Nasze ojczyzny nie mają granic —
chyba horyzont zasnuty mgłę,
chyba lód ścięty w zielone szkło
i drzewa zgięte w znak zapytania.
Liście borówek w śniegu i mchu,
sople wiszące na igłach sosen.
Ostre powietrze płomieniem tchu
płynie przez płuca, skrapla się rosę.
Wykrzyknik wiatru zmiótł pył z jeziora,
bije po zwiędłych oazach trzcin.
Możebyś przestał, może już pora?
Może naprawdę jest słowo „czyn"?
W wymarzłych izbach półnagie dzieci.
Stara historia. Brud, chłód i głód.
Spójrz: przez jezioro idzie gromada.
W dłoniach SIEKIERY.
....Patrz: rąbię lód,
będę zarzucać podarte sieci.
Źródło: W połowie drogi, Teodor Bujnicki, 1937.