Jasłeczka nowo narodzonego dzieciątka jezusa boga przedwiecznego

Co radość święta i wesele zgodne
słów i rzeczy udzieli,
żebyśmy co umieli,
śpiewajmy Panu, bo niebo pogodne
wypuściło na ziemię
wielkiego Boga Plemię.

Roztocz tu pióra, o cherubie lotny,
i ty skrzydłem, serafie,
zasłoń niebieskiej szafie,
niż choc zawarta, wyda płód ochotny.
Przyrodzenie niech mija,
Panna Syna powija.

O Dziecię święte, mały by był Tobie
Salomonów, choc złoty,
sławnej pałac roboty.
Tyś podłą stajnię gmach obrało sobie;
próżną chwałą świat chory
niech się uczy pokory.

Porównaj tryumf na niebie wesoły
z nowemi łzy na ziemi
i z pieluszki podłemi.
Ale gdy się to rozdzieli na poły:
pieśń Boga czci przed wiekiem,
płacz Go czyni Człowiekiem.

Czuli pasterze, wam naprzód zbawienną,
skrytą w wieczności lesie
anioł nowinę niesie.
Pospieszcież, niżli pochodnią jutrzenną
bystre słońce pogoni
i Panu się ukłoni.

Nie w bogatej Go szukajcie gospodzie,
nie, gdzie szczyty wysokie
i gdzie rynki szerokie,
ale gdzie oracz gwoli niepogodzie
twardą skałę wydrożył
i wierzch darnem położył.

Bo kędy wieczne kwili Słowo w żłobie,
z osłem ledwie wół grzeje,
co tak ostry wiatr wieje.
Tam Je, upadszy na kolana obie,
niskim czołem witajcie,
rytm wesoły śpiewajcie.

Schowaj pierwiasnki, Panno, o, Naświętsza,
Synaczka Twego chwały
kwiat pociechy dostały,
niż co dzień tropem gęstym przydzie więtsza
tam skąd Ganges skok bierze,
od krwi w obcym ubierze.

Sam a sam miedzy główniejszemi miasty,
acz wał i m ur twój mały,
Betleemie wspaniały,
bo odtąd nieba tykają twe baszty,
jako Panienka ściele
w tobie żłób Bogu w ciele.

Ledwie wschód ósmy słońce pokazało,
a już kropi krwią twoje,
Izraelu, podwoje,
gdy krzemień ostry kryształowe ciało,
szczęśliwy Abrahamie,
na twe piątnuje znamię.

Zaraz i słodkie JEZUS imię bierze,
goniec on górny które
odniósł na świat nie wtóre,
że on sam więźnia miał wyzuć z obierze,
a na Imię to wielkie
padnie kolano wszelkie.

Co to za gwiazda tak bystrych promieni
od zorze aż różan
i głos ten niespodziany,
że orszak gości wielkich się nie leni
witać Króla w Zydostwie,
choć tak w znacznym ubóstwie?

Szczęśliwa Matko, przed Tobą padają
murzyńskie głowy oto,
sypiąc przed nogi złoto,
z wonnym kadzidłem sok też mirry dają -
pełne tajemnic dary,
bo w nich Bóg, Król i mary.

Niech krzykną trąby po twych blankach wszędzie,
Swiątnico zawołana,
że czeladź Twa ubrana
po stopniach czeka w obóstronnym rzędzie;
w małym wielki Bóg ciele
dziś się stawi w Kościele.

Ledwie się obrał staruszek szedziwy,
co padszy na kolana,
bierze na łokcie Pana,
całując, kropiąc łzami takie dziwy.
A choć małe ofiary,
ale wielkiej on wiary,

bo śpiewa, jako w białym łabęć pierzu:
„Już umieram bezpiecznie,
kiedy widzę, że wiecznie
Pan chce z krwią swoją trwać zawżdy w przymierzu,
dając świecę pogaństwu,
a judzkiemu cześć państwu”.

A dając rzecze Dziecię Matce śliczne:
„Jednym zgubę ten niesie”,
a do drugich ozwie się:
„Co ty więc poznasz, o miasto dziedziczne,
a w Twój zaś bok na poły
wpadnie, Panno, miecz goły”.

Fanuelowej córki brzmią po stronie
też właśnie wargi słowa,
a choć to białagłowa,
lecz post z gorącą żądzą święte skronie
białym przytrzęsły włosem,
niż wołała tym głosem.

Po tej pociesze rzewliwy mord trwoży:
niemowiątek mord srogi
oblał wszędzie krwią progi,
ale z pożaru takiego Syn Boży,
z domowej niepogody
za Czerwone zbiegł Wody.

Żałosna Rachel łzami swe zalewa
nad cnym potomstwem oczy,
nie tóląc ich i w nocy,
co słysząc, Rama na poły omdlewa,
bo ich w okrutnym gniewie
co zginęło, nikt nie wie.

Aż gdy pewną wieść o Herodzie powie
i śmierć jego rozniesie,
a syn berło podniesie,
z Egiptu potym Syna Ociec wzowie,
aby z nauką cuda
zaczął w tobie, o Juda.

A zaraz, skoro Febus złotowłosy,
od zimnych rogów wrotem
wstecznym bieżąc obrotem,
dwa sześćkroć w żyznych wrócił polach kłosy,
w tym wieku On skry żywe
miotał w serca leniwe.

Bo gdy szedł świętym tuż za Matką tropem,
gdzie Syjon wierzch wysoki
wywiódł równo z obłoki,
wznawiając pamięć wdzięczną, gdy zatopem
rumionym wóz i konie,
zły Farao, twój tonie,

a odprawiwszy obiatę zakonną,
mimo rodziców oko
pozostał, myśl wysoko
w niebo niosąc, a rozmową niepłonną,
mędrszymi nad wiek słowy
budził uczonych głowy.

O Panno, który za Tobą pozbiera
język krople perłowe
i trwogi co dzień nowe
kto wspomni godnie? Wszak się grób otwiera
przed oczyma, gdzie stopy
puścisz za Nim nie w tropy,

aż gdyc Go palcem Duch pokazał Boży
w ślicznym jak róża ciele,
a On siedzi w kościele.
Nie tak gdy zbroję krwawą żołnierz złoży,
jakoc ochłodła znowu
z słodkiego myśl obłowu.

Ale to potym. Teraz w żartkim biegu
do gościńca pójdziemy,
że czystą całujemy
Dzieciątko wargą, białego do śniegu,
do lilijej podobne,
nad ludzkie syny zdobne.

Zaraz wdzięcznie krzykniemy z anioły:
„Chwała na wysokości
Bogu, który z miłości
pokój na ziemi zostawił wesoły
pobożnej ludziom woli,
które sprosny grzech boli”.

Czytaj dalej: Lutnia Jana Kochanowskiego wielkiego poety polskiego - Kasper Miaskowski