W 117-tą rocznicę (urodzin Mickiewcza)

Wiersz, wygłoszony na pierwszym publicznym obchodzie urodzin Mickiewicza w Nowogródku, d. 24 grudnia 1915 r., pod okupacją niemiecką.

Mówią, że zmarłym duszom w urodzin rocznicę
Dauern bywa przekraczać doczesności progi,
Że wolno im na jedną chwilę-błyskawicę
Od grobu do kolebki szlak swej ziemskiej drogi
Przelecieć wstecz i sercem drgającem, człowieczem
Ogarnąć, co kochali: ludzi, kraj i sprawy...
Wtenczas, wiążąc na mgnienie nić rozciętą mieczem
Śmierci, cieszą się z jasnej, smucą z doli łzawej
1 z siejby własnych czynów — zboża lub kąkola,
Jak gospodarz, idący wzdłuż swojego pola.

Duchu wieszcza, coś tutaj pod zamkiem Mindowy
Przed stu siedmnastu laty ujrzał światło dzienne,
Jeżeliś dzisiaj na swój szlak życiowy
Rozwinął skrzydła promienne,
Skrzydła duszy, i z wielkich grobowców królewskich,
Ze wzgórza Wawelskiego do tych pól litewskich
Zleciał, gdzie jako dziecię, pacholę, młodzieniec,
Pierwszych uczuć i wrażeń splotłeś trwały wieniec; —
Jeśli skroś dym wystrzałów, kurz krwi, zgliszcz pożogę
Znalazłeś dla ducha drogę
Do swej strzechy w Zaosiu, może już spalonej,
Do swego Nowogródka, gdzie dom twój i szkoła,
Gdzie w świeżych brózdach grobów — biały mur kościoła
I baszt szczątki — jedyne przeszłości ostatki; —
Jeśli Twa dusza do nich przez te krwi opony
Zleci i spojrzy okiem Gustawa-Konrada, —
To, jak ojciec do dzieci i jak syn do matki,
Po przez łzy się uśmiechnie, mimo żalu rada,
Widząc, że my tu jawnie, głośno po raz pierwszy
Dzień Twój święcim i czarem poim się Twych wierszy.

Naród wziął Cię za światło w czarnej nocy bólów,
Naród złożył Twe prochy pośród swoich królów,
Do najszczytniejszych mistrzów ludzkość Cię zalicza,
W tysiącach miast po świecie, w kraju, na obczyźnie,
Gdzie są Polacy, imię sławią Mickiewicza.
A głucho być musiało w najbliższej ojczyźnie,
Głucho w rodzinnem mieście, głucho na tej ziemi,
Którejś krasę uwiecznił słowy przedziwnemi,
Co wzajem duszę Twoją rzeźbiła zamłodu
Na pociechę i sławę całego narodu...
Nie wolno było laurów zwieszać Ci nad czołem,
Nie wolno było głośno pism Twych czytać społem,
Ani uczyć o Tobie jawnie i otwarcie, —
Tuś był na zapomnienie skazan i zatarcie...
Aż dzisiaj po raz pierwszy!

Aż dzisiaj po raz pierwszy,
Kiedy się zatrząsł świat,
Gdy smok ognisty wojny
Na rodzaj ludzki spadł,

Gdy poprzez Polskę całą
Aż do Tatrzańskich skał
Potoczył się, jak lawa,
Zniszczenia straszny wał.

Spłonęły nasze dwory
I długie sznury siół,
A ludzi rój pognano
Hen! jak w mogilny dół...

A my się tu ostali, tu przed obliczem Nieba,
Niepewni o dzień jutrzejszy, o kęs chleba,
Jednak już, już raźniejsi, że nie pokryjomu,
Lecz głośno sławić możem chlubę swego domu
I modlitwy o wolność Jego zacząć słowy:
„Panno Święta, co Jasnej bronisz Częstochowy
„Iw Ostrej świecisz Bramie,— Ty, co gród, zamkowy
„Nowogródzki ochraniasz z jego wiernym ludem...”

Czytaj dalej: Z rad dla moich synów - Ignacy Baliński