Jeziora szeleszczą trzciną ocierającą się o brzeg.
Dzikie kaczki chmurami lecą. Z pagórków spełzają ścierniska.
Bydło ryczy. Liczymy dni falujących bieg
jarmarkami we środy i piątki festami bliskich kościołów.
Dymią kominy czarnych chat. Wieś wyległa na kartofliska.
Deszcze zgnoiły pokosy. Zboże spaliła rdza.
Niewody ciągną ubogi połów.
Wieczorem jeziora stygną w surowy ołów.
Na łąki osiada mgła.
Nad ziemią wisi niedobre niebo. Wiatry szarpią konary drzew.
Złota jesień nam nie da dzisiaj papierowych i srebrnych złotych.
Pod jasnemi czuprynami szare oczy. W oczach niezaradny i niezdarny gniew
ręce podnosi ku niebu grożąc.
Ręce opadają ciężko
rzędem zabłoconych motyk.
Źródło: Poomacku, Teodor Bujnicki, 1933.