W chwili gdy słońce letnie kończy obieg dzienny,
Gdy z samotnego wzgórza, myśl moja jak strzała,
Po szczytach Oberlandu gdzieś w niebo leciała,
Spotkałem okiem Jungfrau wierzchołek promienny!
O! przepychu natury, wyższy nad dziw senny!
Góra dziewiczym śniegiem brylantowa, biała,
Nagle się jak rumieńcem, purpurą oblała
I zda się płonąć ogniem w przestrzeni bezdennej!
Lecz zwolna blednie, gaśnie — różanna purpura
Na szafir się zamienia — szafir na opale —
Aż w końcu, w nocnym mroku stopiła się góra!
— Tak w nas wszystko co ziemskie, choć błyszczy wspaniale,
Młodość, wdzięk i uroda — po chwilce istnienia
Blednie — mija — i znika we mgle zapomnienia!