Na kościołku chorągiewka
Smutnym jękła głosem;
Wiatr, co tam od wschodu wieje,
Trącił nią ukosem.
Las zaszumiał, jakby ze snu
Przebudził się nagle,
W fale jerzy się jezioro,
Jakby w szare żagle.
Psy wieśniackie w głos zawyły,
By trwogą przejęte,
A na niebie zajaśniły
Dwie tęcze w krzyż spięte.
Jakby grad się sypią wschodem
Strasznych jęków kłęby,
Im wtorują żeru chciwe
Orły i jastrzęby.
Co to będzie?... Strach me łono
Ściska, inne dreszcze
Przelatują,.... już to wróżby
I znaki złowieszcze. —
O mój Boże! Mamż zapłakać,
Mamże składać dzięki,
Że od wschodu już mię żadne
Nie dolecą jęki? —
Ale milej słyszeć burzę,
Tentent, zgiełk i wrzawę,
Milej choć by łkanie dzieci
Przytłumione, mdławe.
Milsze jęki, które wiatry
Roznoszą stepowe —
Jęki braci, — niż to głuche
Milczenie grobowe.