Moja przygoda nad „wodą wielką i czystą” - kartka z pamiętnika na podstawie wiersza Adama Mickiewicza

Autorką opracowania jest: Marta Grandke.

Niedziela, 15.05.22

Wybrałam się dziś na spacer nad pobliskie jezioro. Prowadziła do niego ścieżka ukryta w cieniu wielkich drzew. Przemierzałam ją powoli, z rękami w kieszeniach, zasłuchana w śpiew ptaków i pogrążona we własnych myślach. Po drodze nie mijałam zbyt wielu ludzi, dodatkowo przechodnie szli w zupełnie przeciwnym kierunku niż ja. Trochę mnie to zastanowiło - dlaczego w tak piękną pogodę nikt inny oprócz mnie nie zmierza nad to wspaniałe jezioro?

Mimo dopadających mnie wątpliwości, szłam dalej. Ścieżka szybko zrobiła się leśna i dzika, otaczały ją krzaki jeżyn i czarnego bzu. Pod koronami drzew zrobiło się także ciemno i chłodno - ich gęste liście skutecznie blokowały światło słoneczne. Wiedziałam jednak, że szybko powinnam wyjść na otwartą przestrzeń.

I wtedy właśnie zrozumiałam, dlaczego tylu ludzi uciekało z powrotem do miasta od strony jeziora. Ścieżka do niego była bowiem zatarasowana przez wielki pień powalonego drzewa. Musiało ono upaść stosunkowo niedawno, byłam bowiem na podobnym spacerze trzy dni wcześniej i wtedy ścieżka była czysta, nie napotkałam żadnych przeszkód.

Jestem uparta, dlatego widok drzewa nie zniechęcił mnie. Wręcz przeciwnie, poczułam głęboką potrzebę pokonania pnia leżącego na drodze i dostania się nad wymarzone jezioro. Byle drzewo nie jest mnie przecież w stanie powstrzymać przed realizacją mojego postanowienia, a ja bardzo potrzebowałam tego spaceru. Chciałam bowiem zebrać i oczyścić myśli, a widok spokojnej, czystej wody jeziora zdecydowanie mi to ułatwiał.

Przeszłam się wzdłuż drzewa, poszukując dogodnego miejsca do wspinania się. Chciałam znaleźć podporę w postaci gałęzi. Udało mi się ostatecznie odkryć taki fragment pnia. Stanęłam przed nim i głęboko odetchnęłam. Drzewo było naprawdę wiekowe i ogromne, dziwiłam się także, że jeszcze żadne służby nie usunęły go z drogi.

Gdy zaczęłam się wspinać, bardzo szybko zrozumiałam, że nie będzie to taka prosta sprawa. Gałęzie łamały się pod moimi nogami, były także zbyt szeroko rozstawione, bym mogła znaleźć w nich stabilne podparcie. W pewnym momencie zahaczyłam także spodniami o jakiś konar. Materiał szybko rozdarł się, gałąź podrapała także moją skórę.

Wściekła i spocona, wspinałam się jednak dalej, gratulując sobie w duchu, że nie wzięłam ze sobą plecaka. Duma nie pozwalała mi jednak odpuścić, dzięki czemu ostatecznie dotarłam na szczyt pnia. Tam na chwilę przysiadłam, próbując uspokoić oddech, po czym zsunęłam się na drugą stronę drzewa, przy okazji rozdzierając spodnie w drugim miejscu.

Ostatecznie udało mi się pokonać przeszkodę! Starając się nie myśleć o tym, w jaki sposób wrócę do domu - drzewo wszak wciąż będzie leżało na ścieżce - ruszyłam nad moje wymarzone jezioro. Gdy tam dotarłam, wiedziałam już, że mój upór miał sens.

Błękitne, rozkołysane wody natychmiast uspokoiły mnie i zrelaksowały. Powolutku ruszyłam wzdłuż brzegu, depcząc złocisty piasek i płosząc wypoczywające na plaży kaczki. Od wody bił przyjemny chłód, a jego czyste fale uderzające o brzeg pozwoliły mi się skupić na ważnych sprawach. Walka z drzewem okazała się być potrzebna, do domu wróciłam już pewna swoich decyzji i zdecydowana podjąć konkretne działania. Po chaosie, jaki ogarniał moje myśli nie było już ani śladu, a wszystko to dzięki wizycie nad wielką, czystą wodą.


Przeczytaj także: „Oda do młodości” jako manifest pokolenia romantyków. Opracowanie

Staramy się by nasze opracowania były wolne od błędów, te jednak się zdarzają. Jeśli widzisz błąd w tekście, zgłoś go nam wraz z linkiem. Bardzo dziękujemy.