Obraz getta w Zdążyć przed Panem Bogiem. Omów, odnosząc się do treści utworu

Autor Hanna Krall
Autorem opracowania jest: Piotr Kostrzewski.

Zdążyć przed Panem Bogiem stanowi możliwość doświadczenia potworności getta warszawskiego poprzez spojrzenie na nie oczyma mieszkańca. Marek Edelman, ostatni żywy przywódca powstania żydowskiego, nie zdradza jednak spójnego obrazu tego straszliwego miejsca. Opowiada w sposób organiczny, nawiązując do konkretnych wydarzeń i miejsc w czasie rozmowy z Hanną Krall. Tym bardziej, pomimo braku szczegółowych danych historycznych, maluje to obraz przerażający. Widzimy i przeżywamy bowiem to, czego doświadczył Edelman.

Getto utworzono 15 listopada 1940 roku, na którego terenie granice wyznaczały Aleje Jerozolimskie i Plac Bankowy. Cały teren otaczał wysoki, ceglany mur z ufortyfikowanymi bramami. Pilnowali jej strażnicy, poruszanie się między "stroną aryjską" i "żydowską" było możliwe jedynie dzięki odpowiedniej przepustce. Z kart wywiadu wiemy, że Edelman posiadał taką ze względu na swoją pracę gońca z krwią osób chorych na tyfus. Prócz ewidentnego odcięcia, panował tam swoisty wewnętrzny porządek, z żydowską policją porządkową i kolaboracyjną radą gminy — Judenratem.

Prezesem tej ostatniej był Adam Czerniaków. Wiemy również o działaniu szpitala, szkoły pielęgniarskiej prowadzonej przez Lubę Blumową oraz pewnych zakładów pracy (fabryka szczotek, gdzie rozegrał się jeden z dramatycznych epizodów powstania). Warunki nie były jednak łatwe. Getto nie służyło jedynie izolacji Żydów od "Aryjczyków", było pierwszym etapem maszyny ich zagłady.

Najbardziej znamienny był wszechogarniający głód. Ludzie poświęcali praktycznie wszystkie siły na zdobywanie pożywienia. Edelman opisuje ludzi zasypiających z wygłodzenia gdzie popadnie i padających na ulicy podczas przemieszczania się. O ogromie tej klęski humanitarnej (wywołanej celowo przez Niemców) świadczyć może epizod z wyrywaniem jedzenia sierotom przez przechodniów, gdy tym dowieziono pewnego razu nieco lichej strawy.

Przywódca powstania opisywał opuchnięte twarze pielęgniarek w szpitalu, ewidentny objaw niedożywienia. Nieco lepiej karmieni lekarze dzieli się z nimi komisyjnie racjami, robili to jednak skrycie. Nie mogli bowiem dopuścić, by pacjenci widzieli ich żywność. Choroba głodowa była tak powszechna, że doktor Teodozja Goliborska napisała całą obszerną pracę o kolejnych jej etapach, posiłkując się swoimi obserwacjami z getta. Tam, gdzie panuje głód, zjawiają się też choroby. Osłabieni ludzie podatni byli na tyfus, zbierający straszliwe żniwo. Codziennie zbierano z ulic trupy, które następnie grzebano na cmentarzu po aryjskiej stronie. Robiono to szybko, w masowych mogiłach.

Najstraszniejszym miejscem getta wydaje się jednak nie brama czy cmentarz, a Umschlagplatz. Z niego to odchodziły codziennie o 16:00 transporty do obozu zagłady w Treblince. Tak zwana Grossaktion była zaplanowaną akcją zgładzenia Żydów, zaplanowaną i przeprowadzoną ze straszliwą precyzją. Ludzi ściągano na plac różnymi metodami. Początkowo wabiono kłamstwami o "przesiedleniu" oraz robotach przymusowych. Obiecywano marmoladę i chleb, na co kusiło się wielu. Część ludzi wiedziała, gdzie codziennie wywozi się 10 000 osób w bydlęcych wagonach. Inni łudzili się, nawet pomimo rozgłaszania prawdy o transportach przez ŻOB.

W ciągu sześciu tygodni do Treblinki wywieziono czterysta tysięcy ludzi. Z czasem pojawiły się też łapanki oraz tzw. "numerki życia" - kartoniki dające czasową "nietykalność" od wywózki. Ich posiadacze mieli jednak zostać zagazowani zwyczajnie nieco później. Niemcy dopuszczali się również aktów terroru, zabijali ludzi bez wyraźnego powodu, atakowali w mieszkaniach. Wielu decydowało się na drastyczne kroki. Pewna pielęgniarka otruła cyjankiem swoich małych pacjentów, by nie męczyli się w Treblince, inna zadusiła poduszką niemowlę. Edelman podkreśla jednak, że nie należy oceniać tych czynów pod względem moralności ludzi "wolnych". Wybierano zwyczajnie "lepszą" śmierć, mniej bolesną lub bardziej honorową.

Mimo to starano się wieść życie podobne do tego na wolności. Komicznym może być wyznanie Edelmana o prostytutkach, działających na ulicach getta. Podobno były to niezwykle miłe, zaradne dziewczęta. Prócz nich swoją wątpliwie moralnie profesję pełnił nawet jeden alfons. Najważniejszym czynnikiem dającym przetrwanie w tych trudnych czasach było posiadanie kogoś bliskiego. Rodzina, przyjaciele, ukochani, nie miało to większego znaczenia. Kryzys zbliżał ludzi, a wzajemnie troszczenie się o siebie dawało otuchę.


Przeczytaj także: Marek Edelman - charakterystyka

Staramy się by nasze opracowania były wolne od błędów, te jednak się zdarzają. Jeśli widzisz błąd w tekście, zgłoś go nam wraz z linkiem. Bardzo dziękujemy.