Zastanawialiście się kiedyś, gdzie odeszła Goplana po zakończeniu Balladyny? Cóż, zapewne liczni pisarze mający chrapkę na kontynuację dzieła Słowackiego robią to nawet teraz. Jest się bowiem nad czym zastanawiać. Potężny słowiański duch jeziora Gopło odlatuje razem z ptakami niczym w jakowejś legendzie sprzed nastania historii. Zapewne wylądowała gdzieś pośród zielonych łąk Nawii - krainy gdzie odlatują ptaki, a dusze ludzkie miały zaznać ukojenia. Przecież nie wprowadziła się chyba do jakiejś kuzynki np. pod powierzchnię Śniardwy. Przecież, biorąc pod uwagę historyczne niuanse, trudno byłoby się jej dogadać z bałtyjską krewną w języku Lechitów. Prawda okazała się jednak niesamowita, chociaż zarazem prozaiczna.
Goplana zwyczajnie wyfrunęła z twórczości Słowackiego. Tam, miała nieco dosyć romantycznego twórcy, który zbyt często szafował słowiańskim urokiem podszytym tragedią. Los Grabca to było nieco za dużo jak na nerwy tego pradawnego, chociaż na poły zmyślonego bytu. Postanowiła więc wziąć na poważnie romantyczne dociekania o kreowaniu poezją światów i zostać istotą realną. Ha! Żebyście wiedzieli jak bardzo. Twardego stąpania po ziemi naszej Goplany nie powstydziłaby się nawet Atena. Wpływowa bizneswomen, a zarazem cicha lobbystka na rzecz większego poszanowania czystości wody w Polsce.
Powiem szczerze, kiedy ją spotkałem byłem pod wielkim wrażeniem. Zupełnie też nie rozumiem narzekania Grabca na jej oczy. Z drugiej strony być może jest to wynik odpowiednio dobranych okularów, czegoś zupełnie obcego temu wylansowanemu na ładnej buzi prostakowi. Niemniej Goplana nadal coś do niego czuje, chociaż teraz jest to chyba raczej poczucie winy. Lubi odpoczywać w cieniu wierzb. Tak też właśnie ją poznałem, nad pewnym jeziorem. Nie wymienię jego nazwy, gdyż mieszkająca tam boginka mogłaby wtedy posądzić mnie o niegodziwe pominięcie jej w opowieści. Podobno bardzo nie lubią być pomijane w opowieściach gdzie znajduje się ich akwen, szczególnie te o bałtyjskim pochodzeniu.
Tak więc spotkałem Goplanę w cieniu pewnej starej wierzby, wypoczywającą jak zwyczajna śmiertelniczka. Chcąc przełamać pierwsze lody zażartowałem, nieopatrznie używając porównania do jej ukrytej tożsamości. Lubię bowiem twórczość Słowackiego i czasami pozwalam sobie na intelektualne żarty z jej użyciem. Goplana wzięła to jednak za akt demaskacji i zrzuciła dobrze skrojoną skórę nowoczesnej turystki. Szczęściem nie jest to boginka wielce krwawa, inaczej zapewne skończyłbym przedziwnie utopiony na suchym lądzie własnymi płynami ustrojowymi. Liczyła raczej na szok wywołany emanacją niesamowitości. Uśmialiśmy się z tego potem oboje, zapomniała bowiem o specyfice Polaków - potomków Lechitów. Nasz kraj jest amalgamatem tajemniczego cudu i zabazgranego graffiti betonu wielkiej płyty. Mityczne stworzenia mogłyby chodzić po ulicach niejednego miasta i nikt nawet by na nie nie spojrzał. Po prawdzie sądzę, że tak właśnie jest, a czytający to Leszy oburza się pewnie na wszystkie świętości. Niemniej wyjaśniliśmy sobie to oraz owo, po czym przeszliśmy do nieco mniej zobowiązującej rozmowy.
Okazało się, że Goplana potrzebowała otworzyć przed kimś podwoje swojego serca. Ludzie, chociaż wielu było jej bliskich owego czasu, stanowili jednak mało wdzięcznych słuchaczy. Nie mogli bowiem dowiedzieć się o jej prawdziwej naturze, bez tego zaś trudno im przychodziło zrozumieć nimfę. Ja, skoro już zdemaskowałem istotę z dzieła Słowackiego, stanowiłem przypadek zgoła odmienny. Opowiedziała mi więc o nieszczęśliwym przypadku Grabca, głupiej pomyłce Skierki i Chochlika oraz wynikającej z tego tragedii. Swoisty ciąg przyczynowo-skutkowy zamienił prostą intrygę miłosną w krwawy przewrót na stopniu plemiennym.
Większość starożytnych bytów nawet by się tym nie przejęła, Goplana miała jednak nieco więcej empatii. Odleciała więc z kluczem żurawi, uznawanych za święte przez naszych przodków jako ucieleśnienie duszy ludzkiej, po czym zaczęła żyć jak śmiertelniczka. Urealniona przez dzieło Słowackiego była jednak jakby podwójnie wieczna, przynajmniej do momentu sławy poety. Przez ten czas sporo podróżowała, dobywała pozycję społeczną i działała na rzecz czystości jezior. Zawsze jednak towarzyszy jej smutek na myśl o wydarzeniach z ziem Lechitów. Cierpi tym bardziej że śmiertelnym ból taki ukróca koniec, ona zaś będzie karmiona nim po wsze czasy.
- To właśnie są dwie wielkie prawdy o was, ludziach. - Powiedziała mi wtedy, wpatrując się w pokrytą zmarszczkami taflę wody. - Jesteście tak krusi, żyjecie i umieracie nim wielu z nas potrafi to zauważyć. Zarazem jednak w pełni wykorzystujecie swój czas. Będąc skończonym, posiada dla was wartość i wielu usilnie szuka doskonalenia właśnie ze względu na śmiertelność. My nie mamy takiego przywileju. Jesteśmy wieczni, wiecznie nieudani, ale również nasze czyny są wieczne.
- Ale naszych błędów również nie możemy cofnąć. - Odparłem zasmucony nad tym egzystencjalnym problemem.
- Tak, śmiertelni mogą jednak prosić o wybaczenie. Ja zaś czekam jedynie aż ostatnia kropla wody wyschnie pośród ostatniego dnia, a słońce wyda swój śmiertelny oddech. Wtedy być może spotkam Grabca, Alinę i Kirkora. Będę mogła poprosić o wybaczenie. O ile nawet tego nie przetrwam... Ceń więc to, kim jesteś, krucha ludzka istoto. Nie lekceważ danego ci daru, umieszczenia pośród czasu. Wykorzystaj go też mądrze, ponieważ niczego nie można cofnąć.
Aktualizacja: 2022-08-11 20:24:02.
Staramy się by nasze opracowania były wolne od błędów, te jednak się zdarzają. Jeśli widzisz błąd w tekście, zgłoś go nam wraz z linkiem lub wyślij maila: [email protected]. Bardzo dziękujemy.