Lubię krzyk namiętności, kiedy się wyrywa
Z ust poety, namysłem nie spętanych jeszcze;
Lubię słowa, co w piersiach obudzają dreszcze,
Dlatego że je miłość zrodziła prawdziwa;
Lubię gniew tytanowy, co nie drży przed niczem
I Helikon rozbudza — jak lichą garść ziemi;
Lubię boleść, gdy łzami przemawia krwawemi;
Lubię zapał, ze złotym od gromów obliczem!
O wieszcze! dzieci bogów! czemu z waszej lutni
Rzadko płyną te dźwięki, co są życia echem?
Czyż nie umiecie śmiać się naturalnym śmiechem
I naprawdę być gniewni, pragnący lub smutni?
Czemu maską aktora lica swe kryjecie?
Czemu więzicie w piersiach uczuć zapał szczery?
Rzućcie trwogę! Nikt orłu igranie atmosfery,
Nikt granic możliwości nie wskaże poecie!
Koturny czas wam rozzuć, czas wam zejść ze sceny!...
Kłamstwo uczuć zostawcie zalotnej niewieście,
Bądźcie tym w waszych pieśniach, czym w życiu jesteście,
Z waszej Muzy przeczystej nie róbcie syreny.
Od noszenia barw cudzych niech was bogi strzegą!
Dusza winna być własna, a nie pożyczona;
Po cóż myśleć myślami Danta lub Byrona?
Bądźcie sobą! nad prawdę cóż jest piękniejszego?
Fundament waszych uczuć niech będzie z rozumu,
Na nim bóstwom poezji stawiajcie ołtarze;
Mówcie tak, jak wam mówić głos natchnienia każe;
Niech tłum do was się stroi, a nie wy do tłumu.
Jak z płomienia i dymu weselna pochodnia,
Tak się życie ze smutków składa i radości,
Więc śmiejcie się, gdy w piersiach jeszcze śmiech wam gości,
Ale łez nie zmyślajcie nigdy — bo to zbrodnia!
Miejcie zapał w marzeniach, a w czynach wytrwałość,
Niech duch wasz będzie raczej hardy niż służalczy,
Z podniesioną przyłbicą niech z was każdy walczy,
Skalpel rzućcie! — geniuszem ogarniajcie całość!
Poety misją łączyć wszystko istniejące —
Stwórca promyki piękna rozproszył w przestrzeni,
Wiązkę tych niedojrzałych a bożych promieni
Wieszcz zbiera i zapala w ich ognisku — słońce.
Czymże Homer potężny? czymże Szekspir wielki?
Lud ich czci, bo mu własne odgadują życie,
Kocha ich, bo w ich strofach słyszy serca bicie;
Ich muzy — to kapłanki, a nie wichrzycielki!
O wieszcze! kwiaty ludów! bądźcie cali wonią,
Go się wciska w gmach wielki i w małą lepiankę,
Czcijcie niebo jak matkę, ziemię jak kochankę,
Szydźcie z tych, co zdyszani za oklaskiem gonią.
Pierś wasza niech uczuciem jak wulkan wybucha,
Umiejcie tłum pieśniami wstrząsać natchnionemi —
Świat z lawy wulkanicznej poznaje głąb ziemi,
Z waszych krzyków namiętnych pozna głębie ducha!