List, do J.K.

O mój Józefie kochany!
Smutek o serca, wiatr o domu bije ściany,
Zasnąć nie mogę i do ciebie piszę,
Może wspomnienie przyjaźni,
Odpędzi niespokojność, rozproszy bojaźni.
I do snu mnie ukołysze.
A snu tak mi potrzeba! pociechy, spoczynku,
Tylem się już zmordował w tak krótkiéj podróży,
Że chciałbym stary, usiąść przy kominku,
Zrzec się serca roskoszy, zrzec się serca burzy,
I długo odpoczywać i oddychać i siedzieć,
Spać duszą, ciałem, rękoma, oczami!
I o niczém nie myśleć, o niczém nie wiedzieć.
Tak jak mieszkańcy mogiły; —
Póki spoczynek nie dodałby siły,
Do nowéj walki z nowemi wrogami,
A wrogi moje — te nerwy przeklęte,
Ni ich opjum uśpić może,
Ani z laurocerazu krople wyciśnięte,
Ani wszystkie te leki któremi im grożę.
Drżą mi w głowie, drżą w sercu, w piersiach w całém ciele,
Ogień w nich płynie.
Ale w głowie, aj w głowie jakże tam ich wiele
A gdy się rozigrają w wieczornéj godzinie
Próżno im na dobranoc nudne książki czytam,
Gram w karty, lub gazetę bibulastą chwytam
By z niéj usypiając silnie wysiać soki —
Próżno — jak owa młodzież gdy rozpocznie skoki
A skrzypce grać przestaną i świece pogasną,
Jéj bez skrzypców wesoło, i bez świécy jasno.
Z temi nerwami, jestem wątpliwości nie ma
Tak jako koń na młynie, co sam ruszył koło,
Ale koła nie zatrzyma.
O! być koniem na młynie, wcale nie wesoło.
Gdybym tą pracą ruszył choć młynek maleńki
Gdyby się trochę mąki dla ludzi ścierało,
Tym bym się cieszył, że się na coś zdało,
Dręczyć się mimowoli i ponosić męki.
Ale te przeklęte nerwy
Tak pracujące bez przerwy,
Kiedy najszybciéj kręcą się i drgają,
Do niczego niezdatne, darmo się ruszają.
Dajmy im pokój — może też zadrzemią.
Nowin ci żadnych ze wsi nie poślę do miasta
Tu wiemy tylko zboże jak ciężko podrasta.
Wieśniacy siedzim w ziemi, a co jest nad ziemią
Co kto zrobił, napisał, wymyślił, ogłosił,
Nic nie wiemy, nic nie wiemy —
Świat dla nas pusty i niemy.
Lecz za to o nowiny ciebie będę prosił.
Któż tam u was co pisze? nad czém prasa stęka
Przed jakiém nowém głupstwem świat wasz mądry klęka
Czy Kalendarz Zymela, czyli Słownik nowy,
Wyszedł jak promień z waszych literatów głowy.
I świeci tłumom zdziwionym,
Którym ukazać się raczył?
Kto na Rok nowy, piórem w wodzie umoczoném
Co nowego przetłumaczył?
Kto teraz, panowie moi,
U was na świeczniku stoi?
Twoja B.... biedna, już też chwała Bogu,
Rodzi się po kosztownym i ciężkim połogu,
A choć popularniéjszy Kalendarz Zymela
O Józefie ty nie płacz —
Szytler przedał tysiące swych sławnych kucharzy,
I któż niezna Szytlera, kto go niezna w domu?
Lecz biada, kto im pokarm dla duszy uwarzy
Nie ma w nich duszy — i nie ma jeść komu.
Tak tak Józefie, lżéj jest na tym świecie,
Lżéj kucharzom niż poëcie,
I bodajbyśmy za młodych lat byli,
Zamiast Estetyk — sosów się uczyli!
Ale dość téj gawędy, puste wzywa łóżko,
Kto wie, może spokojność znajdę pod poduszką.
Więc dobranoc, przepraszam za gawędę długą,
I jestem przyjacielem i najniższym sługą.

 Dołhe, 5 Stycznia 1837 r.

Czytaj dalej: Dwa słowa (We wszystkich mowach i w języku duszy) - Józef Ignacy Kraszewski