Sławny ochmistrz Dostatek śrebną brodą chwieje,
A złotymi, gdzie stąpi, portugały sieje.
Jedną ręką intraty przemożne rachuje,
Drugą hojnie zebranym bogactwem szafuje.
Srebra, złota i pereł, i kamieni drogich,
Jedwabiu rozlicznego, klejnotów chędogich
Pełno wszędy, orszak sług, pieszczone bławaty,
Drogotkane szpalery, rumiane szariaty,
Wezgłowia teletowe, kołdry haftowane,
Materac z altembasu, złotem opisane
Łoże, pokój obity, w nim z srebra litego
Wszystko, czego się jedno tkniesz, gwałt dobra wszego.
Miast, zamków i folwarków, stad i majętności,
Państwa nieokrążone i szerokie włości,
Nieprzebrane dochody, skarby niezliczone,
Wory, skrzynie, szkatuły zbiory napełnione,
Wszystkiego wszędy dosyć, samo się kieruje
Szczęście; łacwo durować, koli przystępuje.
Snadnie wszystko, kto ma co czym począć, a komu
Zewsząd płynie, nietrudno o plęsy w tym domu.
Bodajże ten cny ochmistrz w Polszcze nie umierał,
A przede mną, chudziną, wrót swych nie zawierał,
Od którego mi więcej żebrać nie potrzeba,
Jedno żeby mi zgębę dał do śmierci chleba.
Ale i pióro moje tak mi już zbuczniało,
Iż mu się przypochlebić tym rymem dostało,
Że go fraucymer zwabić nie może do siebie;
Komuż by się, ochmistrzu, chciało iść od ciebie?
Jednak i one dobre, tylko wprzód pieniędzy
Potrzeba, bo żadna rzecz smaku nie ma w nędzy.
A tak niż się me do was pióro wygotuje,
Każda niechaj porządkiem swoim następuje.