Zima

Zima. — Na nie­bie sza­ra roz­po­star­ta sza­ta...
Ci­cho — spo­koj­nie śnie­żek w po­wie­trzu ula­ta
I wszyst­ko bia­łym swo­im ca­łu­nem odzie­wa;
Stro­ją się ze­schłe tra­wy, ob­umar­łe drze­wa...
Na tle ciem­nem się bia­ło ma­lu­je świat wszy­stek,
Naj­mniej­sze tra­wy ździe­bło, naj­drob­niej­szy li­stek —
Mistrz nad mi­strze na­tu­rę za­mar­łą w je­sie­ni —
We mgnie­niu oka w nowy, żywy świat za­mie­ni,
Żywy, bo ca­łun to jest, co tuli w swem ło­nie,
Wszyst­ko, co z wio­sną ja­sną zie­le­nią za­pło­nie!


Z strza­ska­ne­go okrę­tu szcząt­ki nio­są fale
I na ląd wy­rzu­ca­ją. Ludź­mi rzu­ca ży­cie...
Jed­ni się roz­bi­ja­ją na pu­styn­nej ska­le —
Dru­dzy znaj­dą gdzieś ci­che u brze­gu ukry­cie...
Mnie na wasz ląd go­ścin­ny los rzu­cił li­to­śny —
W kraj ten serc mi­ło­sier­nych i wie­czy­stej wio­sny,
Zna­la­złem w was współ­ziom­ków i sio­stry i bra­ci...
Wdzięcz­ność moja bez­sil­na, Bóg cno­tę niech pła­ci! —

 San-Remo.

Czy­taj da­lej: Zima – Maria Konopnicka