Dożynki Orzeszkowej

Gdy zapadła noc bezgwiezdna, mroczna,
Której znikąd nie był widny kres;
Gdy wśród ciosów przyszło odrętwienie
I nie stało więcej krwi ni łez;
Kiedy naród, jak bezskrzydły sokół.
Wszystek lotów pochop wprężył w duch
Po hejnały mistrzów myśli wieszczej,
Po ich hasła wytężając słuch, —
Jak ów tułacz, co w stepie dalekim
Łowił z Litwy szum, by koić ból; —
Tak on pytał, zali po dawnemu
Zabrzmi głos i z nadniemeńskich pól.

Nie zawiodła ziemia łąk i lasów,
Zkąd tylekroć potężny bił dzwon;
Straż duchowa stanęła nad Niemnem
I w hetmanów chórze drga jej ton!...

To z niewieściej piersi płynie pieśń
I ożywcze, twórcze wschodzą słowa...
A my z dumą mówim tyle lat:
Orzeszkowa tam jest, Orzeszkowa!

* * *

Głos jej wśród nocy długiej brzmi wiernie i stale,
Wydzwaniając, jak zegar, hejnał po hejnale.
Zrazu cichy, potężniał bólem, wiedzą, wolą...
Słał się nad chat sznurami, płynął ponad rolą.
Niósł szmer Niemnowej fali, Białowieży echo,
Brzęk sierpów, gwar miasteczek, cichy szept pod strzechą.
I drgał skargami wszystkich mieszkańców tej ziemi,
Garnąc z równą tkliwością skrzydłami bratniemi.
I wskazywał, co bronić, — uczył, co wypleniać,
Czego strzec jako świętość. — co krzewić, co zmieniać, —
Przenikał dusze...
Z duszy ziemi, narodu, człowieka
Brał ton najszlachetniejszy, co nieraz ucieka,
Kryje się, — a dobyty dźwięczy nutą złotą.
I brzmiał przestrogą brata i siostry pieszczotą,
Brzmiał, jak wyrok sędziego, przyjaciela rada,
1 był czasem jak matka, co nad dzieckiem biada,
To jak mędrzec, co w przyszłość wzrok spokojny zwraca.
Spiżowe wieścił hasła: obowiązek!... praca!...
Postęp, wolność i równość! miłość! poświęcenie!...
Lecz nigdy — rozpacz, nigdy — zabójcze zwątpienie!...
Aż z lat biegiem, harmonji pełen i potęgi,
Głos jej objął całego pokolenia kręgi.
I szła muzyka coraz szersza, coraz trwalsza,
Jak echo gry Wojskiego, coraz czystsza... doskonalsza...

* * *

Samotna prawie, wyszłaś w noc
U Niemna na robotę,
By ziemię płużyć, kopać, pleć,
I rzucać ziarna złote.

Za Tobą leżał gruzów zwał,
Przed Tobą — skrzepła rola,
Na wzgórzach — mgła, w nizinach — mgła..
Oj! dola-ż była, dola!

Nie opuściłaś w znoju rąk,
Przez ściernie brnąc i piaski,
A dzisiaj — patrz! — dożynki Twe,
I zórz świtają brzaski.

A dzisiaj patrz! Twe imię lśni
Wśród sławnych niewiast świata,
I cały lud ze wszystkich siół
Dla Ciebie wieniec splata.

I jak szeroki polski łan
Głos płynie z serc głębini:
Autorce cześć, działaczce cześć
I mądrej cześć mistrzyni!

(1907)

Czytaj dalej: Z rad dla moich synów - Ignacy Baliński