Błądzę po salach sam. W galerii mrok zapada,
Pośrodku krwawych zórz umiera znowu dzień...
I krasne blaski mrą a biała bóstw gromada,
Ujęta świętym snem, zachodzi z wolna w cień.
Stanęła w progu Noc, otula białe szaty
I kładzie silny mrok na ich klasyczny fałd
A świeci jeszcze wciąż na ciemnym tle komnaty
Rysunek greckich głów i nagich bogiń kształt.
I może blisko już do upragnionej pory,
Kędy niejeden bóg opuścił cokół swój
I ambrozyjskie znów nawiąże rozhowory
A bohaterów tłum w prastary wkroczy bój.
I zda się, bogi już zaczęły uczty swoje,
Bo w ciszy świętej drga jakby stu lutni szum...
Wtem - u bogini stóp - ozwie się głosów dwoje:
Był to miłosny szept. Ocknął się niebian tłum.
I wszczął się wielki gwar. Demeter gromko pyta,
Kto się do tajni jej, kto do Eleusis wkradł...
Jedna melijska śni z uśmiechem Afrodyta,
Że tych kochanków zna od trzech tysięcy lat.