Bodaj to marzyć, bodaj całe życie,
Przedumać w kraju nieznanym dla tłumu,
Gdzie nikt nie przyjdzie obudzić o świcie,
Wrzaskiem rozwagi, pochodnią rozumu.
Bodaj to marzyć na miękkiej pościeli,
W obłokach dymu, nad wina sklenicą,
W świecie którego ludzie nie widzieli,
Żyć z niewidzianą od świata dziewicą.
Bodaj to marzyć! w objęciu marzenia,
Na łożu dumań, przespać całe życie,
I być dla świata jak kawał kamienia,
Urodzony na Alp szczycie.
I jak ten kamień na niebo spoglądać,
Nie czując wichru, piorunu i burzy,
I o nic nie dbać, niczego nie żądać,
Słońca nie pragnąć, nie drżeć, gdy się chmurzy.
Dobrze mi marzyć było — bo w dumań godzinie,
Szło do mnie duchów niewidzianych grono,
I żyłem z niemi w tej nowej krainie,
Jak brat z bratem, jak mąż z żoną.
Wy nie znacie dziewic nieba?
O nie! — na to marzyć trzeba,
Żeby na tamtym zobaczyć je świecie,
Na to trzeba duszy, oka
A do kochania, pierś wolna, szeroka,
Pierś jest potrzebna, jakiej nie znajdziecie,
U tych co w wdziękach dziewczyny,
Kochają kawał gliny,
Chwilę rozkoszy i szału,
Żeby je poznać, trzeba błądzić w niebie,
Na skrzydłach zapału.
O niebieskim napoju, o niebieskim chlebie,
Trzeba wyrzec się ziemi,
Żeby żyć z niemi.