Już cicerone wszystkie mi nazwał ołtarze,
wszystkich mistrzów obrazy pokazał — i głosem
krzykliwym objaśniwszy, zakończył z patosem:
»To cudowne, signore!« Stoję cichy — marzę.
Tam nademną sklepienie kopułą się dębi,
sto filarów ją trzyma, pomiędzy filary
mgłą się snują ostatnie kadzideł opary,
a przez mgłę tę złocisty ołtarz błyszczy w głębi.
Cisza. Popołudniowe słońce się zakradło
między łuki i błyszczy, jak złote widziadło
dni minionych... O! cicho, i święcie, i błogo —
Czar mię dziwny owionął, już zgiąłem kolano:
chciałem klęknąć, modlitwę dawno zaniedbaną
szeptać, — nagle zadrżałem: modlić się! do kogo?...