Po wojnie jadący tramwajem Marek Edelman "zapragnął nie mieć twarzy". Wydawało mu się bowiem że wygląda dosłownie tak, jak Żyda przedstawiał pewien ohydny plakat propagandowy, kolportowany przez Niemców. Wspomina o poczuciu posiadania "czarnej twarzy", chęci bycia jak najmniejszym, najmniej widocznym. Z czego wynikało to dziwne poczucie? Były przywódca powstania z pewnością nosił na sobie pewne znamiona walki i długotrwałego przebywania w getcie. Czy jednak aby na pewno chodziło jedynie o wygląd fizyczny? "Czarna twarz" wydaje się mieć tutaj głębsze, wręcz światopoglądowe pochodzenie, wykształcone niestety przez Holocaust.
Opowiadanie o tramwaju to wstęp do rozważania śmierci Krystyny Krahelskiej - dziewczyny pozującej do pomnika syrenki. Wedle słów Edelmana była ona niezwykle wysoka i piękna. Zginęła zastrzelona przez Niemców na tle pola słoneczników. Wedle mężczyzny była to śmierć piękna, estetyczna. Taki koniec mieli jednak jedynie ludzie piękni, brzydcy i szarzy umierają nieefektownie. Stanowi to rzecz jasna pewien rodzaj przenośni. Ludzie z getta umierali w sposób paskudny, pełen męki i pozbawiony swoistej romantycznej otoczki. Trawił ich głód, choroby oraz szaleństwo. Tysiące zagoniono do komór gazowych. Ci "brzydcy" to w rzeczywistości ludzie pospolici, niewyróżniający się z tłumu.
Niczym u Zofii Nałkowskiej w Medalionach, Edelman wspomina o ich tragedii pozbawienia śmierci dramatycznego wydźwięku, odebrania tragicznego charakteru poprzez brzydotę aktu końca. Jadąc tym tramwajem, Marek Edelman zdał sobie właśnie sprawę, że jest jednym z takich ludzi, dotkniętym "brzydką śmiercią". Prawdopodobnie łączyło się to również ze swoistym kompleksem Żyda, wykształconym przez lata okupacji.
Zniszczony warunkami getta oraz posiadający semicką urodę Edelman zdawał się sam sobie wyróżniać na tle słowiańskiego otoczenia. Co gorsza, powiązał to z plakatem propagandowym, ukazując Żydów w bardzo złym świetle. Czując podobieństwo do tej karykatury, zapragnął nie mieć twarzy. Rozpłynąć się wśród ludzi, których uważał za pięknych. Zapewne tłum nie był wcale bardziej urodziwy od niego, z pewnością nie tak jak Krystyna Krahelska. Brak mu było jednak doświadczeń Edelmana, tej dziwnej solidarności ofiar getta. Zachowanie mężczyzny dobitnie pokazuje, że problem Holocaustu nie zniknął wraz z niemiecką okupacją, a trwał w jego ofiarach zapewne przez całe życie, izolując je od reszty społeczeństwa.
Opowieść Marka Edelmana pokazuje, że często najgłębsze rany człowiek nosi we własnym umyśle. Zniszczenie postrzegania samego siebie z pewnością należy do jednych z najpotworniejszych konsekwencji Holocaustu. Rozmówca Hanny Krall był świadkiem oraz uczestnikiem śmierci, która odebrała temu enigmatycznemu zjawisku sakralną aurę tabu. Zarazem jednak wiedział, że istnieje koniec godny uwiecznienia, piękny. Zrodziło to poczucie niższości, zaliczenia w poczet ludzi "brzydkich", niegodnych śmierci estetycznej. Paradoksalnie więc, Niemcy na swój sposób dopięli swego. Wmówili Żydom, że są inni, a nawet gorsi od reszty społeczeństwa. Dlatego wielu z nich nie chciało mieć "twarzy" w tramwajach.
Aktualizacja: 2022-08-11 20:24:11.
Staramy się by nasze opracowania były wolne od błędów, te jednak się zdarzają. Jeśli widzisz błąd w tekście, zgłoś go nam wraz z linkiem lub wyślij maila: [email protected]. Bardzo dziękujemy.