Druhu mój, synu królów, chlubo ma i tarczo,
Patrz, jakie błahe cele śmiertelnikom starczą,
Jak różna chwała, różna rozkosz, co ich nęci,
I jak za jedną marą gonią bez pamięci!
Ten w cyrkowej kurzawie pędząc na rydwanie,
Gdy minie głaz narożny i palmę dostanie,
Już się z bogami zrównał. Ten chwały niesyty,
Chce w todze bramowanej iść między Kwiryty
I liktory przed sobą mieć. Tego od sadu
Nie odegnać nadzieją drogiego pokładu -
I choćbyś mu obiecał Pergam, gdzie się słońce
Dziwi, wschodząc nad gmachy od złota kapiące.
Innego tak znów chętka bogactwa zapali,
Ze pójdzie aż gdzie Thule sterczy w mrocznej dali;
I choć w burzę zatęsknił do domu, znów lata
Okręt, i chwiejnym żaglem płynie na kraj świata.
"Ów lubi się pod drzewem położyć i marzyć,
Póki mu w cichym gaju źródło będzie gwarzyć
I wina stanie w krużu. Żołnierz w takiej ciszy,
Wrzaski bitew, glos rogów wojennych usłyszy,
Zwabią go krwawe zajścia, dalekie przypadki,
Wojna, po której długo płaczą matki.
Myśliwiec pójdzie w ostęp, gdy księżyc zaświeci
Wieczorem mroźnym: dzik mu porwał w borze sieci,
Albo mu głosem łanię ruszyły szczenięta,
Idzie nocą - na uścisk żony nie pamięta.
Ja znów wiem takie piękne, ustronne zacisze,
Kędy wicher z północy drzew nie zakołysze;
Słońca blask krwawy chyba ukosem się wkrada,
Nimf i Satyrów lekka błąka się gromada.
Tam dębów, laurów wieczną okolony wiosną,
Czuję, druhu, jak pieśni w mojej piersi rosną.
Tam już lesbijskiej lutni z ręki nie wypuszczę,
Marząc, to Muza czoło ozdabia mi w bluszcze.
I składam śpiew dla siebie, z dala ciżby dumnej,
Na jej sąd obojętny, za cichy, za dumny.
A jeśli ty w pieśniarzy zamieścisz mię gronie,
Nie chcę chwały, nad gwiazdy wznosząc moje skronie.