Nieruchomą cię widzę w teatrze,
Na tle loży czerwonej, z daleka
I podobnaś mi jest Kleopatrze,
Gdy się nudzi w pałacu - i czeka.
Na ramionach masz złote obręcze,
A diamenty w pomroku świecące,
To rozprysną się w gwiazdy i w tęcze,
To się skupią i palą jak stonce.
Takie blaski ci biją od głowy,
Gdy ją oprzesz złocistą i rudą,
Żeś jak bóstwo jest z kości słoniowej,
Wyzłacane tybetańskie cudo.
Ale takaś jest piękna i biała,
Jako grecka Venus kuta w głazie
I tak jasność cię w mroku oblała,
Jak na złotym Rembrandta obrazie.
I muzyka cię ludzka nie wzrusza,
Oczy twoje lśnią w mrocznym teatrze;
Ja nie pytam, czy świeci z nich dusza,
Ja się jeszcze nie kocham, ja - patrzę.