Napisz przemówienie Antygony do Kreona

Autor Sofokles
Autorem opracowania jest: Piotr Kostrzewski.

Dobrzy mieszkańcy Teb. Wy, którzy nigdy nie urągaliście bogom swoim wiarołomstwem. Wysłuchajcie mnie! Biorę Was przeto na świadków, by niewieście słowa nie przepadły pośród nieprzychylnego echa tłumu! Stoję przeto sama ja, córka Edypa Labdakidy, przedobliczem króla Kreona. Oskarżono mnie bowiem o złamanie prawa, które zarządził, objąwszy władzę nad Tebami. Za świadków Was biorę, żem się do tego przyznała. Tak, jam winną! Zanim jednak zawezwiesz po mnie hoplitów Kreonie, wysłuchaj do końca córki Labdakidy! Daj niewieście ten ostatni pardon, by do końca wypowiedziała swe słowa!

Jeszcze dymią tam bramy do dumnego miasta Teb, oblegane siłami nieprzyjaciół. Siedmiu wyprawiło się na polis, wiedzeni przez mego brata, Polinika. Wielki to dzień nieszczęścia, gdy krew jednego rodu rozlewana jest na ołtarzu władzy. Jeszcze większe nieszczęście mieć za brata zbrodniarza. Widziałam trupy, co je wozami niewolnicy zbierali spod siedmiu legendarnych bram.

Oczy me dalej jeszcze pieką od łez wylanych nad cierpieniem współmieszkańców. Bo choć wielu może sądzić inaczej, ród przeklęty Labdakidów sercem kocha Teby. Straszna to dola ciąży jednak na nas, okrutna klątwa ojców. Dawne bowiem grzechy są piętnem przeznaczenia, przez które leje się krew. Wpierw Lajos zginął z rąk Edypa. Potem zaś bracia moi w śmiertelnym boju przebili się mieczami nawzajem. Straszny ich spór zatoczył potworne kręgi, ściągając na polis cierpienie nie mniejsze od potomków Labdakosa! Straszne teraz dzielimy bóle, miasto i ostatni Edypa dziedzice. Tym bardziej potworne, że nie zasłużone własnym grzechem.

Tak, masz rację, mój królu. Ja to rzuciłam ziemię na ciało Polinika. Ani przed tobą samym, ni przed trybunałem nie będę się tego wypierać. Zważ jednak, władco, za cóż mnie śmierci na pożarcie wydajesz. Czyż bogowie nie nakazali chować ludzi w grobach, by ich Hadesu mogły objąć sądy? Tak, tyś jest najwyższym w trybunale miasta. Ponad Twą wolę nikt tutaj nie włada. Jednak i twego losu nici ściskają Moiry w swych kościstych dłoniach. Serce twe pompuje krew szlachetną, ciepłą jednak niczym jucha niewolnika. Zginiesz też jak ja, jedną śmiercią. Dlatego nas oboje te same prawa obejmują, od bogów pochodzące. Więc gdy rzekli oni, pochowaj człowieka, nie robili różnicy nad nikim. Czyż śmierć nie zrywa wszelkich więzów, Kreonie? Zali to się również tyczy zemsty Czyż memu bratu nie starczy już pogardy?

Tak, słyszałam Twe słowa. Ty i w śmierci chcesz karać zdradę Polinika. Po dwakroć go zgładzić już jednak nie można. Kara go dosięgła od miecza Eteoklesa, gdy go na murach srodze przeszył mieczem. Więcej go ludzka sprawiedliwość już zgnębić nie może, Ty zaś królu taką właśnie władasz. Cóż ci przeto po zemście na ciele, czy pragniesz Polinika ścigać po Hadesie? Tam już nie sięga ręka króla Teb. Daj przeto pardonu ciału mego brata. Pozostaw go w ziemi, niechaj tam spoczywa. Co się zaś tyczy Eteoklesa, dosyć ich los podzielił po śmierci. Już zali nigdy co jeden bronił, drugi nie zdobędzie. Nie będzie więc spoczywał zdrajca koło bohatera.

Ty mówisz, Kreonie, że majestatu bronisz swymi czyny. Iż krew mą wylewasz na ołtarzu prawa, brata zaś poniewierką sprawiedliwość karmisz. Cóż to jednak za majestat, co walczy z niewiastami? Co mają z prawem wspólnego sprzeczne z boską wolą czyny? Tyś jest gniewem niesiony, królu Teb. Nienawiść mylisz ze sprawiedliwością, a karę z zemstą. Ja swoje czyny popełniłam wiedziona miłością, czy Ty takoż samo prawa ustalałeś? Porządek, rzeczesz. Ojcowska ręka bywa sroga. Oh, gdzież jednak miłość w sercu ojca Teb? Czyż on karę wymierza, by jeno ciosem gniew ukoić? Popatrz, Panie, z kim ci przyszło wojować. Ty trupa chcesz gnębić i niewiastę zamorzyć. Gdzież tu czyn godny władcy, co sprawiedliwie czyni? Tyranem Kreona mają zapamiętać pokolenia?

Nie myśl sobie, królu, iż moje słowa nazbyt są ostre. Kto bowiem stoi u progu śmierci, ten nie boi się już gniewu człowieka. Przeto mówię odważnie swe myśli przed Tobą. Jak przystało córce rodu Labdakidów, przeklętego domu. Otacza mnie groza, co miesza w rozumie, brzemię straszniejsze od królewskich kajdan. Wy macie grób bohatera i zdrajcę bez ducha. Ja straciłam dwóch braci, cóż zaś z ich pochówkiem? Dla mnie byli rodziną, kochałam ich obu? Dlaczego więc teraz jednego każesz mi czcić, drugim zaś pogardzać? Na to już zbyt późno, śmierć wszystko zmazała. Tak, jak za chwilę przekreśli Twoją władzę nade mną.

W tych ostatnich jeno minutach wiedz jedno, Kreonie. Znam ja też Twoich cierpień katusze. Znałam Menojkeusa, poświęconego dla zwycięstwa. Bratem był mego Hajmona... Ból więc nas łączy, bardziej nawet niż wspólne dziedzictwo. Tyleż nam zabrano, wuju. Po cóż więcej nienawiści? Czy ziemia musi łykać krew i łzy aż nasze rody nie wygasną? Zakończmy to, nim strawi nas ten nienasycony ogień gniewu. Widzę jednak, że cię nie przekonam, mój wuju. Zostań teraz więc królem, unieś dłoń i wezwij straże. Pora bowiem nastała, by wykonać karę. Nie czuję ja lęku, pójdę po dobroci. Jestem Antygona, córka Edypowa. Wkrótce spotkam braci, wezwijcie tu kata.


Przeczytaj także: Napisz mowę pożegnalną Antygony

Staramy się by nasze opracowania były wolne od błędów, te jednak się zdarzają. Jeśli widzisz błąd w tekście, zgłoś go nam wraz z linkiem. Bardzo dziękujemy.