W cichych godzinach śmierci, w kamiennej pustyni,
gdzie czas jak pająk srebrny nić burzącą mota,
przez krwiste dróżki – żyłki niewidzialnej ziemi –
błąka się oniemiały, cichy cień Or-Ota.
Nie ożyją legendy. Martwych nie zamienisz
okruchów w splendor brązu, szmaragdów i złota,
padły w chwale lat setki w kamieniu zakute.
W bezruchu chwile ciężkie i milczące biegną.
Dawne barwy wyżłobił gołąb srebrnołuki
uczepiony skrzydłami u szczytu katedry,
uciekł w przestrzeń ponad nim żywą, wolną, modrą.
I w czasie, i w przestrzeni tkwi bolesna luka.
Pewno jutro ktoś młody odpowie ci hardo:
„Cóż? Ja wiem. Ja też ze Starówki”.
* Or-Ot – pseudonim Artura Oppmana