedy spojrzałam za burtę, okazało się, że łódkę ciągnie mały człowieczek płynący na dużym liściu. Nie miałam zielonego pojęcia, jak tak małe stworzenie jest w stanie ciągnąć łódkę, w której znajdują się dwie osoby. Nie zdążyłam się jednak nad tym zastanowić, ponieważ po chwili byłyśmy już przy brzegu, gdzie woda była płytka. Zaczęłam wołać do małego człowieczka w podziękowaniu, ale ten zgrabnie wskoczył na grzbiet białego gąsiora i odleciał.
Daria była zaskoczona, dlaczego nagle zaczęłyśmy tak szybko płynąć i zapytała, komu dziękowałam. Tę historię zachowałam dla siebie – i tak by mi nie uwierzyła. Na pamiątkę został mi jednak malutki bucik, który nieznana istotka zostawiła na liściu nenufara.
Aktualizacja: 2023-09-26 19:22:57.
Staramy się by nasze opracowania były wolne od błędów, te jednak się zdarzają. Jeśli widzisz błąd w tekście, zgłoś go nam wraz z linkiem lub wyślij maila: [email protected]. Bardzo dziękujemy.