Wyjaśnij czym był i skąd się brał kompleks potulnej śmierci

Autor Hanna Krall
Autorem opracowania jest: Piotr Kostrzewski.

Wydarzenia II wojny światowej przedstawiane w podręcznikach historii zdają się jedynie kilkoma stronami, po których następuje okres Zimnej Wojny. Wygląda to na odcinanie grubą linią lat masowych mordów, prześladowania ludności cywilnej i potwornej śmierci na polach niezliczonych bitew. W rzeczywistości uczestnicy tych wydarzeń, jeżeli tylko przeżyli, nosili po nich rany oraz traumatyczne wspomnienia, które często zniszczyły ich osobowości. Literatura obozowa wspomina tzw. zlagrowanie - przyjęcie podwójnej moralności w celu przetrwania obozu zagłady, które odciska się piętnem na całym życiu. Ofiary Holocaustu dotyczył jeszcze pewien proces zwany kompleksem potulnej śmierci.

Tuż po wojnie pewien lekarz będący weteranem lądowania w Normandii powiedział Markowi Edelmanowi, że mieszkańcy getta "szli jak bydło na rzeź". Ten sposób spoglądania na sytuację ofiar Holocaustu nie był ograniczony jedynie do postronnych. Wielu spośród ocalonych miało poczucie niższości spowodowane brakiem buntu przeciwko pakowaniu ludzi do bydlęcych wagonów. Spokojne pójście do komór gazowych, które opisał m.in. Tadeusz Borowski, wydawało im się uwłaczające i godne pogardy.

Tak właśnie narodził się kompleks potulnej śmierci pośród ocalonych z Holocaustu. Wpływały na niego jednak nie tylko własne przeświadczenie wewnętrzne, ale również opinie otoczenia. Wspomniany powyżej rozmówca Edelmana oraz jego żona nie byli bowiem głosami odosobnionymi. Należy również wziąć pod uwagę pewne naleciałości kulturowe. Sam były przywódca powstania przyznawał przecież, że ludzkość uważała za najbardziej heroiczną śmierć z bronią w ręku. Oczywiste było więc, że pójście do bydlęcego wagonu w ciszy, ze spuszczoną głową wygląda na pełne rezygnacji i braku sprzeciwu. Kompleks ten, jak wiele innych, miał bardziej podłoże psychologiczne.

Sam Edelman buntuje się przeciwko takiemu rozumowaniu, ponieważ zna realia "machiny śmierci" obozów. Transport, męczarnia oczekiwania oraz droga do komory gazowej są powolne, przez co niszczą psychicznie. Śmierć w walce to zaś zaledwie chwilka bólu. Dlatego też Edelman uważa, że każda śmierć jest sobie równa, sam zaś kompleks cichej śmierci nieuzasadniony. Widział ofiary komór gazowych jako osoby godnie kroczące ku końcowi, nie zaś "potulne" ofiary ludzkiej rzeźni.

Problem kompleksu potulnej śmierci czy też postrzegania społecznego zachowania ofiar Holocaustu wynika z optyki postrzegania człowieka. Nie będąc osobą uczestniczącą w tych traumatycznych wydarzeniach, można oburzyć się na brak buntu milczących milionów. Niemniej nie wiemy, jak sami zareagowalibyśmy wobec esesmana z psem lub ckm-em rozstawionym za naszymi plecami. Ci zaś, którzy to przeżyli, wyrzucają sobie brak reakcji, choć nie wiadomo czy istniała jakakolwiek inna możliwość. Nawet Edelman, przywódca osób, które zdecydowały się działać, nie potępia mas wsiadających do wagonów. Postronni również nie powinni tego robić. Czy ofiary miały prawo wyrzucać sobie cokolwiek? Wydaje się, że nie. Ich kompleks to jedynie kolejna rana, zadana przez katów z obozów zagłady.


Przeczytaj także: Wyjaśnij, dlaczego Marek Edelman "zapragnął nie mieć twarzy"

Staramy się by nasze opracowania były wolne od błędów, te jednak się zdarzają. Jeśli widzisz błąd w tekście, zgłoś go nam wraz z linkiem. Bardzo dziękujemy.