- Istotnie, rzecz to niezwykła, ten świat przyszłości. - Słowa hrabiego nie wyrażały dostatecznie zachwytu, jakim biły jego oczy przy każdym spojrzeniu wokół siebie. Z balkonu, na którym staliśmy rozpościerała się panorama na jedno z polskich miast XXI wieku. Nie wspomnę tutaj miana tego zacnego grodu, niemniej dodam, iż daleko mu było do metropolii równie mocno, co do prowincjonalnego miasteczka.
- Mości hrabio, gdyby Pan zobaczył szklane wieże drapaczy chmur na zachodzie... Nasz wiek potrafi być jeszcze bardziej monumentalny.
- Szklane wieże? Cóż za poetyckie słowa! Czy zatem wasze metropolie dorównują starożytnej architekturze Rzymian? Byłem niegdyś w tamtych stronach, gdzie wsławiłem się pośród cieni słynnej góry Birbante Rocco. - Ubrany w strój z epoki napoleońskiej arystokrata wykonał ręką finezyjny gest, niegdyś typowy dla artyzmu dworskiej maniery. Dzisiaj raczej przywodził mi na myśl jedynie teatralne pozy aktorów.
Niemniej kiwnąłem głową z uznaniem, nie wspominając o znajomości tego faktu. Mickiewicz zdążył wyłożyć to dobitnie tylu pokoleniom uczniów szkół w kraju nad Wisłą, że hrabia oszalałby na samą myśl o tak nieśmiertelnej sławie. Tutaj dobrze byłoby wspomnieć, jak postać z epopei narodowej znalazła się na moim balkonie, strojąc teatralne pozy. Zdarzenie to, dosyć niespodziewane, związane jest zapewne z jakimś odwiecznym prawem poezji, które Mickiewicz wyłożył w swoich Dziadach.
Okazuje się bowiem, że sztuka na odpowiednim poziomie rzeczywiście ma możliwość tworzenia światów. Nie mylili się hindusi spekulując tysiące lat temu o milionach sennych wyobrażeń Atmana, płodzonych z każdym dokonanym przez nas wyborem. Widać wieszcz osiągnął tak doskonały poziom swojej sztuki, że dał prawdziwe Życie dla Soplicowa i okolic. Nie podejrzewam go bowiem o jakieś diabelskie konszachty, stawianie kabalistycznych zaklęć poprzez odpowiednie wkomponowanie do tekstu. To raczej zbiorcza miłość ludzi do jego dzieła powoli urzeczywistniła je, niczym wiara w kształt świata może nadawać mu pewien paradygmat. Tak więc, podczas którejś z kolei czytelniczej podróży po Litwie czasów młodości wieszcza, nagle znalazłem się na przedsionku dwóch rzeczywistości.
Mój salon nabrał częściowo kształtów ruin siedziby Horeszków, przedziwnie mieszając detale niewielkiej kawalerki oraz gotyckie mury zniszczonego zamku. Wbrew pozorom nie zrobiło to na mnie ogromnego wrażenia, jestem bowiem przyzwyczajony do rzeczy niesamowitych, jak chyba każdy mieszkaniec tego kraju. To jedna z tych nieco wstydliwych właściwości słowiańskiego rodowodu Polaków - niesamowitość życia tak mocno przeplata się u nas z jego szarą prozą, że trudno nam już odróżnić papier toaletowy od runicznych manuskryptów samego Twardowskiego.
Hrabia z kolei nie uległ czarowi tego przedziwnego splątania wszechświatów ze względu na swoją romantyczną duszę. Od dawna błądził umysłem gdzieś poza sztywnymi ramami rzeczywistości, chociaż większość brała to raczej za dziwactwo niż transcendentalne podróże umysłu. Prawda, słynna scena z ogródka rzeczywiście mogła wyglądać jak odlot rozpalonego pięknem niewiasty dandysa, ale, jak mi sam potem tłumaczył, dla niego wizja była równie rzeczywista co ja teraz.
Zaprosiłem więc hrabiego głębiej w naszą płaszczyznę czasoprzestrzenną, proponując odrobinę kawy. Zgodził się, będąc pod wrażeniem nowoczesnych form przygotowywania tego sławnego trunku. Być może w Soplicowie mieli piękny sposób jej podawania, ale to ja dysponowałem odpowiednio mocnym ekspresem. Po niedługim czasie rozpoczęliśmy luźną pogawędkę na temat XXI wieku. Założyłem bowiem, że uniwersum Pana Tadeusza jest kalką naszego okresu napoleońskiego i mogę niejako traktować hrabiego niczym podróżnika w czasie. Był urzeczony dokonaniami ludzi w dziedzinie nauki i architektury, niestety trochę zawiodło go podejście do sztuki. Co prawda nie mogliśmy o niej dyskutować jak równy z równym, jestem raczej mały obeznany w tych tematach, niemniej nie był zadowolony z kierunku rozwoju pewnych spraw. Odwdzięczył mi się jednak pięknym pejzażem życia człowieka kultury ze swojego okresu.
Interesujące niuanse, które umykały historykom, stały przede mną otworem dzięki słowom hrabiego. Byłem pod wrażeniem pasji, z którą opowiadał o wojennych zawieruchach, zmianach kulturowych i politycznych Europy tamtych dni. Najbardziej ciekawił mnie jednak obraz samego Soplicowa. Znałem go co prawda ze słów samego wieszcza, jednak możliwość poznania detali od postaci tam żyjącej była bezcenna. Zawsze lubiłem tę nęcącą aurę sarmackiej kultury, przemawiał do mnie czar "złotego wieku" Rzeczpospolitej. Cóż, my Słowianie kochamy sielanki, jak powiedział niegdyś inny ważny poeta. Dlatego też, kiedy hrabia wyrażał zachwyt nad mieszanką architektoniczną mojego miasta, ja w zamyśleniu oparłem się o balustradę.
- Ja zaś, mości hrabio, tęsknię jednak za Waszym światem.
- Hm? Tak, widzę to w twoich oczach. Rozumiem całkowicie. Od momentu kiedyśmy się poznali wiedziałem, co nas łączy.
- Co ma Pan na myśli? - Obróciłem się ku ostatniemu potomkowi Horeszków. Ten uśmiechał się promienne.
- Jesteś romantykiem. Dlatego tęsknisz za tym, czego nigdy nie poznałeś.
Aktualizacja: 2022-08-11 20:24:02.
Staramy się by nasze opracowania były wolne od błędów, te jednak się zdarzają. Jeśli widzisz błąd w tekście, zgłoś go nam wraz z linkiem lub wyślij maila: [email protected]. Bardzo dziękujemy.