Otworzyłem rdzą zjedzone drzwi grobu;
w lochu trumny stały na trumnach; na jednych grynszpanowy
polip rozłożył gwiaździste ramiona, a drugie białe
były — jak od szronu, na innych zaś wilgoć szkliła
się ślimacza.
W pośrodku stała trumna cynkowa — świeża, lekko
usypana zwiędłymi kwiatami, smutnymi kwiatami
pogrzebu; atłasowy całun okrywał pół trumny; na
atłasie, jak na ślubnymi trenie, przypięte były bukieciki mirtowe.
Kiedy w zamyśleniu przyglądałem się tej
białej trumnie, listek mirtowy stoczył się po miękkiej sukni —
spojrzenie moje padło w stronę listka.
I zdało mi się, że u stóp trumny klęczała zazdrosna
Miłość, która odwoła natrętne oko z tajemnicy, do
której nie miałem najmniejszego prawa.