Księżyc wschodzący krwawo ponad misą stepu...

Księżyc wschodzący krwawo ponad misą stepu,
jakby wychudła twarz świętego Jana;
powietrze słodkie jak róże Alepu -
i morza dal błękitna - modra - zadumana.


I tu mi jeszcze słychać Twe szlochania ciche -
jak krwawe liście klonu lecą na mą drogę -
i czuję, że Cię w trumnę kładnę, mą niebogę,
a idę w pałac marzeń stworzony przez pychę.

Złocę się, jak latarnia, umarłym okrętom,
i rzucam komet blaski w pomrok nieprzejrzany -
i tak mi jest, jak gwieździe okutej w kajdany,
co innych wiąże swą mocą wyklętą!


Wracam - i świerszcze mi tak rzewnie nucą,
jakby wejść miało ze mną szczęście w progi!...
Ludzie znów będą - lecz dusze nie wrócą -
co się rozstały płacząc - w gwiazdach Mlecznej Drogi

Czytaj dalej: Lucifer - Tadeusz Miciński