Lekko łódka nasza mknie,
Nad głębinę... nad przezrocze,
Ciche... jasne i urocze...
Księżyc tonie w modrej mgle.
Nurty gonią się z pustotą,
I pląsają skrzelą złotą
Drobne rybki na ich dnie.
Woniejące wiosny tchem,
Szumią w koło gajów drzewa.
Smętna brzoza włos rozwiewa,
Nad lazurów wodnych tłem.
W blaskach tonie ziemia cała...
Dusza się ukołysała
Czarodziejskim piękna snem.
Porzucone w mroczną dal,
Jasne światów skrzą źrenice;
Nieujęte tajemnice
Nęcą, płonąc w lustrze fal.
Och! wiedź łódko przez błękity,
Przez marzenia i zachwyty,
Zanim ze snu zbudzi — żal!
Tam... z zielonej kępy drzew,
Budząc błogie sfer milczenie,
Płynie rzewny jak westchnienie,
Śpiew słowika — smutny śpiew!
Pocóż ptaszę dzisiaj tobie,
Taka pieśń, co mieści w sobie
Wszystkie serca łzy i krew?
Czy utraty płaczesz złud?
Cicho, cicho mój malutki!
Sen marzenia chociaż krótki,
Mieści w sobie wieczny cud!
Kto nim swoją pierś wzbogaci
Skarb posiada! — co mu spłaci
Cały życia ból i trud!
Ciszej... ciszej... płyńmy w dal,
Za tą łódką, w uśmiechnięty,
W promienisty świat zaklęty,
Kryształową drogą fal!
Och! wiedź łódko przez błękity,
Przez marzenia i zachwyty,
Zanim ze snu zbudzi — żal!