Warga drży jeszcze, oko jeszcze pała -
Już mnie nie kochasz, jakeś mnie kochała.
I kiedy wołasz, w głosie twoim słyszę,
Jakby pustyni głuchą dal i ciszę...
I gdy miłosne powtarzasz mi słowa,
Wtórzy im jakiś dźwięk, jak pieśń grobowa.
Więc mi już żegnaj, bo nie mogę więcej
Cierpieć - a kochać nie umiem goręcej...
Wreszcie od bólów i żalów przecieka
Danaid wieczna urna, pierś człowieka.
Cóześmy winni, żeśmy tak niestrojni,
Zawsze spragnieni, zawsze niespokojni?
Cóżem ja winien, że gdy ci się śniło
O szczęściu wiecznym aż gdzieś za mogiłą,
Jam nie mógł pojąć i kochał inaczej,
W żalu i w bólu, w szale i rozpaczy -
Cóżeś ty winna, żeś jest taka czysta,
Choć litosnymi łzami promienista?
Cóżem ja winien, że pieśni, co wiszą
Ponad gwiazd białych niezmąconą ciszą,
Ja nie pochwycę, że ich nie przestroję
Na struny lutni, drżące struny moje?
Cóżem ja winien, że błyskawic snopy
Błękitnych tobie nie padły pod stopy?
Przebacz, zapomnij. Ja miłość dla ciebie
Pod kielichami białych lilij grzebię.
Boś ty mi była wśród obcego świata
Gwiazdą, do której wieczorna pieśń wzlata,
I wszystkie swoje bolę i tęsknoty
Tej siostrze w niebie opowiada złotej.
Boś ty mi dała w długich dniach boleści
Współczucie duszy miękkiej i niewieściej -
Aż potępieńcza znudziła cię praca
Rozpraszać troskę, która wiecznie wraca.