Przez rozłogi i bezdroża
Idzie dusza ma samotna,
Na zachodzie kona zorza
Purpurowa i pozłotna.
Na zachodzie zorza kona,
A ma dusza idzie smętna,
Przez najbliższych opuszczona
I przez wszystkich odepchnięta.
Idzie w zmierzchów modrym cieniu
I rozgląda się dokoła,
Czy jej czasem po imieniu
Nikt z oddali nie zawoła.
Czy nikt za nią w ślad nie spieszy
Po tym głuchym, mglistym polu,
Kto ją dźwignie i pocieszy
W jej cierpieniach i w jej bólu.
Ale próżno patrzy, słucha,
Cisza smutkiem świat obleka
I melodia tylko głucha
Borów płynie gdzieś z daleka.
Tylko rzeźwy zapach siana
Wiatr od łąk skoszonych niesie
I drży gwiazda zabłąkana
W przezroczystych nieb bezkresie.
Tylko ku niej zgniłe ręce
Krzyż wyciąga na rozstaju
I o życia śpiewa męce
I straconym śpiewa raju.
Tylko głuchym, cichym krokiem
Noc się ku niej wolno zbliża
I mogilnym pada mrokiem
Na łkającą u stóp krzyża.