Doświadczenie konfliktu zbrojnego jest od dzisiejszej Polski odległe o cztery pokolenia. Niemniej jeszcze czterdzieści lat temu społeczeństwo doznało potwornego szoku, jakim był stan wojenny. Wprowadzony przez WRON z generałem Wojciechem Jaruzelskim na czele, stanowił bezprecedensowy akt zastraszenia wobec własnego narodu. Decyzja ta stanowiła również kompletnie niezrozumiałe wydarzenie dla ludzi z zewnątrz. Obcokrajowcy, szczególnie pochodzący z szeroko pojmowanego Zachodu widzieli w nim ze swojej perspektywy jedynie szaleństwo i pierwotny akt przemocy. Warto zastanowić się nad zewnętrznym punktem widzenia stanu wojennego na podstawie literatury, aby lepiej zrozumieć potworność każdego podobnego mu wydarzenia.
Spis treści
Profesor Andrews z opowiadania Olgi Tokarczuk jest psychiatrą, który miał pecha odwiedzić Polskę w niewłaściwym momencie historii. Autorka skrzętnie ukrywa przed nami moment jego przylotu do Warszawy, pozwalając wczuć się w jego położenie. Dla Andrewsa dzień 13 grudnia 1981 roku to zwyczajna niedziela, którą dodatkowo do południa przespał. Jedyny przejawami niepokojących wydarzeń był opisywany przez jego przewodniczkę niepokój oraz telefoniczna rozmowa jej narzeczonego, dodatkowo niezrozumiała. Profesor nie potrafi mówić w języku polskim, posiada jedynie znikome informacje o Polsce zaczerpnięte ze stereotypów (dla niego jest to kraj Azjatycki). Olga Tokarczuk serwuje więc czytelnikowi obraz kraju z perspektywy osoby zupełnie obcej kulturowo. Dodatkowo bohater jest przedstawicielem nowej szkoły psychologii, która zdaje się rozumieć rzeczywistość jako projekcję umysłu. Przez to postrzeganie wydarzeń z kilku następnych dni nabiera dla niego znaczenia jeszcze bardziej irracjonalnego, wręcz przejawu własnego szaleństwa. To właśnie te dwa ostatnie elementy kreacji profesora Andrewsa pozwalają nam zrozumieć, czym oczyma obcokrajowca jest stan wojenny. To istne szaleństwo połączone z dziwnym marazmem. Brytyjczyk postawiony jest w środku świata zbudowanego z niezrozumiałych bodźców, które dodatkowo zostały zaburzone przez jakąś ponurą siłę. Siłą tą jest właśnie stan wojenny. Człowiek ten, mimo swojego wykształcenia, nie może pojąć niczego. Pozbawiony kontekstu i możliwości komunikacji z otaczającymi go ludźmi, zaczyna działać instynktownie.
Polacy, przyzwyczajeni do terroru socjalistów i irracjonalności systemu PRL zapewne nawet w jego sytuacji widzialiby to zupełnie inaczej. Jedynie istota ludzka wychowana poza koszmarem zgotowanym przez PZPR mogłaby dostrzec, jak bardzo zdeformowany jest to świat. Kolejnym dowodem na to jest nazwanie swojej przewodniczki Beatrycze - profesor widzi w Polsce co najwyżej dantejski czyściec. Tymczasem doznaje stanu oderwania od znanego sobie świata, doznaje dosłownej przemocy na własnym światopoglądzie.
Z tego niezrozumienia wyrywa go jedynie akt prostej, acz ludzkiej empatii - dozorca bloku częstuje go bimbrem i płaczącego odstawia do ambasady. To również ukazuje szaleństwo stanu wojennego i jego akt siły wobec rzeczywistości. Zdołał on bowiem zniszczyć wszelkie społeczne więzi, cofając je do zwierzęcego strachu. Niemniej, zrobił również miejsce dla dobrej strony ludzkiej natury - esperanto empatii, której na szczęście doznał profesor Andrews.
„Rozdzióbią nas kruki, wrony” Stefana Żeromskiego zdaje się nie być powiązane ani z obcokrajowcami, ani też stanem wojennym. Opisuje jednak ludzki konflikt z perspektywy przyrody – siły, która jest zupełnie obcym nam obserwatorem. Można ją więc w pewnych wypadkach porównać do obcokrajowca, który nie może nawet zrozumieć tego, co sobie nawzajem robimy. Taką istotą spoza świata jest tutaj koń, ginący marnie przez działania ludzi. Stoi on zupełnie na uboczu walk - jest zwierzęciem, rozumie jedynie wyczuwany wkoło strach oraz nienawiść. Nie potrafiłby jednak pojąć ich przyczyny, nawet gdyby chciał.
Żeromski oddaje szaleństwo sytuacji, której zwierze stało się świadkiem opisem jego rżenia po śmiertelnej ranie. Jest to odgłos wyrzutu, krzyk niewinnej ofiary otumanienia innych. To właśnie cierpienie konia podkreśla bezsensowną, z perspektywy bezstronnego obserwatora, przemoc ludzi wobec siebie. Urasta ona zaś do rangi szaleństwa, kiedy zrozumiemy, jak bardzo niepotrzebne było zabijanie woźnicy, które ostatecznie zabiło też konia.
Kolejnym spojrzeniem, tym razem z samego wnętrza stanu wojennego, jest „Raport z oblężonego miasta” Zbigniewa Herberta. On także różni się od perspektywy profesora Andrews. Można wskazać jednak pewne podobieństwa między tymi tekstami, ponieważ Herbert także przyjmuje raczej enigmatyczną perspektywę, nie nazywając pewnych rzeczy wprost. Poeta uciekł się do metafory, opisując miasto zagrożone wojną, w którym czytelnik powinien dopatrzyć się państwa pogrążonego w strachu ze względu na wprowadzony stan wojenny.
Jak widać, temat stanu wojennego jest niezwykle trudny. Polacy mogą opowiadać o jego szczegółach, jednak specyfika naszej historii nie pozwala ująć irracjonalności całego zajścia. Dlatego warto spojrzeć na nie z perspektywy bezstronnego obserwatora. Nabiera wtedy ono jeszcze potworniejszych, ale prawdziwych barw.
Aktualizacja: 2024-10-31 17:23:12.
Staramy się by nasze opracowania były wolne od błędów, te jednak się zdarzają. Jeśli widzisz błąd w tekście, zgłoś go nam wraz z linkiem lub wyślij maila: [email protected]. Bardzo dziękujemy.