Świat różowych kamienic o szerokich oknach
wysokie hale fabryczne koła w potokach transmisyj
ramiona dźwigów nad Gdynią sypiące węgiel na pokład
mosty szeroko rozpięte na Bugu Niemnie i Wiśle
młockarnie sapiące dymem na osuszonem Polesiu
pęd samochodów po szosach biegnących naprzełaj przez jesień
Sto tysięcy dni roboczych stopionych w kilometry równoległych szyn.
Budujemy Polskę mozolnie zbudujemy ojczyznę szklanych domów
słowami poetów i dłonią robotników i natchnieniem uważnych inżynierów
rozbitkowie porwanych prądem powodzi promów
naciągamy łopoczące żagle podnosimy radosne bandery
każdy ruch naszych ramion ma stać się synonimem wyrazu czyn.
U jezior i lasów Litwy zaczerpniemy oddechu i wiary
nienawiści do błota dróg wiejskich kurnych chat i rogatych soch.
Traktorami przeorzemy glebę, by naboje nabrzmiałych ziaren
żółtym plonem zieloną runią wybuchały z wiosną jak proch.
Nurt dunajców toczących głazy okiełzamy betonem tam
by huczały nerwowe dynama i pod ziemią pulsowały kable
by ku niebu sterczały kominy jak do cięcia wzniesione szable
jak potrzykroć zwycięskie szczerbce szturmujące do złotych bram.
Przekuwamy oblicze legendy na prawdziwe oblicze ojczyzny
nasze serca płoną jak lonty — w naszych piersiach drzemie dynamit.
Stary świat jak wrzód rozduszony czarną ropą zepsutej krwi bryznął —
Dziś ostatnia godzina werbunku.
Do szeregu!
Idziecie z nami!
Źródło: Poomacku, Teodor Bujnicki, 1933.