Zwidziały mi się mej młodości sny,
czarowne sny:
w skwar południowy gdzieś błądzące mgły,
gorące mgły —
i na jaśminach rozkwitnionych łzy,
ros wonne łzy...
Ach! zwidział mi się mej młodości raj,
snów moich raj:
przez czarodziejski, rozśpiewany gaj,
złocisty gaj —
lecący słodki upojenia maj,
rozkoszny maj...
Przywidział mi się dreszcz młodzieńczych sił,
przebujnych sił,
co szedł nurtami wszystkich moich żył,
czerwonych żył
i w każdem tętnie płonął, grał i bił,
jak dzwon, tak bił.
Dawna, na oczach jaśniejąca dal,
słoneczna dal,
biały szczyt ducha nad świeżością hal,
nad runią hal
i bieg w zawody tam, gdzie święty Gral,
gdzie świeci Gral...
Przyjaciół, druhów, braci miłych krąg,
serdeczny krąg,
drżenie związanych razem bratnich rąk,
i serc i rąk,
na bój, na życie, zgon, śród sławy — mąk,
chociażby mąk...
Przesłodkich, wiotkich ciał dziewczęcych czar,
uścisków czar,
szept pocałunków, ust gorących żar
i oczu żar,
odurzająca włosów woń — i gwar,
słów cichych gwar...
Zwidziało mi się! Dawno okwitł bez,
jaśmin i bez,
a wiatr mi szumi gorzkich pełen łez:
tak pełen łez:
„Dis, qu’as-tu fait, toi, pleurant sans cesse,
de ta jeunesse?...“